Nadeszła pora, by Thrawn stanął twarzą w twarz ze swoją przyszłością… A Vader zmierzył się z własną przeszłością.

„Wyczułem zakłócenia w Mocy…”. Te słowa brzmią złowrogo w każdej sytuacji, jednak szczególnie groźnie, gdy padają z ust samego Imperatora Palpatine’a. Na planecie Batuu rodzi się zagrożenie dla Imperium. Widmo niebezpieczeństwa zaniepokoiło imperialnego przywódcę na tyle, że zlecił zbadanie tej sprawy dwóm swoim najbardziej zaufanym agentom: bezlitosnemu wykonawcy jego woli, lordowi Darthowi Vaderowi oraz błyskotliwemu strategowi, wielkiemu admirałowi Thrawnowi.

Vader i Thrawn, jako sojusznicy wbrew własnej woli, trafiają na planetę, na której niegdyś walczyli ramię w ramię. Czekają tu na nich dwa wyzwania: sprawdzian ich lojalności wobec Imperium… a także wróg, do pokonania którego mogą nie wystarczyć nawet ich połączone siły.

Thrawn: Sojusze to druga nowo kanoniczna powieść autorstwa Thimotego Zahna opowiadająca o przygodach uwielbianego przez fanów niebieskiego wielkiego admirała Mitth’raw’nuruodo, (w skrócie Thrawna). Akcja książki rozgrywa się na dwóch liniach czasowych, z których jedna rozgrywa się w czasach Wojen klonów, a druga za czasów imperium. Pierwsza z historii przybliża nam losy Padmé Amidali, która to znika w niewyjaśnionych okolicznościach podczas wykonywania tajnej misji. Na ratunek rusza jej mąż rycerz jedi, generał Anakin Skywalker, jednakże by odnaleźć swoją ukochaną zmuszony będzie się sprzymierzyć z intrygującym obcym, komandorem rasy Chiss, Thrawnem.  Druga historia zaś dzieje się wiele lat później (ok 17-19) i tyczy się dwójki sług imperatora. A konkretniej jego ucznia, lorda sithów Dartha Vadera oraz dowódcy siódmej floty wielkiego admirała Thrawna. Ich zadaniem jest zbadać sprawę tajemniczych zakłóceń mocy, odkrytych przez Imperatora Palpatina.

Co dobrego znajdziemy w Sojuszach?

Właściwą recenzji trzeba zacząć od stwierdzenia, że Thrawn: Sojusze to lektura wcale nie łatwa w ocenie. Odnoszę wrażenie, że w powieści albo coś jest zrobione bardzo dobrze albo zawodzi na całej linii.

Powieść jest przede wszystkim wielowątkowa, ale przy tym udaje się utrzymać jej spójność, co nie jest takie łatwe, gdy jednocześnie prowadzi się wątki kilku bohaterów naraz. A własnie skoro już przy bohaterach jesteśmy, to warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, iż Timothy Zahn ponownie, jak w przypadku poprzedniej swojej powieści, (której recenzje znajdziecie tu) wykonał kawał świetnej pisarskiej roboty. Postacie (nie licząc Vadera, ale o tym potem) są przez całą fabułę pięknie prowadzone, a ich wątki wciągające i należycie pozamykane. Także sama fabuła prezentuje się co najmniej nieźle. Autor nie podaje nam niczego na tacy. Efektem czego jest to, że sami szukamy odpowiedzi na nurtujące nas pytania i zagadki, których tutaj nie mało. I na tym w gruncie rzeczy kończą się pozytywy i zaczynają negatywy.

Co złego doświadczymy w Sojuszach?

Jak każda książka (nawet najlepsza) i ta ma swoje wady, których niestety jest dość sporo. Największą z nich moim zdaniem są opisy walk. Nieraz miałem szczerą ochotę je po prostu ominąć. Powodem tego stanu rzeczy jest nieustannie powtarzający się schemat. Polegający na tym, że Vader/Anakin ma wizje ataku, dzięki czemu go odpiera. I tak jak na początku dało się to znieść tak na końcu było to wręcz męczące.

Drugą wadą jest Vader, którego charakter autor napisał pod powieść a nie na odwrót jak powinno być. W efekcie czego mamy niby tego strasznego mrocznego lorda nietolerującego pomyłek i jakiegokolwiek zwierzchnictwa innego, niż samego Imperatora. A w istocie okazuje się on całkowicie uległy wobec Thrawna, co tłumaczone jest tym że Sith jest ciekawy co się stanie. Dało się to o wiele lepiej poprowadzić i wytłumaczyć.

Jednakże to wszystko nie umywa się do faktu, że kompletnie niepotrzebnie w książce mamy opisane dwie linie fabularne, nawet pomimo tego, że są one ze sobą powiązane (co odkrywamy tak właściwie na sam koniec). Lepszym rozwiązaniem mogłoby być rozłożenie książki na dwie części i dodać do każdej kilka nowych scen czy wątków. A tak, odnoszę wrażenie, że nie rzadko jedna linia fabularna, najczęściej opowiadająca o Padmé, nie jest w stanie rozwinąć skrzydeł z uwagi na fakt istnienia drugiej.

Podsumowanie

Thrawn: Sojusze to książka dziwna, choć może trafniej będzie powiedzieć wyjątkowa. Trudno tutaj jednoznacznie określić czy to powieść zła czy dobra, bo ma w sobie cechy zarówno jednej jak i drugiej. Na pewno jest to pozycja obowiązkowa dla każdego fana niebieskiego admirała, ale już miłośnikom Vadera do gustu może nie przypaść, bo Mrocznego Lorda wbrew pozorom jest tu stosunkowo niewiele. Fani Wojen klonów również mogą znaleźć tu też coś dla siebie.

Czy trzeba znać poprzednią część, by zrozumieć sens tej? Co ciekawe nie, bez problemu jej fabułę pojmie każdy kto nie miał wcześniej styczności z Thrawnem. Co oczywiście nie oznacza że nie warto wcześniej przeczytać poprzedniej książki do czego gorąco zachęcam!