Komiks: Doctor Ahpra 002
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Kev Walker
Historia: Aphra, part II

W dzień tak smutny, jak dziś, jedyne co mamy ochotę robić, to opłakiwać Carrie Fisher. Jednak show must go on i  dziennikarski obowiązek nakazuje nam podzielić się wrażeniami po lekturze komiksu Doctor Aphra 002, który ukazał się równo tydzień temu.

Po obiecującym debiucie apetyt na dobrą, aczkolwiek niezbyt ciężką gatunkowo, opowieść był pobudzony. Jednak kolejna odsłona serii o awanturniczej pani archeolog nie spełniła pokładanych w niej nadziei. O ile nieco „wolniejsze” tempo we wprowadzającym numerze premierowym było zrozumiałe, o tyle jego jeszcze większe spowolnienie w jego kontynuacji jest już rozczarowujące. Szczególnie biorąc pod uwagę, że główne role grają tu (albo grać mieli) nie tylko sama Aphra, ale także „jej” droidy, czy Black Krrsantan, którzy do najspokojniejszych nie należą.

To właśnie marnotrawiony potencjał tego ostatniego jest jedną z największych bolączek numeru. W końcu po chodzącym dywanie w kolorze czarnym spodziewać się mamy prawo czegoś więcej, niż kilku groźnych jakoby pomruków, czy złowrogiego łypnięcia okiem.

Zresztą Aphra też jakby cofnęła się w rozwoju. Po występach w serii Darth Vader i Star Wars, w głowie miałem obraz wyjątkowo zaradnej i bezwzględnej kobiety, która z powodzeniem stawała w szranki z Leią czy Hanem, ba, która przechytrzyła samego mrocznego lorda i uniknęła jego gniewu. Teraz jawi się czytelnikom ona bardziej jako miotająca się, zbuntowana nastolatka z poważnymi „daddy issues„. Zmiana taka zdecydowanie nie przypadła mi do gustu.

Wobec tych „rewelacji”, a także własnego, ślimaczego tempa, na dalszy plan zeszła fabuła komiksu. Jedynym znaczącym krokiem naprzód było poznanie tajemnicy, na punkcie której obsesję ma ojciec głównej bohaterki. Tajemnicy, która może nie jest nadzwyczaj oryginalna, ale powiedzmy, że ma jakiś potencjał i ciekawi mnie, w którą stronę pójdzie ten wątek.

Tym niemniej był to jeden z niewielu plusów komiksu Doctor Aphra 002, a i tak mocno naciągany. Mimo to wierzę, że Kieron Gillen da ostatecznie radę i tytuł wyprowadzi nie tylko na prostą, ale też uczyni jednym z lepszych. Ale na chwilę obecną daleka do tego droga.

A tutaj recenzja poprzedniego numeru:

Oraz galeria alternatywnych okładek: