Odcinek 3: Przeznaczenie

Pierwszy chyba raz odkąd zacząłem recenzować seriale Star Wars, zamiast pisać o odcinku, mam ochotę pisać o tym, co się wokół niego działo. I to bynajmniej nie dlatego, że uważam go za aż tak słaby, ale dlatego, jak absurdalne momentami są reakcje “fanów”.

Wyrok bez procesu

Mam wrażenie (choć mogę się mylić), że wszystko zaczęło się od jednego hejterskiego wpisu, jeszcze przed oficjalną premierą samego odcinka, obwieszczającego wszem i wobec śmierć uniwersum. Oczywiście podobne komentarze pojawiały się już wcześniej, ale tym razem narrację podchwyciło wyjątkowo dużo tfu (nie mylić z true) fanów i atakować Akolitę zaczęli z zajadłością i bezpardonowością, z którą wcześniej chyba tylko Ostatni Jedi się spotykał. A najśmieszniejsze (choć to raczej śmiech przez łzy zażenowania, jeśli takie w ogóle istnieją) jest to, że wciąż nie wiem, o co im chodziło.

Winny czy niewinny?

Wydaje się, że nie zobaczyliśmy tutaj nic, czego wcześniej w uniwersum by nie było, i nie uważam, że którakolwiek z tych rzeczy była na tyle obrazoburcza, by przesłaniać historię, a tym bardziej generować tak potężną falę hejtu. I oczywiście, niektóre momenty zarezerwowane było do tej pory dla wybranych, a co do związków homoseksualnych, to nawet ja, który jestem bardzo tolerancyjnego w tym aspekcie, uważam, że często eksponowane są już na siłę z nieprzystającą do rzeczywistości częstotliwością, tak tutaj i w jednym i w drugim znajduję jakiś fabularny sens.

Oczywiście nie był to najlepszy odcinek w historii gwiezdnowojennych seriali, ale też z pewnością daleko mu do najgorszego. Owianą mroczną tajemnicą przeszłość bliźniaczek przedstawiono skrótowo i znów nie obyło się bez fabularnych uproszczeń, ale mimo wszystko, mówiąc kolokwialnie, kupy się to jeszcze jako tako trzyma. 

A jeśli ktoś uważa, że zachowanie Mae jest delikatnie mówiąc, naciągane i pozbawione sensu, to najwyraźniej nie ma dzieci. Dla nich wszak branie odpowiedzialności za swoje działania, to temat tabu, a wypieranie jest reakcją niemal instynktowną. Szczególnie jeśli latami ugruntowywano sobie w głowie własną wersję wydarzeń.

Wracając do meritum

Ale dość już szukania kontrargumentów dla hejterskich ocen, bo po pierwsze wiem, że ich one nie przekonają, a po drugie i tak poświęciłem im już znacznie więcej czasu, niż na to zasługują. Dlatego też wracam jeszcze na chwil kilka do meritum, a mianowicie oceny odcinka w oderwaniu od otaczających go kontrowersji i dramy.

A ten, moim zdaniem, spełnił swoje zadanie. Dał bardzo pobieżny wgląd w feralne wydarzenia na Brendok, jednocześnie akcentując (choć może nie wystarczająco wyraźnie), że sporo jeszcze zostało do odkrycia, a postrzeganie wspomnianych wydarzeń może być diametralnie różnie w zależności od punktu widzenia.

I właśnie dlatego na kolejny odcinek ponownie czekam z ciekawością, bo jak już poprzednio wspominałem, intryga zapewne nie będzie z gatunku tych najbardziej zawiłych, ale mimo wszystko mnie wciągnęła.

Dlatego też zachęcam do podchodzenia do seansu Akolity z otwartą głową i bez uprzedzeń, bo kto wie, może okazać się, że wcale nie jest tak źle, ze “internety” piszą.

Poprzednie recenzje

A oto recenzje poprzednich odcinków: