Tytuł: Lando – Double or Nothing 002
Scenariusz: Rodney Barnes
Rysunki: Paolo Villanelli
Historia:  Lando – Double or Nothing, part II

Stawiałem na diametralne zmiany i znaczącą poprawę, ale hazardzista byłby ze mnie żaden, bo druga część solowej przygody Landa rozczarowuje nie mniej, niż pierwsza.

Scenariuszowa nuda

Wszystko to, na co cierpiała pierwsza odsłona serii, trapi także drugą.

Po pierwsze mamy scenariusz, który wcale nie zrobił się oryginalniejszy, wręcz przeciwnie. Co więcej, autorowi nie chciało się tworzyć od zera relacji Lando z jego antagonistą, poszedł więc na łatwiznę i nasz bohater na pierwszej losowej planecie zupełnym przypadkiem trafił na kogoś, z kim ma na pieńku. Ja rozumiem, że będąc miłośnikiem komiksów powinienem już dawno przywyknąć do tego typu wygodnych zbiegów okoliczności, ale jakoś wciąż mam z tym problem. Inna sprawa, że tutaj tłumaczyć go można tym, że młody Calrissian ma wielki talent do irytowania ludzi.

Charakterologiczna irytacja

Niestety dotyczy to najwyraźniej także czytelników, a przynajmniej jednego – mnie. O ile kreacja Donalda Glovera naprawdę mi się podobała (choć też nie ze wszystkimi zabiegami scenarzystów mogłem się zgodzić), tak komiksowy Lando irytuje mnie coraz bardziej.

„You do realize I’m thinking, right? Like it might look like I’m just organically gifted in the realm of strategy, which I am, but I’m deep in thought.” – Lando Calrissian

Domyślam się już, co mogła czuć Leia na początku swojej znajomości z Hanem. O ile jednak tam skończyło się względnym happy endem i „żyli długo, a szczęśliwie trochę krócej”, o tyle ja swojej relacji z najbardziej pretensjonalnym i zadufanym w sobie szmuglerem i hazardzistą w galaktyce nie wróżę takiego sukcesu.

Humorystyczna wtórność

Tym bardziej dziwi mnie, że L3 wytrzymała ze swym „partnerem” tak długo. Aczkolwiek sama nie ma najłatwiejszego charakteru, więc może dlatego dogadują się tak dobrze.

„We have to power down the Falcon as to appear to be mere spacejunk.” – Lando Calrissian

„Well…” – L3-37

„Say it and I’ll swap you for a bottle of Altoonian Ale” – Lando

„Promises… Promises.” – L3

Ale czy naprawdę w każdym numerze będziemy bombardowani ich słownymi igraszkami? Tak jak pisałem poprzednio, na krótką metę jest to nawet zabawne, ale na tym etapie już przestało i podobnie jak wszystko stało się przewidywalne i nudne.

Koniec końców, po raz kolejny jedynym, co brani się w tej serii są rysunki, a ja mam tylko nadzieję, że po jej zakończeniu postać Lando nie obrzydnie mi do tego stopnia, że nie będę chciał nawet słyszeć o jego solowym filmie.

WARIANTY OKŁADEK I POPRZEDNIE NUMERY

Na koniec zachęcamy do recenzji poprzedniego numeru:

Oraz mini galerii alternatywnych wariantów okładek: