Padawan Reath Silas zmuszony jest opuścić Coruscant, kosmopolityczną stolicę Republiki i udać się na słabo rozwinięte rubieże i jest z tego bardzo niezadowolony. Gdyby to od niego zależało, zostałby w świątyni Jedi i studiował jej archiwa. Ale kiedy statek, którym podróżował, zostaje wyrwany z nadprzestrzeni w wyniku ogólnogalaktycznego kataklizmu, Reath zostaje nagle rzucony w sam środek akcji. Jedi i jego towarzysze podróży znajdują schronienie na czymś, co wygląda na opuszczoną stację kosmiczną. Ale wtedy zaczynają się dziać dziwne rzeczy, które skłaniają Jedi do poszukiwania prawny na temat tajemniczej stacji, prawdy, która może doprowadzić do tragedii.

Zabierając się za powieść Into the Dark spodziewałem się po Claudii Gray wielkich rzeczy. Nie dość, że jest ona w moim mniemaniu najlepszą autorką tworzącą nowy kanon, to na tapetę brała właśnie Wysoką Republikę, która jak dotąd okazała się ogromnym, pozytywnym zaskoczeniem (wyjąwszy A Test of Courage). Nie wyobrażałem więc sobie, że z takiego mariażu może wyjść cokolwiek innego, niż czyste złoto.

Będąc już po lekturze, długi czas nie wiedziałem nawet, jak zacząć tę recenzję. W między czasie w myślach przywoływałem poprzednie powieści Claudii Gray i uderzyła mnie jedna rzecz – nie byłem w stanie przypomnieć sobie fabuły żadnej z nich. Nie jestem jeszcze w wieku tak zaawansowanym, by ze sklerozą się borykać, ani też książki nie były z kategorii „przeczytać i zapomnieć” (wręcz przeciwnie, co najmniej dwie z nich, to moje TOP 5 nowego kanonu). Sęk w tym, że w każdej z nich fabułę przysłoniły bardzo wyraziste postacie, ich ewolucja, emocje oraz wzajemne relacje. To one zawsze były na pierwszym miejscu niezależnie od tego, czy mieliśmy do czynienia z postaciami zupełnie nowymi (Utracone gwiazdy), dobrze znanymi (Master and Apprentice), czy też mieszanką jednych i drugich (obie pozycje poświęcone Lei).

Ale zepchnięcie fabuły na dalszy plan nigdy dotąd mi nie przeszkadzało, gdyż bohaterowie kreowani i prowadzeni byli w sposób tak dobry, że ich losy były najważniejsze. Jednak to, co wcześniej nie przeszkadzało, okazało się główną wadą Into the Dark.

Co za dużo to niezdrowo

Tym razem pierwszoplanowe postaci nie dały rady pociągnąć całej powieści. A i drugi plan, ewidentnie rozpisany na natychmiastowe budzenie sympatii, pozostał mi obojętny. Niedostatki bohaterów po części wynikały z tego, że było ich tutaj po prostu za dużo. Kandydatów i kandydatek do grania pierwszych skrzypiec mieliśmy co najmniej czworo. Niektórzy niby byli poprawni, ale jednak nudnawe (Raeth, Cohmac), inne nudne okazały się już na pełen etat (Affie). A te, które potencjał miały (Orla), w gruncie rzeczy skrzydeł nie rozwinęły. Zresztą o ile autorka starała dzielić się czas sprawiedliwie, o tyle większość bohaterów spokojnie mogłaby mieć go więcej.

Ale to jeszcze nic w porównaniu do tego, jak Cladia Gray potraktowała złoczyńców. Nie dość, że pojawili się gdzieś w 2/3 powieści, to w sumie niczego ciekawego nie wnieśli. I mowa tutaj nie tylko o Nihilach (Ci pokazali jeszcze mniej), ale o nowej tajemniczej i ponoć niezwykle groźnej frakcji… o której nie dowiedzieliśmy się praktycznie nic. Wobec tego nie sposób było odczuwać strach, który jakoby mieli oni budzić. Zabrakło mi też po ich stronie wyrazistych jednostek. Nie mówię, że miał się nam tutaj objawić drugi Marchion Ro, ale ktokolwiek wymieniony z imienia z choćby szczątkową historią byłby tutaj krokiem naprzód.

