Tytuł: Captain Phasma 001
Scenariusz: Kelly Thompson
Rysunki: Marco Checchetto
Historia: Captain Phasma, part I

Myślę, że spokojnie powiedzieć można, że mini seria poświęcona Phasmie była jednym z najbardziej wyczekiwanych komiksów tego roku. Ale może przesadzam i to tylko ja czekałem na nią z niemałą niecierpliwością i jeszcze większymi oczekiwaniami. Wierzyłem bowiem, że postać Kapitan Phasmy da się jeszcze ocalić dla uniwersum (wystarczy do tego jedna epicka walka w Ostatnim Jedi). Ale by to zrobić musielibyśmy dowiedzieć się o niej znacznie więcej, a wspomniana komiksowa seria miała być głównym, obok wydanej niedawni powieści pt. Phasma, źródłem informacji na temat zwierzchniczki szturmowców.

Tajemnica zgniatarki śmieci

Seria zapoczątkowana przez komiks Cartain Phasma 001, poza wszystkim innym, miał dać odpowiedzieć na nurtujące fanów pytanie – właściwie w jaki sposób Phasma wydostała się ze zgniatarki śmieci? I dała, tylko zdecydowanie nie była to odpowiedź, jakiej szukaliśmy. Otóż Phasma ze śmietnika po prostu wyszła. Na pierwszym panelu komiksu wychodzi sobie ona jak gdyby nigdy nic, przez dziurę w ścianie, która albo była tam od początku, albo ktoś ją zupełnym przypadkiem tam wywalił. I tyle. Ot cała historia i wielka tajemnica.

Oczywiście wyście ze zgniatarki to jedno, a wydostanie się z bazy Starkiller to drugie. Na szczęście tutaj scenarzystka nie poszła już na taką łatwiznę i z perspektywy swej bohaterki, przedstawiła nam krok po kroku wydarzenia poprzedzające zniszczenie bazy. Jak wiemy z filmu, wszystko działo się wtedy bardzo szybko, co znalazło swe odzwierciedlenie w komiksie, którego akcja zamyka się w dokładnie 10 minutach. Dzięki temu, a także dzięki jak zwykle świetnym (choć chyba nie aż tak efektownym jak zwykle) rysunkom Marco Checchetto, trzeba przyznać, że całość jest bardzo dynamiczna.

Kobieta pod zbroją

Była to też świetna okazja, by w końcu przedstawić nam charakter Phasmy, wraz z jej wszystkimi wadami i zaletami. Jak nie trudno się domyślić, tych pierwszych zdaje się być znacznie więcej (oczywiście z punktu widzenia rebelianckiej szumowiny). Absolutnie nie można odmówić jej sprawności fizycznej i skuteczności w walce, a także napędzanej strachem charyzmy. Niestety okazuje też cechy typowe dla małego, rozkapryszonego dziecka. Zdaje się być małostkowa i porywcza, nie potrafi pogodzić się z porażką i zależy jej tylko na jednej osobie – jej samej. Na każdym kroku szuka też usprawiedliwień swoich porażek, absolutnie nie przyjmując do wiadomości, że tylko ona sama może być im winna.

Paradoksalnie cechy te mogą  ostatecznie uczynić z niej postać naprawdę interesującą. Phasma nie jest bowiem zindoktrynowaną do szpiku kości fanatyczką, która gotowa jest oddać życie za ideologię Najwyższego Porządku. Na tym etapie (bazując także na wspomnianej powieści – ale o niej więcej napiszemy niebawem) Phasmę zdają się napędzać siła oraz żądza władzy dlatego z organizacją Snoke’a jest jej na razie po drodze. Ale co się stanie, gdy ich potęga zacznie się trząść w posadach?

Kim jest Sol Rivas?

Bardzo zaintrygowała mnie też wprowadzona przy okazji komiksu Captain Phasma 001 postać Sola Rivasa. Na pozór jest to niczym nie wyróżniający się oficer Najwyższego Porządku, którego z wiadomych przyczyn główna bohaterka wybrała sobie na kozła ofiarnego. Czy jednak faktycznie jest to osoba bez znaczenia i przypadkowa ofiara ambicji i bezwzględności Kapitan Phasmy? A może tych dwoje łączy jakaś przeszłość, albo też historia Sola wykroczy poza tę serię i w przyszłości stanie się on kimś więcej? Jest też szansa, że to protegowany Kardynała (to znów nawiązanie do książki, które już niebawem staną się jasne).

Mam nadzieję, że tutaj scenarzystka nie pójdzie na łatwiznę i nada temu wątkowi należytej głębi i wzbogaci o szczyptę nieprzewidywalności.

Werdykt

Nie jestem w stanie tego komiksu jednoznacznie ocenić. W pierwszym momencie uznałem go za tragicznie słaby. Czytając go jednak po raz wtóry doszedłem do wniosku, że tak surowa ocena mogła być podyktowania zaserwowanym już na początku rozczarowaniem związanym ze zgniatarką śmieci. Ale przecież wobec całej historii jest to zaledwie niewiele znaczący epizod, który miał być puszczeniem oczka do fanów.

Jeśli wziąć to pod uwagę, trzeba powiedzieć wraz z pierwszym zeszytem serii dostajemy dynamiczną, pełną akcji historię, która w sposób ewidentny rozbudowuję jedną z najbardziej zaniedbanych postaci Przebudzenia Mocy. Dodatkowo ma ona potencjał rozwinąć się w coś naprawdę niezłego i mam nadzieję, że tak się właśnie stanie.

Jest też oczywiście bonus w postaci galerii okładkowych wariantów, z których większość wygląda naprawdę świetnie: