Imperium Palpatine’a jest w ruinie. Atak połączonych sił Nowej Republiki i potężnego wodza, barona D’Asty, rozbił rząd tymczasowy Imperium, ale nadal są tacy, którzy planują powrót Imperium do chwały.

Scenariusz: Mike Richardson, Randy Stradley
Rysunek: Paul Gulacy
Kolor: Michael Bartolo
Okładka: Dave Dorman
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski

 

 

Ponad jedenaście lat twórcy Karmazynowego Imperium (oraz jego kontynuacji Karmazynowego Imperium II) kazali nam czekać na zamknięcie komiksowej sagi Kira Kanosa. Akcja wydanej w 2011 roku historii toczy się dwa lata po wydarzeniach opisanych w Radzie we krwi. Nie jest to najlepszy czas dla zwolenników Galaktycznego Imperium, a raczej tego co po nim pozostało. Bez Carnora Jaxa (zlikwidowanego w części pierwszej) i Imperialnej Rady (rozbitej w części drugiej), szczątki dawnego Imperium podzieliły się na dwie frakcje. Znaczna większość rozważa rozejm z Nową Republiką, jednak grupa radykalistów pod wodzą niejakiego Ennixa Deviana wciąż marzy o przywróceniu doktryny Palpatine’a w całej galaktyce. I właśnie w tym celu potrzebują żywego symbolu tamtych czasów – ostatniego z legendarnych imperialnych gwardzistów.

Karmazynowe Imperium III w dużej mierze kontynuuje to, do czego przyzwyczaiły nas poprzednie części. W odróżnieniu jednak od nich, w dużo większej mierze czerpie z postaci znanych (i lubianych) z filmów i powieści osadzonych w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Istotną rolę w historii odgrywają więc Luke, Leia i Han, spotykamy też bliźniaków Jacena i Jainę Solo oraz młodego Anakina (pojawia się nawet sam Darth Vader, choć tylko na jednej ilustracji). Muszę przyznać, że w trakcie lektury zatęskniłem trochę do starego kanonu, w którym Luke wciąż prowadzi swoją akademię Jedi, a Leia stoi na czele Nowej Republiki. I choć wciąż uważam, że Disney podjął jedyną możliwą decyzję w tej kwestii, Imperium Utracone wzbudziło we mnie dość duże pokłady nostalgii. Jedyny niepotrzebny w moim odczuciu „gościnny występ” zaliczył Boba Fett – czy naprawdę w galaktyce nie ma innych łowców nagród?

Fabuła

Od strony fabularnej niewiele można komiksowi zarzucić. Historia jest wciągająca i opowiedziana w dobrym tempie, motywacje postaci jasne i wiarygodne. Dużym plusem powieści jest również przywrócenie wątku Kira Kanosa na pierwszy plan. Szkoda jednak że nie zrealizowano pierwotnego planu finałowego pojedynku między nim a Skywalkerem. Postać Kira Kanosa wiele przeszła na kartach wszystkich trzech powieści i w części trzeciej widzimy już zupełnie innego człowieka, pozbawionego dawnych ideałów i szukającego nowej drogi. Ten komiks tylko potwierdza fakt, że jest to jedna z najlepiej rozpisanych postaci w całym uniwersum. Niestety, tego samego nie można powiedzieć (po raz kolejny zresztą) o jego przeciwniku. Nie dowiadujemy się zbyt wiele o osobie Ennixa Deviana, jednak to, co dostajemy to typowy czarny charakter, nie wyróżniający się niczym szczególnym wśród innych sługusów Imperatora. Również od strony wizualnej nie wypada on tak złowieszczo jak chcieliby tego twórcy. Jest to chyba cecha charakterystyczna całej tej serii – tym bardziej szkoda, że zrezygnowano z walki Kanos – Skywalker. Świetnie wypada za to admirał Gilad Pellaeon, dawny „przyboczny” admirała Thrawna (ze starego kanonu). Z tą postacią spotkałem się jedynie na łamach książek z trylogii Dziedzica Imperium i  muszę przyznać, że twórcom udało się doskonale odtworzyć jego zachowanie i sposób formułowania zdań – właśnie takiego Pellaeona wyobrażałem sobie czytając książki Timothiego Zahna.

Gilad Pellaeon – imperialny oficer z klasą

Rysunki

Największym zaskoczeniem w trakcie lektury Karmazynowego Imperium III była dla mnie oprawa graficzna. Nigdy nie byłem miłośnikiem Paula Gulacy’ego i jego „kwadratowej kreski”, zawsze stanowiła dla mnie najsłabszy element powieści z tej serii. Wygląda jednak na to, że jedenaście lat przerwy między wydaniem ostatniej części sporo zmieniło. W najnowszej odsłonie cyklu, rysunki wydają się dużo bardziej dopracowane. Sylwetki i rysy twarzy postaci są łagodniejsze i bardziej naturalne (zwłaszcza w przypadku postaci Mirith Sinn, która do tej pory była chyba najgorzej narysowaną postacią). Dużo lepiej wykorzystane są także efekty światłocienia. Nie jestem jednak do końca przekonany, czy to zasługa rysownika czy Michaela Bartolo i wykorzystania przez niego nowych, komputerowych technik kolorystycznych. Ponadto, częściej niż w poprzednich częściach autor rysunków korzysta z dużych, pełnostronicowych kadrów, co pozytywnie wpływa na odbiór historii. Bardzo dobrze odwzorowane zostały postacie znane z klasycznej filmowej trylogii… z jednym, dużym wyjątkiem. O ile na rysunkach Gulacy’ego bez problemu rozpoznać można twarze Hana i Lei, to konia (a raczej fathiera) z rzędem temu, kto na pierwszym kadrze rozpozna postać Luke’a Skywalkera. Później z kolei, bardziej niż Marka Hammila, przypomina mi on w tym komiksie Williama H. Macy’ego. Nie zmienia to faktu, że pod względem graficznym jest dużo lepiej niż w częściach poprzednich.

Luke H. Macy Skywalker

Karmazynowe Imperium III

W Polsce Karmazynowe Imperium III zostało wydane przez Egmont w ramach serii Star Wars: Legendy, w standardzie do jakiego przyzwyczaiły nas pozostałe albumy z tego cyklu. Jakość papieru i odwzorowanie kolorów są bez zarzutu, polskie liternictwo jest bardzo czytelne, a w trakcie lektury nie zauważyłem żadnych literówek. Za tłumaczenie, tak jak w przypadku poprzednich części, odpowiada Maciej Drewnowski i po raz kolejny wywiązuje się z zadania znakomicie. Oprócz samej historii, wewnątrz albumu znalazło się miejsce na posłowie tłumacza, krótkie sylwetki autorów powieści oraz reprodukcje okładek z oryginalnych wydań zeszytowych. Trochę szkoda, że nie zostały one przedstawione w pełnym wymiarze, bo ilustracje Dave’a Dormana to najpiękniejszy graficzny element wszystkich części Karmazynowego Imperium. Jedyna nieprzyjemna niespodzianka spotkała mnie na samym początku lektury – komiks otwiera tradycyjna fraza „Dawno dawno temu, w odległej galaktyce” oraz strona tytułowa, mająca w założeniach imitować słynne gwiezdnowojenne intro. Niestety efekt końcowy nie jest najlepszy, podobnie zresztą jak to miało miejsce w przypadku poprzednich części oraz innych komiksów ze świata Star Wars wydawanych w Polsce. Kompletnie nie rozumiem dlaczego przysparza to wydawcom takich trudności. To jednak tylko drobna wada bardzo udanego poza tym wydania.

Dobór czcionki, brak pochylenia liter, no i trzy kropki zamiast czterech na końcu…. coś tu zdecydowanie nie gra.

Karmazynowe Imperium III: Imperium utracone stanowi świetne zakończenie jednej z najważniejszych komiksowych serii starego kanonu. Pomimo że wydana została po wielu latach, historia w niej przedstawiona pozostaje spójna z poprzednimi częściami i w mojej ocenie jakościowo plasuje się gdzieś pomiędzy oryginałem a Radą Krwi. Seria Karmazynowe Imperium jest elementem obowiązkowym na liście lektur każdego miłośnika Star Wars, warto więc zapoznać się z nią (lub powrócić do niej) – zwłaszcza teraz, kiedy jest okazja przeczytać całą historię na raz. I pozostaje tylko marzyć, że tak jak Wielki Admirał Thrawn, tak i Kirk Kanos – ostatni imperialny gwardzista znajdzie swoje miejsce w nowym kanonie. Z pewnością na to zasługuje.