Tytuł: Star Wars 049
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Salvador Larroca
Historia: Mutiny at Mon Cala, part VI

Jak już poprzednio pisałem, Bunt na Mon Cala nie jest historią idealną i najlepszą, jaką komiskowa odległa galaktyka widziała, ale na jej zakończenie twórcy naprawdę się postarali i sprezentowali nam bardzo solidny numer.

Gial Ackbar

Naczelny karp Rebelii po raz kolejny pokazał się tutaj z bardzo dobrej strony, a i jego pobratymcy dowiedli, że faktycznie godni są tego, by stać się nieodzowną częścią Rebelii. To także nie jest niczym nowym, bo zarówno przy okazji głównej serii, jak i serii Darth Vader, pisałem już, że głównymi i najlepszymi aktorami korespondujących ze sobą historii jest Mon Cala i jej lud, tym niemniej warto zaakcentować to raz jeszcze.

„Admiral Ackbar to the Mon Cala fleet. We are The Rebel Alliance. They think us trapped. I will find a way out. Transmit all your details. A full manifest. Know this… We are the Mon Cala. The current is against us, but there are no tides we cannot overcome.” – Ackbar do floty Mon Cala

Inna sprawa, że rozwiązanie, które ocaliło nowouformowaną, rebeliancką flotę nie okazało się przebłyskiem taktycznego geniuszu, a manewrem, który w ostatnich latach Sojusz i ich spadkobiercy wykorzystywali nader często. Tym niemniej Karpie swoje pięć minut zdecydowanie wykorzystały i pokazały pełnię swoich możłiwości.

Narysujcie mi to pięknie

Ostatnimi czasy niezbyt często wspominam o rysunkach Salvadora Larroci. Z jednej strony przyzwyczaiłem się już do jego stylu i nie nie razi on mnie już tak, jak kiedyś. Z drugiej, ileż można narzekać na jedną i tę samą rzecz?

Ale tym razem nie zamierzam wcale na Salvadora narzekać. Wręcz przeciwnie! Należą mu się niemałe słowa uznania. Już wcześniej miewał on przebłyski, szczególnie w kwestii rysowania różnych egzotycznych raz obcych. Swoją drogą Kalamarianie też wychodzili mu całkiem nieźle, choć trudno było ich od siebie odróżnić. Ale tutaj nie o karpiach miałem pisać, a o rewelacyjnych scenach wielkiej, kosmicznej bitwy, która narysowana byłą przepięknie. Szczególnie duże, całostronicowe panele wyszły rewelacyjnie.

Udało się też znakomicie oddać dynamikę starć myśliwców, co nie zawsze i nie każdemu się udaje i chociażby dlatego warto po komiks Star Wars 049 sięgnąć.

Nie jest to na szczęście jedyny powód, bo końcowy, zaskakujący (byłby bardziej zaskakujący, gdyby nie czytało się zapowiedzi kolejnych numerów) zwrot akcji też sprawdził się bardzo dobrze i zwiastuje naprawdę mocny, jubileuszowy zeszyt #50.

POPRZEDNIE NUMERY I WARIANTY OKŁADKI

Na zakończenie zachęcamy do zapoznania się z recenzjami poprzednich części obecnej historii:

A także prezentujemy wariant okładki: