Oglądając film wieńczący Sagę Skywalkerów, Skywalker. Odrodzenie, wielu z nas pozostało z większą ilością pytań niż odpowiedzi. Klon Palpatine’a? Rodzice Rey? Co się działo z Lukiem, kiedy próbował odtworzyć Zakon Jedi? Skąd ta ukryta planeta Sithów? Te oraz wiele innych pytań pozostawały bez odpowiedzi przez bardzo długi czas, gdyż niewiele pojawiło się materiałów z okresu trylogii sequeli. Dlatego też Cień Sithów był najbardziej oczekiwaną pozycją przez fanów w tym roku (zgodnie z ankietą przeprowadzoną przez Wydawnictwo Olesiejuk). Czy nasza ciekawość zostanie zaspokojona po tej lekturze? Cóż, zapraszam do recenzji!

Czego się spodziewać?

Książka została napisana przez Adama Christophera, który nie jest za bardzo znany fanom uniwersum. Napisał krótkie opowiadania. Po jednym dla każdej części Z Pewnego Punktu Widzenia oraz jednego komiksu dla najmłodszych (niewydanego w Polsce). Natomiast jego adaptacja Mandalorianina została anulowana.

Jest to niemal 600-stronnicowe tomiszcze. Na jego łamach Luke wraz z Landem podążają tropem Ochiego z Bestoona. Ten natomiast tropi rodzinę Rey. Dla Lando sprawa robi się osobista, gdyż sam utracił córkę. Na swój sposób próbuje odpokutować, chroniąc inną rodzinę przed tym losem. Według Luke’a zagrożenie ze strony powrotu Sithów kładzie tytułowy cień na większą, galaktyczną skalę. Dla odmiany antagoniści nie są właśnie Sithami, ale postaciami silnie z nimi związanymi. Mamy okazję zapoznać się z historią perspektywy każdej z tych postaci. Często będziemy też tę perspektywę zmieniać. Może być to dla niektórych powiewem świeżości, inni będą zdenerwowani przeskakiwaniem między scenami.

Spaja galaktykę w jedną całość

Niewątpliwą zaletą Cienia Sithów jest ilość elementów uniwersum, do których ten nawiązuje. Przez strony przewiną się imiona takich postaci jak Czarny Krasantan, Shriv, Revan, Darth Momin. Pojawia się targon (rasa ogromnych kotów wprowadzona przez Wielką Republikę), a także najróżniejsze znane trunki.

Mamy bardzo spójną historię, w której Luke i Lando pamiętają swoje przygody (Battlefront II oraz komiks Star Wars: Lando), które są istotne dla fabuły. Przez krótką chwilę przewija się Lina Graf (znana z niedokończonej w Polsce serii Co kryje Dzika Przestrzeń oraz komiksów dla najmłodszych). Odwiedzimy także np. lokację z serialu Mandalorian.

Kizie

Książka próbuje też na swój sposób tłumaczyć technologię śledzenia statków przez hiperprzestrzeń. To wytłumaczenie nie każdemu przypadnie do gustu. Osobiście wydawało mi się to stworzone na siłę. Niemniej, to dopiero przedsmak nawiązań, które tutaj znajdziecie.

Książka czerpie garściami z całego uniwersum – filmów, książek, komiksów oraz gier. Daje to nam uczucie satysfakcji i organiczności całego uniwersum jako spójnej całości. Chociaż miejscami pewne elementy wydają się dorzucone bez fabularnego powodu (fan service). Nie trzeba natomiast znać innych pozycji z uniwersum – książka fabularnie broni się sama.

Styl i warsztat autora

Pan Adam niestety nie należy do osób mających lekkie pióro. Pomimo pewnych poprawek w polskim tłumaczeniu względem oryginału, nie można było całkiem pozbyć się stylu autora. Wielokrotnie postacie wykonują te same gesty, typu pocieranie podbródka. Dodatkowo część sytuacji kreuje się na bardziej kuriozalne aniżeli poważne, na jakie widocznie sili się autor. O ile część opisów lepiej rysuje obraz w naszej wyobraźni, to część z nich wydała mi się sucha i zwyczajnie zbędna.

Bohaterowie Cienia Sithów

Z początku książka jest niezwykle wciągająca. Dowiadujemy się wielu ciekawych faktów i dowiadujemy się, co działo się przez lata z naszymi ulubionymi bohaterami. Niestety, bliżej końca powieści ochota na jej dokończenie prawie zupełnie mi przeszła. Jest to częściowo związane z tym, że znamy ostateczny los większości postaci. Niestety, styl autora również potrafi zmęczyć. Książkę można by także spokojnie odchudzić o kilka rozdziałów.

Zgrzyty w tłumaczeniu

Jako tłumacz z wykształcenia muszę się przyczepić do kilku zwrotów, które wybiły mnie z historii. Brak tłumaczenia przymiotnika „pantonese”. Takie „odfajkowanie”, które dla mnie brzmi mniej poważnie niż takie „odhaczenie” (rzeczy na liście). Brak deklinacji – „Przyleciałeś na Ossus”. Pojawiły się też pomniejsze literówki, które umknęły korekcie. Jednakże, jak na tak wielką księgę, polska ekipa od tłumaczenia spisała się bardzo dobrze.

Komu spodoba się Cień Sithów?

Książkę szczerze polecam fanom trylogii sequeli, pomimo pomniejszych bolączek. Na pewno spodoba się osobom, które uwielbiają książki uzupełniające filmy. Przypomina mi bardzo te z Legend, które kiedyś pełniły podobną funkcję i dostarczyły mi podobnych emocji. Jest to pozycja dla tych, dla których bardziej liczy się sama podróż niż cel.

Książkę do recenzji otrzymaliśmy od Wydawnictwa Olesiejuk. Bardzo dziękujemy