Tytuł: Kaz’s Curse

Moc mi świadkiem, że uprzedzony do Ruchu oporu nie byłem. Dawałem serialowi szanse za szansą, a po przyzwoitym finale 1. sezonu nawet z pewną niecierpliwością wyglądałem kolejnego. A kiedy ten się już zaczął, niemal co odcinek powtarzałem sobie, że ten następne już na pewno będzie tym, w którym zacznie się coś dziać. Ale teraz miarka się przebrała, a ja mam już dość poziomu, dla którego określenie dno i pięć metrów mułu jest komplementem.

Tego nie da się oglądać!

Nie będę pisał o fabule, bo żadnej nie ma. Nie będę pisał o rozwoju głównego bohatera, bo ten miał być kimś więcej, niż irytującym klaunem, ale najwyraźniej go to przerosło. Nie będę nawet próbował pisać, że spodziewam się po tym serialu jeszcze czegoś dobrego, bo na tym etapie życzę mu jak najszybszego końca.

Niestety dziennikarski obowiązek zmusi mnie do obejrzenia tej żenady do końca, ale nawet te 20 minut co tydzień będzie katorgą.

I na tym w sumie kończę, bo o odcinku, w którym najważniejsze był chyba 5 minutowy występ Guaviańskiej Bandy Śmierci chcę czym prędzej zapomnieć.

RECENZJE POPRZEDNICH ODCINKÓW:

Na koniec przypominamy recenzje poprzednich odcinków:

Oraz wszystkich odcinków poprzedniego sezonu: