Tytuł: Secret Cargo

PONIŻSZA RECENZJA ZAWIERAĆ MOŻE SPOILERY

Jeszcze nie tak dawno powątpiewałem, że odcinek Secret Cargo będzie potrafił zbliżyć się poziomem do poprzedniego, prześwietnego Through Imperial Eyes . I nie zbliżył się ani klimatem, ani niezwykłą, tak gęstą, że niemal namacalną atmosferą i potęgującą ją jeszcze muzyką. Ale w zamian za to dostaliśmy coś innego, być może jeszcze bardziej doniosłego.

Powolny początek

A zaczęło się bardzo niepozornie i niezbyt interesująco. Dostaliśmy co prawda powrót starego znajomego z odcinka Warhead, a mianowicie droida szpiegowskiego EXD-9, albo jego bliskiego krewnego, ale niestety tym razem jego znaczenie okazało się marginalne. Nastręczył, co prawda, zaskakująco dużo problemów jednej z najlepszej pilotek rebelii oraz wrażliwemu na Moc strzelcowi, ale to by było na tyle.

Ostatecznie droid szybko musiał ustąpić miejsca rebelianckiej misji tak tajnej, że najwyraźniej wiedział o niej tylko… imperialny wywiad. Właściwie nie wiem, czemu miał służyć cały wątek „tajności”, bo ani nie był przesadnie udany, ani nie próbował zbudować napięcia przed pojawieniem się tajemniczego gościa. Od początku było wszak wiadomo, że na pokładzie Ducha zawita nie kto inny, jak Mon Mothma.

Y-Defender

Na szczęście niemrawe początki z nawiązką nadrobiła druga część odcinka. Po pierwsze dostaliśmy kawałek całkiem fajnych walk kosmicznych, a przy tym ogromny kontrast między „starym” – wysłużone Y-wingi z Gold Squadronu, a „nowym” w postaci świeżutkiego, jeszcze (a może już ;)) cieplutkiego TIE Defendera ze znanym nam już Vultem Skerrisem za sterami. Starsze myśliwce dla nowego TIE nie były wielkim wyzwaniem, ale pokazały, że w odpowiednich warunkach stanowić mogą niemałą siłę uderzeniową (a nie tylko efektownie wybuchać, jak widzieliśmy w Nowej Nadziei). Przekonaliśmy się też, że nowa, imperialna maszyna w walce prezentuje się niezwykle efektownie, a starcia z jej udziałem, okraszone jeszcze bardzo malowniczą scenerią Nebuli stanowiły ozdobę odcinka Secret Cargo.

Tak się wszystko zaczęło

Jednak najistotniejszą rzeczą, jaką w odcinku zobaczyliśmy, a której mało kto się chyba spodziewał, było oficjalnie wystąpienie Mon Mothmy z senatu i zawiązanie Sojuszu Rebeliantów. Wydawać by się mogło, że wydarzenie tak doniosłe, które zmieniło bieg galaktycznej historii pokazane zostanie w medium bardziej prestiżowym, niż serial animowany, ale stało się. Dave Filoni i spółka dostąpili zaszczytu ukazania nam, jak rozproszone po całej galaktyce rebelianckie komórki zostały zjednoczone pod przewodnictwem Mon Mothmy i jak uformowała się organizacja, która z czasem obali Imperatora i rozkruszy jego Galaktyczne Imperium.

A scena z flotą pojawiającą się nad Dantooine w odpowiedzi na wezwanie byłej pani senator na zawsze wejdzie chyba do historii nie tylko serialu, ale i całego uniwersum. I tak oto, zanim jeszcze 3. sezon dobiegł końca otrzymaliśmy bezpośrednie wprowadzenie nie tylko do Rogue One, ale i do Nowej Nadziei. Sprawia to, że z jeszcze większą niecierpliwością czekam już na kolejny sezon.

No ale najpierw mamy przed sobą jeszcze kilka odsłon obecnego, a oto pierwszy klip z sobotniego odcinka – Double Agent Droid:

Przy okazji zapraszamy też do recenzji poprzednich odcinków obecnego sezonu: