Tytuł: Lando – Double or Nothing 001
Scenariusz: Rodney Barnes
Rysunki: Paolo Villanelli
Historia:  Lando – Double or Nothing, part I

Lando - Double or Nothing 001

Nie ważne, czy należycie do zwolenników filmu Han Solo, czy do jego zagorzałych przeciwników, co do jednego jesteśmy chyba zgodni – Donald Glover i jego Lando Calrissian okazali się prawdziwymi i bezapelacyjnymi zwycięzcami. Nic więc dziwnego, że legendarny szmugler i hazardzista na dorobku, słynny, choć wciąż młody Lando dostał własną mini-serię. Pytanie tylko, czy było warto?

Stare, dobre małżeństwo

Niestety po lekturze pierwszego numeru odpowiedź, choć jeszcze nie definitywna, skłania się raczej ku „nie”.

Oczywiście jeśli kogoś usatysfakcjonuje ciągle przekomarzanie się Lando i jego mechanicznej, lepszej połowy, to komiks Lando – Double or Nothing 001 go na pewno nie rozczaruje. Zresztą sam przyznaję, że ich słowne przepychanki i złośliwostki mają pewien urok, są całkiem zabawne i na krótką metę sprawdzają się świetnie. Ale doskonale wiemy, że co za dużo, to niezdrowo, wtórnie i nudno.

„I’m aware that you all may feel a little funny about the praise you want to heap on me, but don’t fight the feeling.” – Lando Calrissian

„As much as I’d love to shower you with praise, oh wonderful warrior of the skies, I think we have something bigger we should focus on.” – L3-37

O ile zobrazowanie Lando i jego droidziej partnerki niczym starego, dobrego małżeństwa zajęło mniej więcej połowę komiksu, o tyle druga połowa poświęcona została ugruntowywaniu wizerunku głównego bohatera, jaki zarozumiałego, aroganckiego i zapatrzonego w siebie dupka. Niestety nie da się tego nazwać inaczej. Lando pisany przez Rodney’a Barnesa zatracił gdzieś swój czar, charyzmę i wyrafinowaną pewność siebie. To co pozostało przypomina bardziej taniego i dość prymitywnego bawidamka.

„Please forgive him. I’ve concluded it has something to do with the cape. It enhances his delusions of grandeur.” – L3-37

Czy to kwestia wieku i obycia? Czy Młody Lando wciąż pracuje nad swoim stylem i musi jeszcze dorosnąć? Być może, co nie zmienia faktu, że taka jego wersja mnie po prosu irytuje.

Bardziej nothing, niż double

Nie mnie frustrujący jest brak dobrego, oryginalnego scenariusza. Dla Rodney’a Barnesa to starwarsowy debiut, uznał może zatem, że zamiast tworzyć coś oryginalnego i odkrywczego, lepiej będzie pójść utartymi ścieżkami. A może po prostu komiksy nie są medium dla niego stworzonym i lepiej czuje się w telewizji. Zresztą nie ważne, co go motywowało, z przykrością stwierdzam, że bardzo zachowawcza i prosta fabuła zupełnie mnie nie przekonała.

Czy są widoki na poprawę tego stanu rzeczy? Na razie chyba nie za wielkie i może się okazać, że nieustające docinki Lando i L3 będą jedynym, co uczyni tę serię znośną. Oczywiście mam wielką nadzieję, że się mylę, a młody Lando jeszcze pozytywnie mnie zaskoczy, ale to czas pokaże.

Na osłodę dostajemy całkiem przyzwoite rysunki Paolo Villanelli’ego. Co prawda i on nie zaserwował nam nic niespotykanego i szalenie odważnego, ale w kwestii rysunków „bardzo mocny średniak”, to i tak więcej, niż dostają niektóre inne komiksy spod znaku Star Wars.

Tym niemniej w moim mniemaniu Lando – Double or Nothing 001 nie oddał sprawiedliwości tytułowemu bohaterowi i wyrządził jego wizerunkowi więcej szkód, niż przyniósł korzyści.

Warianty okładek

Na koniec jeszcze galeria alternatywnych wariantów okładek, który dostaliśmy kilka: