W sześć miesięcy po bitwie o Geonosis Republika stoi w obliczu katastrofy. Mace Windu musi podjąć niebezpieczną próbę powrotu do swego rodzinnego świata – na lesistą planetę Haruun Kal, gdzie zaginęła jego uczennica Depa Billaba. Tylko legendarny Mistrz Jedi może ją odnaleźć. Tylko on może odkryć dlaczego nie wróciła. I tylko on może ją powstrzymać przed pogrążeniem się w szaleństwie i mroku…

Wstęp

Jakiś czas temu, po przeczytaniu długo wyczekiwanego Katalizatora naszła mnie pewna krótka refleksja odnośnie książek z naszego ulubionego uniwersum. Czy to z nimi jest coś nie tak, czy też może ze mną jako czytelnikiem? Wszystko dlatego, że Katalizator pozostawił u mnie niedosyt (nie mylić z rozczarowaniem) i choć był lekturą naprawdę dobrą – wciągającą, pełną świetnych wątków – to jednak spodziewałem się po Luceno jeszcze więcej. Być może moje oczekiwania były wygórowane przez wzgląd na to, kto jest autorem. Być może założyłem, że skoro dotychczasowe kanoniczne pozycje były przeciętne wreszcie przyszła pora na „starwarsowe arcydzieło”? Tak czy inaczej, czegoś w Katalizatorze mi zabrakło i na fali wspomnianego niedosytu postanowiłem chwycić za kolejną powieść.

Po raz kolejny (który to już?) dałem szansę nowemu kanonowi, tym razem pod postacią Mrocznego Ucznia… Książka Christie Golden okazała się „przepisywać na nowo” znaną już historię Quinlana Vosa flirtującego z Ciemną Stroną Mocy. Trzeba jej oddać, że okazała się całkiem sympatyczną, dynamiczną przygodówką. Szkoda tylko, że przy okazji zdewastowała dotychczasowy wizerunek kilku głównych bohaterów Sagi. Mam tu na myśli strywializowanie majestatu Rady Jedi, która została zamieniona w gromadę troglodytów, działających pod wpływem emocji i poza wszelkimi granicami racjonalnego zachowania. Odniosłem wrażenie jakby autorka zupełnie nie znała postaci, które opisuje, albowiem całkowicie zmieniła ich charaktery i model postępowania. Najbardziej na tym kuriozalnym zabiegu ucierpiała chyba postać Mace’a Windu i to właśnie spowodowało, że postanowiłem odświeżyć sobie jedną z, moim zdaniem, topowych powieści w uniwersum SW – Punkt Przełomu.

Recenzja właściwa

Punkt Przełomu to wydana w 2003 r. książka autorstwa Matthew Stover’a, pierwsza z cyklu „Wojny Klonów”. Jej akcja rozgrywa się na sześć miesięcy po bitwie o Geonosis, której wspomnienie i następstwa trapią Mistrza Windu, będącego głównym bohaterem powieści. Wątek przemyśleń na temat wojny i roli jaką powinni odegrać w niej Jedi idealnie współgra z fabularnym tłem – misją odszukania byłej uczennicy Mace’a, Mistrzyni Depy Billaby, zaginionej podczas działań wojennych na Haruun Kal, ojczystej planecie Windu.

Klimat powieści jest niepowtarzalny, akcja dzieje się bowiem w dżungli. Jest brutalnie, mrocznie, nie panują tam praktycznie żadne zasady, przynajmniej nie te, obowiązujące w cywilizowanym świecie. To wszystko wpływa na przemyślenia i działania bohatera, oraz stanowi dla niego swoisty test. Mistrz Jedi w drodze do celu stara się walczyć z otoczeniem pełnym niesprawiedliwości, wynaturzeń i zła, choć wie, że to „walka z wiatrakami”. Mimo to nie poddaje się, dzięki czemu jest w stanie dojść do pewnych konkluzji, które stanowią esencję przekazu zawartego w książce.

Stover genialnie ukazuje myśli Mace’a; nie tyle jego przemianę, co drogę do zrozumienia i uporania się z dręczącymi go rozterkami. A wszystko dzięki prywatnym dziennikom Mistrza Jedi i świetnie napisanym dialogom. Rozmowy między postaciami są konkretne, idealnie oddające nastrój sytuacji. Nie brakuje ostrego języka, trafnych uwag czy odrobiny (zazwyczaj czarnego) humoru. To ostatnie powoduje, że łatwo da się polubić postać Nicka Rostu, choć trzeba przyznać, że wszyscy bohaterowie są napisani dobrze i świetnie wpasowują się w ciężki klimat panujący dookoła.


W tym miejscu nie mógłbym nie wspomnieć o rewelacyjnym czarnym charakterze, jakim jest Kar Vastor. Uosobienie zła i wszystkiego tego, czym nie chciałby się stać Mace Windu, a kim mógłby, gdyby tylko dorastał na Haruun Kal, a nie w świątyni Jedi. Rywalizacja Mace’a z Vastorem, zwłaszcza ich pierwsze starcie (rozdział 12) wraz z całą otoczką i sprytnym planem Mistrza Jedi to jest majstersztyk. Opis bitew i świata zachwyca nie tylko w tym przypadku choć przyznam, że czasami (głównie ze względu na prymitywne uzbrojenie niektórych bojówek partyzanckich) nie odczuwa się typowego klimatu Gwiezdnych Wojen. Drugim drobnym minusem jest dłużąca się fragmentami wędrówka przez dżunglę. Jednak nie ujmuje to powieści aż tak bardzo, zwłaszcza, że na niektóre fragmenty warto czekać. Smaczki takie jak zabawne przemyślenie Mace’a na temat Palpatine’a z początku książki, lub rozmowa ocalonych dzieci na temat Jango Fetta, świadczą o wielkiej swobodzie autora w „poruszaniu się” po uniwersum Star Wars. Na szczególną pochwałę jednak zasługuje sposób w jaki powieść jest prowadzona. Jak ukazany jest proces zrozumienia i odniesienia mechanizmu dżungli do rzeczywistości Mistrza Jedi. Od prześladujących go snów o Geonosis, aż po zdefiniowanie natury i roli Jedi w galaktyce. Konkluzja z (dosłownie) ostatniej strony powieści, dotycząca Wybrańca to już jest jednak wisienka na torcie. To w jaki sposób zazębia się z Zemstą Sithów wątek bomby baradowej, zwłaszcza teraz gdy wszyscy znamy szczegóły dalszej historii – naprawdę mistrzostwo świata.

Jeśli miałbym wskazać jakieś minusy, to do wspomnianych drobiazgów dorzuciłbym nie do końca jasne pobudki Depy, czy w mojej opinii momentami zbyt duży balans Windu na krawędzi Ciemnej Strony. Są to jednak zaledwie kropelki w morzu pozytywów, w obliczu naprawdę znakomitej powieści.

Podsumowanie

Punkt Przełomu to powieść ciężka, z rodzaju tych, które albo się pokocha, albo znienawidzi, choć tego, że jest napisana świetnie nie odmówi jej nikt. Stover po raz kolejny pokazał kunszt deklasując choćby wspomnianą przeze mnie panią Golden, w kwestii Jedi i ich „mrocznych stron”. Tego chyba właśnie brakuje w nowych powieściach spod znaku SW – bardziej odważnego podejścia, dobrej bezpośredniej książki skierowanej głównie do starszych fanów. Bo Punkt Przełomu to nie wesołe strzelanie do robotów, tylko prawdziwa wojna ze wszystkimi jej okrucieństwami. Innymi słowy wojna w najgorszym wydaniu. A jeśli już o wydaniu mowa – w Polsce powieść ukazała się nakładem wydawnictwa Amber, w klasycznej formie (2003), a także jako 12 tom kieszonkowej serii „Kolekcja książek STAR WARS” (2012). Do dziś cieszy się opinią jednej z najlepszych w uniwersum.

Gorąco polecam!