Tytuł: Together Again
„You can change who you are, but you cannot run from yourself. ”
No i dotarliśmy w końcu do końca historii o Ahsoce i siostrach Martez. Do tej pory była ona bardzo słaba, ale miałem nadzieję, że choć jej ostatni etap zaoferuje nam coś więcej. Niestety nadzieje okazały się płonne.
Złapali ją i uciekł (-a)
Moje największe zastrzeżenie wobec historii tyczy się warstwy fabularnej. Przebolałbym nawet fakt, iż całość pozbawiona była znaczenia nawet nie dla losów galaktyki, ale nawet dla samych postaci ją tworzących. Ale kręcenie się tychże w kółko jest już bardzo irytujące. Dość powiedzieć, że gdy historia się kończyła, trudno było mi doliczyć, ile razy Ahsoka uciekała z niewoli Pyke’ów, tylko po to, by chwilę później znów dać się im złapać. Można było mieć wrażenie, że w całym story arcu nie dzieje się nic innego, a wszystko to służyło tylko temu, by Ahsoka trafiła na ślad Maula.
Śmiem twierdzić, że na to przydługie i nudne wprowadzenie do Oblężenie Mandalory można było poświęcić znacznie mniej, niż cztery odcinki, szczególnie w sezonie, który ma ich tylko dwanaście.
Mando na ratunek
Sytuacji nie poprawiła wcale Bo-Katan i jej świta, bo z kolei one zarówno w tym, jak i poprzednik odcinku pojawiły się chyba tylko w ramach fan serwisu, a ich rola ograniczała się do bezczynnej obserwacji i komentowania tego, co i bez tego było oczywiste.
Niestety i ja się tym najwidoczniej zaraziłem, bo od komentarza, że cała historia była słabiutka (mam wrażenie, że w poprzednich recenzjach i tak traktowałem ją zbyt pobłażliwie) i doskonale zilustrowała dlaczego za Wojnami Klonów nigdy nie przepadałem, się nie powstrzymam. I czekam tylko, aż znów ktoś postawi ten serial w tej samej lidze, co Rebelianci, albo o zgrozo, spróbuje dowodzić jego wyższości, to nie omieszkam go z tego miejsca wyśmiać.
Na szczęście na tym błahe i jałowe historie już się chyba skończą, bo przynajmniej wspomniane już Oblężenie Mandalory powinno być niezłe.
Poprzednie odcinki
Zapraszamy też do lektury recenzji poprzednich odcinków 7. sezonu: