Tytuł: The Recruit

Kiedy tylko zapowiedziano nowy serial animowany, z miejsca pojawiły się porównania do Rebeliantów. Dziś, kiedy pierwszy odcinek mamy już za sobą wiemy, że nowa seria Dave’a Filoniego ma z poprzednią niewiele wspólnego. Nie twierdzę jednak, że to źle.

Kazuda Xiono

Już sama osoba głównego bohatera jest skrajnie różna. Mamy tutaj Kazudę Xiono, pilota Nowej Republiki i senatorskiego syna, któremu wszystko w życiu podawano na złotej tacy. Sprawiło to jednak, że w jego życiu brak przygód, wyzwań oraz możliwości udowodnienia, że jest w stanie dokonać czegoś znaczącego nawet bez protekcji ojca. Dlatego też kiedy tylko nadarza okazja, Kaz bez przesadnie długiego wahania dołącza do Ruchu Oporu.

Skrajnie różne doświadczenia życiowe sprawiają, że choć niepozbawiony młodzieńczej brawury i niecierpliwości, Kaz jest jednak od Ezry znacznie pokorniejszy i pozytywniej nastawiony do świata. Dzięki temu bohater Ruchu Oporu jest też postacią znacznie bardziej lekkostrawną i mniej irytującą, niż młody Bridger na początku swej drogi.

Reszta obsady

W pierwszym, podwójnym odcinku poznaliśmy też niemal komplet postaci z drugiego i dalszych planów. Jak można się było spodziewać, ich przestawienie było bardzo pobieżne. Poza szefem Kaza, Jarkiem Yeagerem, nie poznajemy bliżej praktycznie, ale mimo to ja mam już swojego absolutnego ulubieńca.

Jest nim Nikto o imieniu Neeku, który nie tylko rewelacyjnie sprawdza się jako element humorystyczny, ale także okazuje się też katalizatorem dla wczesnych przygód Kazudy. O sukcesie tej postaci i niemal automatycznej sympatii, którą budzi w największym chyba stopniu zadecydował świetny casting. Josh Brener (Big Head z Doliny Krzemowej) pasuje tutaj idealnie.

O innych członkach zespołu Fireball czy też Asach Colossusa nie sposób napisać czegokolwiek, ale mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach będzie się to zmieniać.

Wyjątkowy klimat

Jedną z największych obaw fanów odnośnie Star Wars: Resistance był fakt, że serial ten tworzony był z myślą o młodszych odbiorcach. Powiem wam jednak, że zupełnie tego nie czuć. Owszem, towarzyszy mu pewna beztroska, a wszystko jest bardzo barwne i głośne, ale można to złożyć na karb tyleż grupy docelowej, co czasów, w jakich rozgrywa się serial. W galaktyce od lat panował spokój i dostatek, co sprawia że bohaterowie nie muszą (przynajmniej na razie) na każdym kroku walczyć o życie.

Owocuje to absolutnie unikalnym klimatem całej produkcji, który okazuje się bardzo ożywczy i, moim zdaniem,  jest czymś, czego odległa galaktyka potrzebowała.

A jeśli Ruch Oporu pójdzie ścieżką Rebeliantów po i pierwszych bardzo “błahych” odcinkach przyjdzie rozpęd i znacznie większa głębia fabularna, to będziemy mieć do czynienia z kolejną, bardzo udaną produkcją.

3, 2, 1… (fal)start

Już teraz widać jednak, że pomimo bezapelacyjnego potencjału, nie jest ona pozbawiona wad.

Niestety największą jest to, co miałem nadzieję, że będzie największą z zalet, a mianowicie wyścigi i ciągła rywalizacja Asów Colossusa. Co prawda, dostaliśmy na razie zaledwie jej małą próbkę, ale nie napawa ona optymizmem. Scenom akcji brakuje przede wszystkim dynamiki, nie wyzwalają też one praktycznie żadnych emocji. Coś, z czym anime (z takich własnie klimatów Ruch Oporu czerpać miał całymi garściami) radzi sobie świetnie, tutaj szwankuje na całej linii.

Scenarzyści też nie ratują sytuacji, bowiem jak na razie nie byli w stanie wymyślić Asom wyzwań bardziej ambitnych i ciekawszych, niż przelatywanie przez świecące obręcze. Mam nadzieję, że w przyszłości postarają się bardziej.

Najwyższy brak

Bardzo odczuwalny zdaje się też brak jednoznacznego czarnego charakteru. Oczywiście mamy czający się gdzieś w cieniu Najwyższy Porządek. Zyskał on nawet twarz (a raczej hełm) majora Vonrega, tym niemniej na razie nie zapowiada się, by jego obecność w serialu miała być mocno zaznaczona.

Sama stacja Colossus też nie zafundowała Kazowi żadnego zajadłego wroga, któremu regularnie stawiać musiałby czoła. Wobec takiego braku cała fabuła wydaje się nie posiadać należytej wagi, ale akurat ten brak może zostać łatwo i szybko zniwelowany.

Podsumowanie

Na zakończenie powiem tylko, że premierowy odcinek Star Wars: Resistance wywarł na mnie dużo pozytywniejsze wrażenie, niż Rebelianci. A biorąc pod uwagę, jak bardzo ceniłem ich pod w późniejszych sezonach, aż miło pomyśleć, gdzie zajść może Ruch Oporu.