Tytuł: Chapter Eleven: The Heiress

Dwa pierwsze odcinki 2. sezonu nie dały mi zbyt wielu powodów do narzekań, ale myślę, że wielu fanów zgodzi się ze mną, że to właśnie na taki odcinek, jak The Heiress cały czas czekaliśmy. I było warto, bo po jedenastym rozdziale ze świecą szukać trzeba będzie chyba fanów, których odcinek nie usatysfakcjonował.

This is the Way

Przede wszystkim dostaliśmy to, na co czekaliśmy właściwie odkąd poznaliśmy surowe obyczaje, którymi kieruje się Din Djarin, a których próżno było szukać u innych Mandalorian, których do tej pory w kanonie widzieliśmy.

Wyjaśnienie jest dokładnie takie, jak mogliśmy się spodziewać i przewidywać, tym niemniej cieszę się że się pojawiło, bowiem nie będziemy mieli już wrażenia pewnej niekonsekwencji w portretowaniu zakutych w beskar wojowników… i wojowniczek. A to, że pretekstem do wygładzenia niedopowiedzeń było pojawienie się tych ostatnich, jest tylko dodatkowym i naprawdę sporym plusem.

W tym miejscu chciałoby się napisać jeszcze kilka zdań, ale że stanowiłyby one niemały spoiler, przyjdzie mi się z tym powstrzymać aż do pisania redakcyjnych reakcji, na które już teraz zapraszam.

Pomożecie? Pomożemy. Ale…

Przez dwa ostatnie odcinki narzekaliśmy, że główna fabuła posuwa się do przodu tak wolno, że właściwie zaczyna się cofać. Zaczynałem się obawiać, że ten stan rzeczy utrzyma się jeszcze przez kilka odcinków. Na szczęście grubo się pomyliłem, gdyż nasz bohater znacząco przybliżył się do realizacji swojego questa.

Co nie zmienia faktu, że Mando po raz kolejny bardzo umiejętnie podszywa się pod bohatera komputerowej przygodówki, a nie serialu. Wszystko tutaj idzie jak po sznurku, a Din Djarin nie ma właściwie możliwości zboczyć z wytyczonej mu ścieżki. Możemy też być pewni, że co odcinek na życie tytułowego bohatera dybać będzie przynajmniej jeden random encounter, a jeśli ktoś będzie skłonny mu pomóc, to wcześniej wykonać trzeba będzie questa. Są też pewne podobieństwa do platformówek, jako że na końcu każdego levelu, czeka boss. Nie trzeba chyba dodawać, że przy tym wszystkim, sama fabuła jest prosta niczym drzewce gamoreańskiego wibrotopora.

Schemat powtarza się także w odcinku The Heiress, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, że mnie to irytuje czy przeszkadza. Na tym etapie przede wszystkim bawi, choć liczę, że schemat ten zostanie w którym momencie przełamany.

Long Live the Empire

W odcinku bardzo dobrze wypadli też przedstawiciele Imperium, które nie wygląda jak żałosne niedobitki, które były na usługach Klienta. Znacznie im bliżej do podwładnych Moffa Gideona, którzy wyglądają (i zachowują się), jakby Imperium nigdy nie upadło.

Z jednej strony imperialni oficerzy mieli tutaj na celu wywoływać przede wszystkim uśmiech, jednak zobaczyliśmy też ich inną, znacznie bardziej złowieszczą i niepokojącą stronę. Fanatyzm i determinacja, których do tej pory w szeregach imperium można było ze świecą szukać, a które zwiastować mogą nie lada kłopoty dla naszych bohaterów.

Wszystko to sprawiło, że The Mandalorian S02E03 był jednym z lepszych i bardziej znaczących odcinków serialu. Oby takich więcej!

Recenzje poprzednich odcinków

A tutaj recenzje wszystkich dotychczasowych odcinków:

Galeria

Obyczaj każe też zaprezentować wam galerię grafik koncepcyjnych z napisów końcowych, aczkolwiek ostrzegamy, że zawierają one SPOILERY!