W wyniku szokującego postępku Yriki Quell oraz jednej z najbardziej zażartych bitew ich życia, niedobitki eskadry alfabetycznej szukają odpowiedzi oraz decydujących rozstrzygnięć w galaktyce, której stare, wojenne rany otworzyć mogą się na nowo.
Soran Keize powrócił, by uczynić Skrzydło Cienia jeszcze niebezpieczniejszym. Operacja Popiół, czyli protokoły prowadzące do unicestwienia całych planet tuż po upadku imperatora, wciąż odciska swe piętno na galaktyce. Skrzydło Cienia nie jest już ranną zwierzyną umykającą przed noworepublikańskimi myśliwymi. Wraz z ich dowódcą, powróciła jego siła, a jego niszczyciele i eskadry myśliwców czają się w ciemności kosmicznej pustki, by wykonywać ostatnią, niszczycielską wolę poległego Imperatora. Ale także inną, dziwniejszą misję, którą Keize podjął nie dla dobra umierającego Imperium, ale dla jego lojalnych żołnierzy.
Statki eskadry alfabetycznej są w opłakanym stanie, podobnie jak ich morale, ale zawsze mogli liczyć na siebie nawzajem. Teraz, kiedy przyjdzie im zmierzyć się z odrodzoną potęgą sił Sorana Keize, nie mogą być pewni, że zostało im nawet to. Zatem jak schwytać cień? Jak go zabić? A kiedy już zwycięstwo zostanie odniesione, kto zapłaci za nie najwyższą cenę?
Kiedy zaczynała się historia eskadry alfabetycznej, czy też po prostu Abecadła, nie byłem wielkim fanem. Pierwsza książka nie była zła, była co najmniej solidna, ale jej bohaterowie nie o razu potrafili mnie do siebie przekonać, a niektórzy wręcz irytowali. Wraz z drugą odsłoną wiele wątpliwości zniknęło, a ja wiedziałem już, że mam do czynienia z jedną z lepszych historii, jakie dał nam nowy kanon, choć wciąż nie miałem pojęcia jak zwieńczona zostanie jej fabuła.
Jak zatem wypadła powieść Victory’s Price, czyli ostatnia część przygód Abecadła?
N jak nieprzewidywalność
Wspominana już nieprzewidywalność jest jedną z jej najsilniejszych stron. Nie chodzi może nawet o rozumianą szeroko fabułę (ta od początku wiadomo było dokąd zmierza), czy dramatyczne zwroty akcji, ale raczej o historie poszczególnych bohaterów, których losów nie sposób było zawczasu przewidzieć.
W tym względzie całą trylogia jest opowieścią bardzo osobistą, w której nawet liczne sceny walk kosmicznych (i nie tylko) niemal zawsze napędzane są emocjami i przemyśleniami głównych bohaterów.
Tym niemniej wielkie słowa uznania należą się Alexandrowi Freedowi za to, że konfliktowi Abecadła ze Skrzydłem Cienia potrafił nadać znaczenia i wagi znacznie większej, niż można by przypuszczać. Tym samym ta mimo wszystko kameralna historia wypłynęła na szersze galaktyczne wody, a jej bohaterowie (i antybohaterowie) na zawsze zapisali się w galaktycznych annałach.
C jak ciężar gatunkowy
Pomimo wspomnianej kameralności historii, a może właśnie z z uwagi na nią, Victory’s Price jest jedną z najcięższych gatunkowo pozycji w nowym kanonie. Nie jest to opowieść o szlachetnych pilotach Nowej Republiki, gdzie efektowniejsze od starć myśliwców, są tylko błyskotliwe potyczki słowne, a wszystko polane jest hollywoodzkim sosem o smaku kosmicznego Top Gun, o nie.
Tutaj dostajemy bohaterów dalece nieidealnych, którzy najzacieklejsze boje toczą z reguły z własnym sumieniem, emocjami czy niedoskonałościami. A walka ta rzadko bywa czysta i zawsze pociąga za sobą ofiary. Paradoksalnie okazuje się, że Victory’s Price, jak i cała trylogia zresztą, to najbardziej przyziemna, a przez to prawdziwa i robiąca ogromne wrażenie historia, jaka w ramach nowego kanonu została opowiedziana. Czyta się ją mozolnie i długimi momentami nie czerpie się z tego przyjemności, ale kiedy historia się kończy, dochodzi się to wniosku, że była to naprawdę mocna i bardzo dobra rzecz.
I tylko jednego mi tutaj zabrakło, a mianowicie tego, by Alexander Freed częściej brał przykład z Georga R.R. Martina, jeśli chodzi o podejście do swoich bohaterów.
I jak imperialna perspektywa
Na uwagę i uznanie zasługuje też zaprezentowanie czytelnikowi imperialnej perspektywy. Było już przynajmniej kilka prób zmierzenia się z tym tematem, ale tak naprawdę udało się to dopiero Alexandrowi Freedowi w Victory’s Price.
Udało się to przede wszystkim dlatego, że autor postanowił uczłowieczyć nie tylko pojedyncze jednostki, ale podszedł do tematu hurtowo. Oczywiście pierwsze skrzypce gra tutaj Soran Keize, z powodzeniem pretendujący do głównego bohatera powieści, ale także dowodzone przez niego Skrzydło Cienia, to ludzie z krwi i kości. Nie zindoktrynowane do szpiku kości imperialne manekiny, a kobiety i mężczyźni zdolni do miłości, współczucia czy strachu.
Dzięki temu można było się wczuć w ich sytuację, zrozumieć potrzebę odnalezienia nowego celu, nawet jeśli ten nawiązywał do najokropniejszych imperialnych tradycji, a momentami nawet współczuć. W kanonie jest to rzeczą naprawdę bez precedensu i za to także należą się autorowi słowa uznania.
P jak podsumowanie
Zdaję sobie doskonale sprawę, że zarówno Victory’s Price, jak i cała trylogia Alphabet Squadron nie każdemu przypadnie do gustu, nie jest to wszak lekka, łatwa i przyjemna historyjka o wspaniałych mężczyznach (i kobietach) w ich latających maszynach. Dostajemy coś znacznie bardziej złożonego i skłaniającego do przemyśleń, nieoczywistego i naprawdę dobrego. Dlatego też mam nadzieję, że choć niektóre z poznanych tutaj postaci jeszcze do nas powrócą.
Inne książkowe recenzje
A tutaj recenzje innych książek z nowego kanonu, zarówno tych najnowszych:
- Into the Dark
- A Test of Courage
- Light of the Jedi
- Thrawn Ascendancy. Chaos Rising
- Free Fall
- Shadow Fall
- Queen’s Peril
Jak i tych wydanych już po polsku:
Znajdą się także Legendy: