Choć teraz może się to wydawać nie do pomyślenia, przez kilka lat poprzedzających Przebudzenie Mocy moja miłość do Star Wars nieco przycichła i nie objawiała się na każdym niemal kroku. Miało to odzwierciedlenie choćby w fakcie, że nie śledziłem na bieżąco wszystkiego, co w Odległej Galaktyce się działo. W szczególności nie oglądałem serialu Star Wars: The Clone Wars. Oczywiście byłem świadom jego istnienia, obejrzałem nawet parę pierwszych odcinków, ale rozczarowały mnie one na tyle, że straciłem zainteresowanie serialem. Nieco później obiło mi się o uszy, że został on skasowany, ale przyjąłem tę informację bez żadnych emocji.
Kiedy jednak Lucasfilm oficjalnie stał się własnością Disney’a i ogłoszono nowy film, postanowiłem czym prędzej nadrobić zaległości i obejrzeć wszystkie 6 sezonów The Clone Wars. Okazało się, że miał on do zaoferowania znacznie więcej, niż początkowo sądziłem. Szczególnie późniejsze sezony były momentami naprawdę bardzo dobre. Niekoniecznie mogę do dobrych zaliczyć odcinki poświęcone absurdalnemu moim zdaniem powrotowi Maula, jednak na przykład postać Asajj Ventress od początku przypadła mi do gustu, a jej wątek był jednym z najciekawszych, jeśli nie najciekawszym w całym serialu.
Z drugiej strony mieliśmy tam postać Quinlana Vosa, niekonwencjonalnego i buntowniczego Jedi, który w serialu pojawił się w bardzo ograniczonej formie, jednak zyskał sobie sympatię fanów dzięki swym występom w komiksach. Problem w tym, że komiksy te nie załapały się do nowego kanonu, a Quinlan z powrotem stał się postacią, o której nie wiedzieliśmy praktycznie nic.
Na szczęście sytuacja ta uległa diametralnej zmianie wraz z powieścią Christie Golden – Mroczny Uczeń, napisanej na podstawie 8-częściowej historii stworzonej na potrzeby serialu, która niestety nigdy nie doczekała się emisji. Skupia się ona właśnie na postaciach Vosa oraz Ventress. Tego pierwszego poznajemy jako niepokornego i mocno nieszablonowego Mistrza Jedi, specjalizującego się w tajnych misjach raczej przeciw zorganizowanej przestępczości, niż zagrożeniu ze strony Separatystów. Tę drugą mieliśmy już okazje widzieć nie raz i byś świadkami jej wyboistej drogi. Od sadystycznej zabójczyni i uczennicy Hrabiego Dooku, poprzez zdradzą i łaknącą na nim zemsty dathomirską Siostrę Nocy, czy łowczynię nagród, aż do postaci, której dobrą z pewnością nikt by nie nazwał, ale krzywdzącym byłoby nazywać ją też do cna złą.
I to właśnie jeszcze bliższe przedstawienie Asajj Ventress, uzupełnienie jej historii oraz popchnięcie na nieoczekiwane, fascynujące tory uważam za najmocniejszą stronę książki. Śmiem nawet twierdzić, że Asajj jest najbardziej złożoną i „rozbudowana” postacią pośród wszystkich zaprezentowanych w dotychczasowych książkach nowego kanonu. Wraz z jej poznawaniem, poznajemy także unikalną więź łączącą ostatnią z Sióstr Nocy z Mocą ogólnie, a z Ciemną jej stroną w szczególności. Dzięki temu dowiadujemy się, co zdecydowało, że Asajj potrafiła zrezygnować ze ścieżki, na którą popychał ją Hrabia Dooku.
Z kolei postać Quinlana Vosa jest doskonałym pretekstem, by bardziej pochylić się nad kwestią emocjonalnych oraz uczuciowych więzi, które dla Jedi są może nie tyle zabronione, co mocno niewskazane. Z jednej strony widzimy, jak mogą być one dla nich niebezpiecznie, a z drugiej, jak trudne może być dystansowanie się od uczuć i emocji. Tym trudniejsze jest to dla Quinlana, który choć od zawsze był buntownikiem, podjąć się musi misji, jakiej nie podołał, ba, jakiej nawet nie otrzymał żaden Jedi przed nim. Aby mieć jakiekolwiek szanse na jej powodzenie, musi on szukać pomocy u kobiety tak niezwykłej i unikalnej, jak Asajj Ventress, oraz tak zmysłowej…
Bo oto mamy chyba najbardziej erotyczną książkę w uniwersum Star Wars. Nie ma co jednak przeceniać tego stwierdzenia, bo słowa Irvina Kerschnera, który powiedział, że w Gwiezdnych Wojnach pocałunek jest odpowiednikiem sceny miłosnej, są bardzo adekwatne. Ani filmy, ani książki czy komiksy, nigdy nie ociekały seksem, i Mroczny Uczeń nie jest tutaj wyjątkiem. Zmysłowość owszem jest, i to w ilościach większych, niż gdziekolwiek indziej, tym niemniej jest bardzo subtelna i zawoalowana. I dzięki temu, bardziej niż gdziekolwiek indziej, ma się wrażenie, że bohaterowie to ludzie tacy sami, jak my.
Dodać do tego jeszcze kilka mniejszych lub większych gościnnych występów postaci znanych i lubianych, jak Obi-Wan, Anakin, Yoda, Mace Windu, czy Boba Fett i jego wesoła gromadka (znana z serialu animowanego) i pomyśleć by można, że Christie Golden stworzyła powieść niemal idealną. Ale nie, niestety tak nie jest, bo opowieść o losach Ventress i Vosa (a może Vostress) ma swoje wady.
Wśród tych należy wymienić niestety fabułę, bo choć relacja głównych bohaterów i ich flirt z Ciemną Stroną Mocy poprowadzony jest po mistrzowsku, tak całe fabularne tło niestety kuleje. Widać to szczególnie w drugiej części książki, gdzie bohaterowie miotają się bez ładu i składu, a także bez fabularnej myśli przewodniej. A kiedy już autorka wymyśliła, jak całość powinna się zakończyć, stwierdziła, że doprowadzi do tego tak szybko, jak się tylko da. Przez to finał książki traci w moim mniemaniu na emocjonalności, a przez to i cała książka na znaczeniu.
Tym niemniej bardzo, ale to bardzo cieszę się, że miałem okazję lepiej poznać Asajj Ventress oraz Quinlana Vosa, bo ich losy bardzo mnie wciągnęły. A o jakości książki najlepiej niech świadczy fakt, że cieszyłem się niemal każdą jej stroną, nawet pomimo tego, że przez przypadek zaspoilerowałem sobie jej zakończenie.
Zachęcam też do zapoznania się z krótkim opowiadankiem stanowiącym prequel to Mrocznego Ucznia – Kindred Spirits.