Komiks: Doctor Ahpra 004
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Kev Walker
Historia: Aphra, part IV
Po epickim numerze #3, komiks Doctor Aphra 004 nie serwuje nam już rozrywki aż tak wybornej, ani akcji tak wartkiej, ale wciąż jest całkiem przyzwoicie. Z tą akcją to też trochę przesadzam, bo dzieje się w sumie całkiem sporo. Tyle że w centrum nie jest Krrsantan (wyrasta na mojego faworyta), a Aphra i jej droidy, więc nie jest już tak spektakularnie. Co zatem tym razem świadczy o Mocy numeru? Trzy rzeczy…
Relacja ojciec-córka
Temat dotąd zaledwie liźnięty, a mający w mojej opinii bardzo duży potencjał. Kiedyś już wspominałem, że Aphra ma coś z Jyn Erso, a mianowicie jej mocno zaburzoną relację z ojcem. I o ile słynna Łotrzyca nie miała okazji w tej kwestii wiele zrobić, o tyle dla Chelli Lony wciąż nie jest za późno. Tym bardziej, że im bliżej rozwiązania napędzającej go zagadki, tym większą uwagę ojciec Aphry zdaję się poświęcać córce. Oczywiście komiks Kierona Gillena stawia przede wszystkim na dobrą, i co ważniejsze lekką zabawę, więc nie spodziewam się tutaj bardzo ciężkich gatunkowo, psychologicznych rozkmin, ale wierzę, że autor będzie potrafił dalej rozwijać temat w sposób nie tylko interesujący, ale i pasujący do charakterystyki serii.
Ordu Aspectu
Dla przypomnienia, jest to tajemniczy, pradawny odprysk Zakonu Jedi. Albo też sekta wyznawców nieco mroczniejszych zakamarków Mocy. Zależy kogo zapytać (choć BeeTee na w tej kwestii jeszcze inną teorię). Najciekawszym ich aspektem może okazać się wpływ, jaki będą mieli na komiksową teraźniejszość i wszystkie tego implikacje. A o czym dokładnie mówię? Otóż parę dni temu zapowiedziano crossover The Screaming Citadel, w którym nasza tytułowa bohaterka zmuszona będzie połączyć siły z niejakim Lukiem Skywalkerem. Dlaczego miałaby to robić? Ano dlatego, że każde z nich będzie potrzebowało czegoś, co ma to drugie. Czego potrzebować może Aphra od Luke’a? Tego nie wiemy (#rodziceRey!). Dużo łatwiej przewidzieć, czego poszukiwać może Luke. W komisowej teraźniejszości napędza go pragnienie poznania tajników Mocy („…learn the ways of the force”) i zostania Jedi, jak wcześniej jego ojciec („…like my father before me”). Wiemy już, że być może zetknie się on z kamienioMocą, którą w jednej ze swych przygód poznał Yoda (historia ta toczy się właśnie na kartach serii Star Wars), więc dlaczego nauki Ordu Aspectu miałyby być gorsze? Takie wykorzystanie tego motywu z miejsca nadałoby dawnemu „zakonowi” znaczenia. Oznaczałoby to bowiem, że Luke chłonął nauki z najróżniejszych, czasami bardzo kontrowersyjnych źródeł, co otwarłoby przed scenarzystami, a nawet przed filmowcami, wiele ciekawych możliwości.
Aczkolwiek na ten moment to tylko takie moje gdybania i nie ma się na razie co przywiązywać do takiej teorii.
Kapitan Tolvan, czyli nawiązania i smaczki
A to chyba najlepsze, co Doctor Ahpra 004 miała do zaoferowania. Nie kapitan Tolvan bynajmniej, bo ona jak razie prezentuje się (może poza samym wyglądem) dość sztampowo, ale to, co dostajemy niejako przy okazji, czyli wspomniane smaczki właśnie. Pierwszy z nich, to powrót starego znajomego, który wygłasza kwestię, która w jego ustach brzmi nader zabawnie.
„Vader is… less forgiving of failure” – stary znajomy do kapitan Tolvan
Drugą ciekawostką i smaczkiem, który może okazać się już czymś więcej, niż tylko oczkiem puszczonym w stronę fanów, jest nawiązanie do filmu Rogue One. Okazuje się bowiem, że nasza pani kapitan, choć nie zobaczyliśmy jej na ekranie, mogła w filmowych wydarzeniach uczestniczyć. Kto wie, może w przyszłości poznamy nawet nieco więcej szczegółów w tym temacie. Ja w każdym razie bardzo na to liczę.
„Sprinting is undignified. I’m built for the finer things in life, like holo-chess and peeling skin from flesh” – Triple Zero
Oczywiście w komiksie nie mogło zabraknąć też wiernych kompanów głównej bohaterki, choć tym razem odgrywają oni znacznie mniejszą rolę. Na tym etapie przewidywalny stał się też już humor prezentowany przez parę droidów, ale mimo to, mnie wciąż on bawi. A przecież o to właśnie tutaj chodzi.
A teraz minusy
Oczywiście te też są, ale przy okazji tego numeru tak naprawdę doskwierał mi tylko jeden z nich, a mianowicie rysunki. O ile do samej Aphry w wykonaniu Keva Walkera już przywykłem, a jego Krrsantan nawet mi się podoba, o tyle po raz kolejny zauważyłem, że artysta ma problemy by nadążać za akcją. Chodzi o to, że patrząc na ilustracje momentami nie wiem, co się tak naprawdę stało i muszę daną scenę prześledzić jeszcze kilka razy, by w pełni ją ogarnąć. A że pisze to osoba od lat oswojona z komiksowym medium, to naprawdę musi być coś na rzeczy.
Tym niemniej jest to w sumie drobiazg, który na ogólną ocenę nie wpływa zbyt negatywnie. A ta znów jest całkiem wysoka, Doctor Aphra 004 dostarczyła sporą dawkę dobrej zabawy, a także zasiała ziarna, które z czasem mogą wykiełkować w bardzo interesujące historie.
A tutaj recenzje poprzednich numerów:
Oraz alternatywna okładka: