Komiks: Doctor Ahpra 006
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Kev Walker
Historia: Aphra, part VI

Wraz z komiksem Doctor Aphra 006 dobiegła końca pierwsza, samodzielna przygoda naszej bohaterki, a może raczej antybohaterki. Nie mogę powiedzieć, iż ten pierwszy story arc był bez wad, ale można spokojnie powiedzieć, że był to godny początek nowej, komiksowej serii. Również jego zakończenie było mniej więcej tym, czego oczekiwałem, a na drobne wady można przymknąć oko.

Relacje rodzinne

Śmiem twierdzić, że to chyba najsilniejsza strona pierwszej historii. Pierwszy raz dostaliśmy bowiem naprawdę wiarygodne pokazanie relacji rodzic-dziecko. Skażona jest ona oczywiście odrobiną patologii, ale daleko jej do innych rodzin z Odległej Galaktyki. Dzięki temu więzi łączące Chelli z jej ojcem wielu z nas wydawać mogą się dziwne znajome, a komiksowi bohaterowie stają się odbiciem bardzo uniwersalnych problemów i rozterek. Wszystko to okraszone jest typowym dla Kierona Gillena poczuciem humoru.

„She’s my daughter.” – ojciec Chelli (nie przypominam sobie, by podano jego imię)

Ostatecznie pomiędzy ojcem i córką dochodzi do jako takiego pojednania, ale jak to w życiu bywa, szkody zostały wyrządzone i nie da się ich tak łatwo naprawić. Jednak dla nas to akurat dobrze, bowiem oznacza to, że Aphra pozostała jednak sobą, a jej droga na stronę „aniołków”, nie będzie tak prosta i szybka, jak mogło się początkowo wydawać.  Przewiduję raczej, że będzie ona mocno kręta i wyboista.

Ordu Aspectu i wiekuisty Rur

Wraz z ostatnią odsłoną historii, wyjaśniła się, przynajmniej częściowo, tajemnica Ordu Aspectu i schizmy w szeregach Jedi. Otóż dostaliśmy tutaj scenariusz bardziej pasujący do Terminatora, niż Star Wars. Tym niemniej takie rozegranie historii było dla mnie satysfakcjonujące, a „zombie-droidy” okazały się całkiem fajne 🙂

„Eternal Rur!” – droid-zombie… każdy

Jedynym minusem tego wszystkiego jest fakt, że odłam Jedi nie będzie miał raczej żadnego wpływu na przyszłość Odległej Galaktyki. Z jednej strony dlatego, że okazali się oni być naprawdę starożytni, a po drugie, w ich pojmowaniu i korzystaniu z Mocy nie było najwyraźniej, nic odkrywczego. Zresztą podobnie, jak i w ich kluczu do nieśmiertelności, wadliwym jak się później okazało.

Captain Tolvan i Imperialni

Niestety w tej kwestii Kieron Gillen poszedł trochę na skróty serwując nam niezbyt wiarygodne zachowanie imperialnego oficera. Oczywiście w obliczu nieuchronnej, zdawałoby się, zagłady wzorce zachowań mogą się zmieniać, ale czy aż tak? Czy jeśli ktoś najpierw nasyła na Ciebie rozjuszonego, włochatego potwora, a potem oczekuje że jej zaufasz tylko dla tego, że powiedziała „Zaufaj mi”, to jej ufasz? No raczej chyba nie 😉

„Killing you is the only smart move… but you’re cute.” – Chelli Aphra do kapitan Tolvan

Z drugiej strony wiemy, że imperialni oficerowie słyną z decyzji niedorzecznych, żeby nie powiedzieć absurdalnych, a ta w sumie zapewniła szczęśliwie zakończenie właściwie dla wszystkich. A w ramach bonusu dostaliśmy potwierdzenie odmiennej orientacji seksualnej Chelli Aphry, która najwyraźniej ma słabość do kobiet w mundurach.

A skoro już przy wadach i zachowaniach niezbyt pasujących do postaci mowa, to należy też wspomnieć Czarnego Krrrsantana, który jak na wojowniczego i potężnego Wookieego, nader łatwo porzucił Aphrę i zrezygnował z walki. Dlatego też w komiksie Doctor Aphra 006 nie widzimy go prawie w ogóle. Ale jeszcze bardziej zaskakująca, choć tym razem fabularnie uzasadniona, jest nieobecność Triple Zero i Bee Tee.

Podsumowując

Ale jak pisałem, premierowy story arc i tak oceniam całkiem pozytywnie i czekam już na drugi w historii nowego kanonu cross-over (Screaming Citadel), w którym Doctor Aphra odegrać ma bardzo znaczącą rolę. Mam też nadzieję, że jej kolejne spotkanie z rebeliancką hołotą obfitować będzie w świetne dialogi i jeszcze lepszy humor

A tutaj recenzje poprzednich numerów:

No i jeszcze parę alternatywnych okładek:

Doctor Aphra 006

Doctor Aphra 006