Imperialna barka przewożąca więźniów na księżyc karny w odległym zakątku galaktyki ulega awarii. Ratunkiem wydaje się dryfujący, najwyraźniej opuszczony gwiezdny niszczyciel. Dowódca wysyła na jego pokład ludzi na rekonesans. Ale wraca tylko połowa z nich – a wraz z nimi pojawia się zabójczy wirus, który w ciągu kilku godzin zabija prawie wszystkich. A garstka tych, którzy jeszcze żyją, przekonuje się, że śmierć to dopiero początek koszmaru…

Tytuł: Szturmowcy Śmierci
Autor: Joe Schreiber
Data wydania: 2010 PL
Liczba stron: 256
Okładka: Indika

Pierwszy horror w świecie Gwiezdnych Wojen. Tak właśnie reklamowano „Szturmowców Śmierci”, ale należy sobie zadać pytanie, czy aby na pewno ta książka nim jest. Zacznijmy od początku, czyli ledwo płynącej przez kosmiczną pustkę imperialnej barki Czystka.

Fabuła

Okręt pełen więźniów, zarówno tych politycznych, jak i brutalnych przestępców, z powodu awarii napędu utknął w opustoszałej przestrzeni międzygwiezdnej. Sytuacja na mostku jest nerwowa, a wśród przewożonych pasażerów łatwo jest o wybuch buntu. Rodzeństwo Kale i Trig Longo starają się przetrwać w tym niebezpiecznym środowisku, gdzie nietrudno o bardzo szybkie zakończenie dalszej życiowej wędrówki. Kiedy w zasięgu ledwo działających silników Czystki pojawia się Imperialny Niszczyciel Gwiezdny, można pomyśleć, że załoga i więźniowie zostali uratowani…

Rozwiązanie przeradza się jednak w problem, kiedy jedyna odpowiedź ze strony niszczyciela na wywołanie przez załogę barki to upiorna cisza. Dowódca Czystki wysyła na pokład milczącego okrętu swoich ludzi, aby sprawdzili, czemu nikt im nie odpowiada oraz, jeśli to możliwe zdobyli części do naprawy. Z wyprawy wraca jedynie połowa z nich. Wtedy też śmierć rozpoczyna swoje żniwa. W ciągu kilku godzin ginie praktycznie każdy na pokładzie imperialnej barki.

Giną również ich ciała, a na statku wśród nielicznych żywych wybucha chaos i panika. Kale oraz Trig wydostają się ze swojej celi dzięki pomocy umierającego strażnika i przemierzają opustoszałe pokłady, gdzie co jakiś czas spotykają chorych więźniów. Bracia mają nieodparte wrażenie, że coś podąża ich śladami. Coś niedobrego. Rozpaczliwy krzyk małego wookieego niosący się korytarzem bloku więziennego utwierdza ich w przekonaniu, że trzeba jak najszybciej wydostać się okrętu.

Niewiele poziomów dalej doktor Cody zmierza do izolatki, aby uwolnić dwóch najniebezpieczniejszych więźniów na pokładzie. Nie można wybrzydzać wśród żywych, których już praktycznie nie ma. Jeśli zapomnieliśmy o tym, że czytamy lekturę w świecie Gwiezdnych Wojen, to wypuszczeni z cel krnąbrny wookiee i koreliański przemytnik nam o tym, jak najbardziej przypominają. Od teraz zaczyna się niebezpieczny wyścig pomiędzy bohaterami powieści, a rosnącą w siłę śmiercią.

Plusy

Jeśli ktoś miał styczność, z jakąkolwiek grą z serii Dead Space, to zauważy podobny sposób prowadzenia historii w „Szturmowcach Śmierci”. Z dala od cywilizacji, początek plagi, rosnąca góra trupów, a gdzieś w tym wszystkim bohaterowie próbują przeżyć i wydostać się z przeklętego okrętu. Powieść na pewno ma klimat, który moglibyśmy określić horrorem. W wielu miejscach jest strasznie, w innych tajemniczo, a wszystkiemu towarzyszy stopniowo budowana panika. Opustoszałe pokłady, szuranie w oddali, brak ciał i nagły wysyp martwych szturmowców.

Han Solo i Chewbacca znacznie urozmaicają powieść. Biorąc pod uwagę jej niewielką objętość, autor nie miał zbyt wiele miejsca na zarysowanie nowych bohaterów na tyle, aby się z nimi w jakikolwiek sposób wiązać. Niemniej postać doktor Cody to ciekawy element powieści, który dobrze współgra z dwójką rebeliantów i rodzeństwem Longo. Bez niej grupa nie miałaby szans w starciu z nieznaną chorobą oraz zastępami martwych.

Minusy

Książka jest cienka i to bardzo. Wystarczy zacząć, by już niedługo ją skończyć. Niemniej na tych ledwo 200 stronach można przedstawić sensowną historię. Tutaj muszę wymienionego plusa obrócić w minusa, bo czy naprawdę potrzeba było Hana Solo i Chewbaccy w „Szturmowcach Śmierci”? Chociaż ich obecność została dobrze wpisana w tło powieści, to czy nie lepszym byłoby skupienie się na postaci doktor Cody i strażnika Jaretha Sartorisa? Gwiezdne Wojny potrafią poradzić sobie bez bohaterów oryginalnej trylogii.

Podsumowanie

Książkę na pewno warto przeczytać, aby wyrobić sobie samemu opinię. Jest ona o tyle trudna w odbiorze, że jednym spodoba się niesamowicie, a inni pokręcą stanowczo głową. Warto jednak sprawdzić, czy „Szturmowcy Śmierci” są tak straszni, jak zapowiada to okładka. Moim zdaniem klimat horroru został osiągnięty, ale książka nie jest pozbawiona wielu mankamentów. Jeśli komuś się spodobało i czuje niedosyt, to warto sięgnąć jeszcze po „Czerwone Żniwa” tego samego autora.