A tak pozostaje poczekać i zobaczyć, jak z nowymi złoczyńcami poradzą sobie inni twórcy.

Co za mało tym bardziej

Jak już wspominałem, nadmiar bohaterów odbił się na fabule, i to bardzo dotkliwie. Przez pierwszą połowę książki nie działo się praktycznie nic ciekawego. Jakieś szczątki fabuły pojawiły się i zniknęły, a ja szykowałem się na epilog, gdy zorientowałem się, że zostało jeszcze drugie tyle książki, na które, niestety nie czekałem z wypiekami na twarzy.

I słusznie, bo nawet kiedy coś się dziać zaczęło, akcja daleka była od porywającej. „Zaskakujące” zwroty akcji były szyte wyjątkowo grubymi nićmi, a i emocji było jak na lekarstwo. Co gorsza, Claudia poskąpiła nam nawet na zakończenie złowróżbnego akcentu, który tak świetnie zagrał w Light of the Jedi, a o który i tutaj aż się prosiło. Zamiast tego dostaliśmy ckliwy happy end i mglistą zapowiedź kontynuacji losów większości bohaterów. Na którą, nota bene, wcale nie czekam, bo jak już wspominałem, nikt z głównej czwórki nie wydaje mi się tego warty.

Dobre strony

Na tym etapie możecie pomyśleć, że Into the Dark to jedna z gorszych pozycji w całym nowym kanonie. Ale wynika to tylko z tego, że Claudię Gray naprawdę bardzo cenię i spodziewałem się kolejnej wybitnej powieści. Wielkie oczekiwania sprawiły natomiast, że rozczarowanie było tym dotkliwsze. Ale nawet daleka od swej najwyższej formy Claudia Gray, jest gwarantem rozrywki przynajmniej solidnej, także warto też wspomnieć o tym, co autorce się udało.

Przede wszystkim Jedi. Ich charaktery nie trafiły może w moje gusta, ale pochwała należy się na pewno za ich różnorodność. O ile idealizowanie Jedi było jednym z niewielu słabych punktów powieści Light of the Jedi, tak zabieg odwrotny jest zdecydowanie silną stroną Into the Dark. Padawani, Rycerze, a nawet Mistrzowie Claudii Gray są omylni, brak im pewności siebie, ulegają emocjom, także tym zbliżającym ich do ciemnej strony, a w skrajnych przypadkach udaje się ich nawet złamać.

Całkiem nieźle udawało się także budowanie atmosfery tajemnicy, rosnącej grozy i suspensu. Do mistrzów horroru jeszcze Claudii Gray trochę brakuje, tym niemniej długimi momentami Into the Dark miała swój specyficzny klimat, choć pewnie dało się go jeszcze lepiej wykorzystać.

Podsumowanie

Jednak nawet te kilka pozytywów nie zdoła zmienić faktu, że najnowsza powieść Claudii Gray jest zdecydowanie najsłabszą w starwarsowym dorobku autorki. Co więcej, jest to też jedna ze słabszych pozycji w ramach cyklu The High Republic, a najlepszym podsumowaniem, jakie przychodzi mi do głowy są tutaj lekko zmodyfikowane słowa Mistrza Yody – Page turner it was not.

Pozostaje mieć nadzieję, że autorka szybko się zrehabilituje i naprawi nadwątloną, przynajmniej w moich oczach, reputację.

Inne książkowe recenzje

A tutaj recenzje innych książek z nowego kanonu, zarówno tych najnowszych:

Jak i tych wydanych już po polsku:

Znajdą się także Legendy: