Tytuł: Star Wars 033
Scenariusz: Jason Aaron
Rysunki: Salvador Larroca
Historia: Rebels in the Wild

Możemy nareszcie odpocząć od Cytadeli Krzyku (The Screaming Citadel) i spróbować zapomnieć o kolejnym niezbyt nieudanym crossoverze. A czy na skołatane nerwy i zawiedzione nadzieje, romantyczny wypad na rajską wyspę nie jest najlepszym lekarstwem? Okazuje się, że niestety nie.

Roblukeson Crusorgana

Okazuje się, że historia, która świetnie sprawdziła się w przypadku Daniela Defoe (Przypadki Robinsona Crusoe), przeniesiona na grunt Odległej Galaktyki nie jest już tak zajmująca i emocjonująca. Może dlatego, że ociekający idealizmem wieśniak z Tatooine oraz nie tak wymuskana księżniczka z Alderaan w nietypowej sytuacji radzą sobie nadzwyczaj łatwo. I to nie ważne, czy na tapecie było rybołówstwo, czy też odpieranie imperialnej inwazji. Aczkolwiek fakt faktem, że w tym ostatnim liczyć mogli na nieoczekiwaną pomoc lokalnych Piętaszków.

Zakazana miłość

Jest jeszcze jedna rzecz, która czyni historię wybitnie niewiarygodną i nieżyciową. Wyobraźcie sobie bowiem dwoje rozbitków. Chłopak i dziewczyna. Oboje młodzi, piękni, zdrowi i czujący kiedyś do siebie niejaką miętę. Trafiają na tropikalną wyspę, gdzie każdy dzień może być ich ostatnim. Co zatem robić powinni? To, co króliki (i co poniektóre tygrysy) lubią najbardziej, czyli walczyć o zachowanie gatunku. A oni co robią? Gapią się w gwiazdy. Ja rozumiem, że Luke na tym etapie był jeszcze mało rozgarnięty, ale po Lei naprawdę spodziewałbym się bardziej zdecydowanych działań.

Nie miałem oczywiście złudzeń, że ktokolwiek pokusi się o nieco intymności pomiędzy rodzeństwem, aczkolwiek choć niewielkie niedopowiedzenie, czy dwuznaczna sugestia rozpaliłaby wyobraźnię fanów, a teorie na temat rodziców Rey nabrałyby rumieńców 😉

A tak na poważnie

Czas jednak żarty i chore mrzonki odsunąć na bok i podsumować komiks Star Wars 033. Mówiąc najkrócej jak się da – nie wiem po co on w ogóle powstał. Nie neguję, że krótkie, samodzielne historie od czasu do czasu każdej komiksowej serii są potrzebne, lubię jednak, gdy mają one coś do zaoferowania. Tutaj nawet rysunki nie były tak dobre, jak bym sobie tego życzył (choć nie jestem aż tak wielkim przeciwnikiem fotorealistycznych twarzy w wykonaniu Salvadora Larroci). Także miał być oddech od The Screaming Citadel i znaczący skok jakościowy, ale niestety niczego takiego się nie doczekaliśmy.

A jeśli nie wiecie, czemu The Screaming Citadel było rozczarowaniem, oto recenzje poszczególnych części:

Oraz galeria wariantów okładki komiksu Star Wars 033: