Po katastrofie nadprzestrzennej, podczas której Jedi wykazali się niezwykłym bohaterstwem, Republika nadal się rozwija, łącząc kolejne światy pod wspólnym sztandarem. Pod przywództwem kanclerz Liny Soh duch braterstwa rozprzestrzenia się po galaktyce, docierając do jej dalekich zakątków. Działania kanclerz wspierają Jedi – m.in. Stellan Gios, Bell Zettifar i Elzar Mann – którzy odpowiadają za utrzymanie harmonii i ładu. Nie bez znaczenia jest też nowo utworzona stacja kosmiczna Latarnia Gwiezdny Blask. Lina Soh przygotowuje się do Festiwalu Republiki, podczas którego planuje zaprezentować mieszkańcom galaktyki korzyści, jakie płyną z dołączenia do nowego systemu.

Tymczasem jego wrogowie, brutalni i dzicy Nihilowie, nie rezygnują ze swoich planów pogrążenia galaktyki w chaosie. Ich przywódca, żądny zemsty Marchion Ro, zamierza rozpętać burzę, która ma siać spustoszenie w Republice. Czy Jedi uda się powstrzymać krwawe zapędy Nihilów? W tej walce przyjdzie im zmierzyć się z prawdziwym koszmarem, przed którym – być może – nawet Moc nie zdoła ich ochronić…

Po świetnym starcie Wielkiej Republiki (Światło Jedi) i nieco słabszych kontynuacjach (Próba odwagi oraz W ciemność), byłem bardzo ciekaw, co przyniesie kolejna jej odsłona, a zarazem druga w cyklu powieść dla dorosłych. Będą po lekturze, stwierdzam, że choć The Rising Storm ma swoje wady, to Cavan Scott stanął na wysokości zadania i okazał się godnym następcą Charlesa Soule.

Brak kontynuacji

Mimo to zacznę od wad, z których największą jest dla mnie chyba brak poczucia kontynuacji historii. Akcja przeskoczyła w czasie, po niektórych bohaterach bardzo istotnych w Świetle Jedi nie pozostał praktycznie żaden ślad. Inni poszli zupełnie inną ścieżką i choć Cavan Scott stara się przekonać nas, że w jakiś sposób wciąż wpływają na historię, to nie idzie mu to za dobrze.

Dostajemy też kilkoro nowych bohaterów, którzy jednak nie otrzymują należytego wprowadzenia. Domyślam się, że ich przeszłość przedstawiona może zostać w innych publikacjach, tym niemniej oceniając The Rising Storm jako samodzielną całość, muszę przyznać, że niektóre wątki, w szczególności ten dotyczący Ty Yorric, sprawiają wrażenie mocno wymuszonych.

Powolny start

Powieść rozkręca się też bardzo powoli. Aczkolwiek tutaj niekoniecznie musi być to wadą, bowiem niektóre z wątków spowalniających akcję jest naprawdę udanych. Dzięki nim Wielka Kanclerz Lina Soh przestaje być tylko postacią znaną z propagandowych holo, a nabiera charakteru i osobowości. Marchion Ro utwierdza nas w przekonaniu, że jest z niego zimny i wyrachowany scu… rrier, który jest naprawdę dobrym złolem i daleki jest jeszcze od odsłonięcia wszystkich swych kart.

Z wielką przyjemnością zaprzyjaźniałem się też bliżej z Elzarem Mannem, który na przestrzeni powieści wyrósł na mojego ulubionego bohatera całego cyklu Wielkiej Republiki. Tutaj byłem świadkiem jego rozterek, sukcesów i porażek. A że niektóre z tych ostatnich były spektakularne i potencjalnie brzemienne w skutkach, to bardzo ciekawi mnie, jak dalej rozwinie się jego postać.

Co nie zmienia faktu, że przez ponad połową książki fabułą była niemal sielankowa i momentami nużąca.

Jazda bez trzymanki

Ale kiedy już dziać się zaczyna, to na całego! Nie pamiętam książki spod znaku Star Wars, gdzie akcja byłaby tak intensywna i emocjonująca. I choć skala oraz stawka nie była może tak wielkie, jak podczas kluczowych bitew galaktycznej wojny domowej, to Cavan Scott sprawił, że czuło się, jakby na szali były losy całej galaktyki.

Błyszczał znów Elzar (dzięki któremu dużo zyskała i Ty Yorric) spychając na dalszy plan Stellana Giosa, czy Bella Zettifara (ten ostatni wypadł bledziutko). Po drugiej stronie barykady Nihilowie znów wypadli bardzo dobrze. Świetnie pokazali się Jeźdźcy Nawałnic, Lourna Dee i Pan Eyta, dzięki czemu zyskali nieco więcej głębi. Ale wszystkich i tak pozamiatał znów Marchion Ro, który w decydującym momencie wyciągnął swojego asa z rękawa ponownie dowodząc, że nawet Jedi powinni się go obawiać.

Wszystko to sprawia, że druga część książki z nawiązką wynagradza nam nieco wolniejszy początek i sprawia, że The Rising Storm jest lekturą absolutnie obowiązkową dla każdego fana nie tylko Wielkiej Republiki, ale po prostu Gwiezdnych wojen. I tak jak Światło Jedi było świetnym wprowadzeniem nas w nową erę, tak The Rising Storm to jej doskonałe rozwinięcie, które sprawia, że mam ochotę na dużo więcej.

Inne książkowe recenzje

A tutaj recenzje innych książek z nowego kanonu, zarówno tych najnowszych:

Jak i tych wydanych już po polsku:

Znajdą się także Legendy: