Tytuł: Star Wars 053
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Salvador Larroca
Historia: Hope Dies, part IV

Po poprzednim, napakowanym akcją i świetnymi momentami zeszycie, seria Star Wars spuściła nieco z tonu. W numerze #53 wciąż dzieje się bardzo dużo, ale scenariuszowi (zarówno fabule, jak i dialogom) brak błysku i lekkości.

Krótka piłka

Można mieć wrażenie, że wydarzenia pokazane w Star Wars 053 zawierają się dosłownie w kilku, góra kilkunastu minutach. Przez taką kompresję dzieje się naprawdę dużo, ale paradoksalnie fabuła posuwa się naprzód w tempie iście ślimaczym. Metodyczna i niezbędna dla zachowania ciągłości uniwersum anihilacja rebelianckiej floty trwa w najlepsze, a Han, Luke i reszta eskadry Łotrów miotają się tylko próbując odwlec nieuniknione.

„Listen, you can’t stay out here. Nuzzle up against the destroyers. Take it from a smuggler– this always works.” – Han Solo

HHRHHRHHH?” – Chewbacca

„Hey, I figure they don’t need to know the odds, either.” – Han Solo

Mimo to kolejne rebelianckie krążowniki co i rusz zmieniają się w wielkie kule ognia. I to nawet bez większego udziału Dartha Vadera. Ten zeszyt #53 najwyraźniej przespał, bo po tym, jak był gwiazdą poprzedniej odsłony, tak teraz pojawiał się na krótko, głównie z przyzwoitości chyba, bo fabularnie nie był on w większości przypadków konieczny.

Hear me baby, hold together

O ile historia Hope Dies zdążyła nas już przyzwyczaić do co najmniej dobrego (a często rewelacyjnego) prezentowania kosmicznych starć, o tyle tym razem nie sposób raz jeszcze nie pochwalić rysownika Salvadora Larroci. Słowa uznania należą mu się zarówno za całokształt komiksu Star Wars 053, ale także, a może przede wszystkim, za panele na których widzimy Sokoła. Często bywał on nazywany kupą złomu, ale nigdy nie był chyba jeszcze tak bliski, by faktycznie się nią stać.

„We’ve got to land the Falcon… I don’t think she’s been this beat up since the kessel run. Hold together, old girl…” – Han Solo

Doszło nawet do tego, że ostatecznie Han i Chewie porzucić musieli swój ukochany statek. Niech to najlepiej świadczy o tym, w jak opłakanym stanie znalazła się zmodyfikowana koreliańska fregata. Ale mimo tego, że wyglądała tak źle, wyglądała też naprawdę świetnie.

Mission Impossible

Na koniec dostajemy też Leię, która podejmuje się misji niemożliwej i rzuca się w paszczę lwa. Trzeba przyznać, że już na samym początku Kieronowi Gillenowi udało się nadać fajny klimat całego wypadu. A mnie bardzo ciekawi na czym polegają rebelianckie taktyki anty-vaderowe i jak bardzo spektakularnie zawiodą.

„You know the anti-vader drill. Time to see if it’s worth a damn…” – generał Draven

Czy zatem w następnym numerze Leia stanie oko w oko z tym, czego udało jej się uniknąć na końcu Łotra 1? Na to wygląda i zapowiada się to bardzo ciekawie.

POPRZEDNIE NUMERY I WARIANTY OKŁADKI

Na zakończenie zachęcamy do zapoznania się z recenzjami wcześniejszej historii oraz poprzednią odsłoną obecnej:

A także prezentujemy warianty okładki: