Tradycyjnie już pytamy naszych redaktorów, jak spodobał im się najnowszy odcinek Mandalorianina. Aczkolwiek ostrzegamy przed SPOILERAMI.

MICHAŁ MICHAŁOWSKI

Mandalorianin to jedna z niewielu produkcji, o której można powiedzieć, że jednocześnie jest niesamowicie dobra i w pewnym sensie fatalna. Kolejny odcinek zatytułowany Więzień pokazuje ten dualizm w całej okazałości. Nasz główny bohater, wędrując poprzez pogranicze cywilizowanej przestrzeni z obrzeżami galaktyki, podejmuje się kolejnego trudnego wyzwania, jakim jest odbicie tytułowego więźnia ze statku więziennego Nowej Republiki. Tym razem towarzyszy mu konkretna ekipa galaktycznych łotrów, niestety jednorazowych jak praktycznie wszystkie pozostałe postacie poboczne. Podczas wyprawy muszą przedrzeć się przez zastępy droidów, w pewnym momencie i przez siebie, a każda z potyczek to wizualna i dźwiękowa uczta dla widza. Wszystko stoi na najwyższym poziomie, choreografia, scenografia, dbałość o szczegóły i sięgnięcie po elementy z dalszego planu uniwersum Gwiezdnych Wojen. I czemu jest to jednocześnie dobre i złe? Dotarliśmy już do 6. odcinka tego sezonu, przed nami jedynie dwa, a fabuła nie posunęła się ani o krok do przodu. Przypomina mi to grę RPG z otwartym światem, gdzie po krótkim intro i misji wprowadzającej ustanawiającej główną fabułę zajęliśmy się wykonywaniem wszystkich możliwych zadań pobocznych. Dwa odcinki, a ani razu nie pojawiła się postać grana przez Giancarlo Esposito, którego w zwiastunie zarysowano raczej jako głównego przeciwnika Mandalorianina. Niestety spodziewam się, że jak już go zobaczymy to jedynie na chwilę. Podsumowując, serial na takim podejściu traci i to bardzo.

MATEUSZ WASILEWSKI

W szóstym odcinku Mandalorianina zatytułowanym Więzień otrzymaliśmy odrębną przygodę, która ponownie nie nawiązuje do głównego wątku fabularnego, czyli małej zielonej przesyłki. Niestety, pomimo tego, że odcinek jest długi, znów nie poznaliśmy nic szczególnego z historii Mando. Odcinek zaczyna się na stacji kosmicznej, w której poznajemy starych przyjaciół głównego bohatera, z którymi kiedyś współpracował. Po latach ponownie ich drogi się krzyżują, bo nasz zakuty w zbroję z beskaru bohater, jak zwykle potrzebuje kredytów. Wizualnie odcinek prezentuje się znakomicie, dostajemy fantastyczny pokaz umiejętności Mando i jego skuteczności w rozprawianiu się z przeciwnikiem. Tak jak od strony wizualnej odcinek mi się podobał i naprawdę wygląda to wszystko dobrze, to serial fabularnie w moim osobistym odczuciu szybuje w dół. Nie wiem o co chodzi w tej historii. Od czwartego odcinka dostajemy osobne przygody zamknięte w jednym rozdziale, co moim zdaniem nie rozbudowuje w żaden sposób historii, bo niczego nowego się nie dowiadujemy. A postacie i wątki z poprzednich odcinków znikają. Dostajemy więcej pytań niż odpowiedzi. A czy kiedyś poznamy odpowiedzi na te pytania? Tak jak po pierwszych odcinkach czekałem z niecierpliwością na to co wydarzy się w kolejnych, tak teraz mój zapał ostygł i nie mam już gorączki na następne przygody Mandalorianina.

ALEKSANDRA STASIEŃKO

Jest to pierwszy odcinek, w którym w oczy rzuciło mi się tak wiele niedociągnięć. Poprzedni wzbudził kilka intrygujących sugestii, które idealnie nadawałyby się, żeby pociągnąć je dalej, jednak odniosłam wrażenie, że wcześniejsze odcinki nic nie wnoszą, równie dobrze mogłoby ich nie być. Liczyłam również na to, że w końcu główna fabuła nabierze jakiś konkretniejszych kształtów, lecz i tutaj bez zmian. Kreacje nowych postaci, zarówno wizualne jak i ich charaktery, były bardzo sztuczne i nie budziły zbyt wielu emocji poza irytacją. Naprawdę można byłoby to o niebo lepiej zrobić mając do dyspozycji CGI. Nieco trudniej stworzyć jest silne postacie, ale w poprzednich odcinkach twórcy pokazali, że to potrafią. Oglądając czułam, że twórcy niezbyt postarali się przy produkcji tego odcinka. Najlepiej wypadła mimo wszystko Xi’an jako niebezpieczna wariatka w stylu Harley Quinn, jednak nie tego spodziewałam się po nowej ekipie Mando. Nie popisali się ani umiejętnościami, ani błyskotliwością. Inna rzecz, która od razu zwraca uwagę, to źle rozplanowany przez twórców upływ czasu. Zdaję sobie sprawę, że ciężko jest idealnie ukazać jak szybko coś się dzieje, jednak podstawową równowagę wypadałoby zachować. W The Prisoner wszystko jest chaotyczne i przez to źle ogląda się ten odcinek. Jednak są i zalety – wydaje mi się, że szósty epizod wypada najlepiej ze wszystkich jak do tej pory, jeśli chodzi o budowanie napięcia. Fabuła i niebezpieczeństwo grożące głównemu bohaterowi, praca kamery wraz z świetnym oświetleniem i dźwiękiem stworzyły razem coś genialnego! Muzyka tak idealnie wpasowała się w klimat tego odcinka, że pozwalała znacznie lepiej odbierać przedstawione wydarzenia. A scena gdy Mando podkrada się do Mayfielda – mega! Każdy miłośnik pracy kamery dobrze zgranej z oświetleniem nie powinien być zawiedziony ; ) Całość osadzona została w ciemnym i mrocznym klimacie, który tak jak w poprzednich odcinkach robi świetną robotę. Scenek z Baby Yodą nie było jakoś wiele, jednak potrafiły zaangażować widza i wzbudzić uśmiech.

Mikołaj Klepacki

Jest to pierwszy odcinek, przy którym mam tak wielkie wątpliwości co do jego oceny. Z jednej strony pełny akcji i dzięki niemu możemy poznać cząstkę przeszłości głównego bohatera, z drugiej zaś pełny jest niedociągnięć pozostawiających pewne pytania (np. poziom mocy X-wingów niszczących całą stacje w mniej niż 2 minuty). Na plus jest również zaskakująco mała rola baby Yody, nie zrozumcie mnie źle, jak większość fanów ja też kocham tego małego słodziaka, ale co za dużo to nie zdrowo. Reżyser powinien ograniczyć jego rolę, kiedy jego obecność nie jest zbytnio wymagana i wyciskać co się da z scen w których już się pojawia by nie dopuścić do nadmiernego przesytu maluchem. Co zaś do ostatecznej oceny odcinka jak dla mnie zasługuje na mocne 7/10 i jak zwykle, czekam na więcej!

Grzegorz Gryzio

Po wizycie na pustyni mamy fragment tego co lubimy w Star Wars, kosmos. Mando pozbawiony zleceń z gildii chwyta się każdej roboty, w tym przypadku odbicie więźnia. Godząc się na współpracę ryzykuje bardzo wiele. Jak na Mando jednak przystało widzimy, na jak wiele go stać, jak bardzo jest pomysłowy. Jedyny feler odcinka to rodzeństwo Twi’lek’ów. Zakończenie mówi samo za siebie, Mando nie zabija jak nie musi, jeśli musi to tylko tych najgorszych. Paskudną Twi jeszcze zobaczymy.

WOJTEK WIŚNIEWSKI

Tym razem w sumie całkiem sporo chcę dodać do mojej recenzji.

Już na samym początku czekał mnie szok, bo scenariusz nawet nie zająknął się na temat poprzedniego odcinka i jego zakończenia. Szczerze mówiąc niezbyt mi się to spodobało. Z jednej strony nie wierzę, by twórcy to tak na dłuższą metę zostawili. Z drugiej jednak boję się trochę, iż motyw może nie okazać się tak istotny, jak myślą fani.

Na pocieszenie dostajemy całkiem fajną ekipę oprychów, którzy myślę, że jeszcze powrócą. Choćby po to, by w pełni wykorzystać swój potencjał, bo chcę wierzyć, że stać ich na więcej. Aczkolwiek muszę przyznać, że bardzo rozczarował mnie tytułowy Więzień. Spodziewałem się albo kogoś nam znanego, albo przynajmniej kogoś okazalszego. A tutaj tylko kolejny crazy Twi (bardzo spodobało mi się to określenie). Co gorsza, Quinn absolutnie niczym się nie wyróżnił i był najbardziej bezbarwny z całej gromadki.

Bardzo zaciekawił mnie też Yodzik. Jego zachowanie zdradzało momentami daleko idącą nie tylko świadomość, ale i rozsądek. Ponownie chciał też on użyć Mocy. Teraz nie wiem tylko, czy nie zdołał on tego dokonać (a wtedy rodzi się pytanie, dlaczego, skoro cel był dużo mniejszy, niż błotorożec), czy też Mando był szybszy?

Ucieszył mnie też bardzo widok X-wingów na koniec (choć zastanawia trochę atak na stację, na której wcześniej zdawałoby się być sporo postronnych mieszkańców/pracowników), ale przede wszystkim występ Dave’a Filoniego, któremu aktorskie kameo należało się jak psu buda.

Na koniec jeszcze jeden drobny zarzut wobec 6. odcinka, a mianowicie dialogi. O ile wcześniej były dla mnie bez zarzutu, tak teraz coś mi tutaj momentami nie grało, szczególnie przy okazji Mayfelda. Nie mógł się on najwyraźniej zdecydować, czy jest bezwzględnym, pewnym siebie profesjonałem, czy niezdecydowaną i niezbyt udaną namiastką prawdziwego najemnika. I jeszcze cała ta tyrada o pasku czy butach republikańskiego oficera.

A skoro już o temat butów się pojawił, to pozwolę sobie na mały offtopic i odrobinę prywaty. Otóż kilka dni temu dołożyłem swoją cegiełkę do tekstu, który dziś wylądował na blogu eobuwie.com.pl. Jak nie trudno zgadnąć, tam też pojawia się temat butów, ale tym absolutnie przewodnim są jednak Gwiezdne Wojny, dlatego zachęcam do zaglądnięcia.

A teraz powracamy do tego, co najważniejsze, czyli pytania, jak Wy oceniacie szósty odcinek?

RECENZJE I REAKCJE

Na koniec zapraszamy do lektury recenzji poprzednich odcinków, a także poprzednich reakcji: