Komiks: Han Solo

Scenariusz: Marjorie Liu

Rysunki: Mark Brooks

Historia: Han Solo, part IV

komiks Han Solo #4

Miałem nadzieję, że kończąc czytać komiks Han Solo #4 będę mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że intryga się zagęszcza, ale niestety nie mogę. Co prawda akcji jest tutaj bardzo niewiele, a „cliffhanger” z poprzedniego numeru, czyli problem wrogo nastawionego pasażera znajduje bardzo spokojne i w sumie rozczarowujące rozwiązanie, ale brak akcji nie przełożył się na galopującą fabułę, czy wzrost napięcia. Innymi słowy, najnowszego zeszytu Hana Solo nie czytałem z wypiekami na twarzy i nie obgryzałem paznokci z emocji i zdenerwowania.

W zamian za to otrzymujemy, po raz kolejny (po Star Wars #23) „rzut z boku” vel opinię osoby trzeciej, na temat osoby Hana Solo i wgląd w jego serce i duszę, które jak się okazu, nie są aż tak zafiksowane na pieniądzach, jak sam zainteresowany chciałby myśleć (albo chciałby, by myśleli inni). Jest to coś, o czym my, czytelnicy i fani wiemy od dawien dawna, zakładam więc, że jedynym celem takiego zabiegu jest pokazanie drogi, jaką przebył nasz ulubiony łotrzyk i szmugler oraz potęgi miłości do pewnej wojowniczej księżniczki, która okazała się (i miłość i księżniczka w sumie) katalizatorem owej zmiany.

No ale my tu gadu gadu, a komiks sam się nie zrecenzuje, choć w gruncie rzeczy, niewiele już o nim do powiedzenia zostało. Temat samego wyścigu zszedł bowiem na plan tak daleki, jak jeszcze nigdy dotąd, a poza nim mamy tutaj jeszcze tylko feralnych (bo spalonych), rebelianckich szpiegów, którzy w końcu lądują pod jednym dachem, a raczej na jednym pokładzie pewnej zdezelowanej łajby zwanej Sokołem Millenium. Liczyłem, że co jak co, ale w tym momencie musi zrobić się niezwykle ciekawie i intrygująco, a wspomniane już paznokcie znajdą się w wielkim niebezpieczeństwie. Ale niestety tak się nie stało, bo albo Marjorie Liu nie jest stworzona do kryminałów, albo zostawiła sobie za mało miejsca i czasu, by poprowadzić ten wątek, jak należy. Oczywiście dostajemy zagadkę godną Herkulesa Poirot, czyli „kto zabił?”, jednak obawiam się, że i ona okaże się rozczarowaniem. A dlaczego? Otóż w tego typu historiach największą frajdę sprawia samodzielne wyłuskiwanie poszlak i motywów, a następnie na ich podstawie snucie najróżniejszych teorii, a Han Solo niestety oferuje nam zbyt mało informacji, by typowanie mordercy było czymś więcej, niż strzałem na oślep.

Ale jako ,że han zawsze strzela pierwszy, zagadkę zapewne rozwiąże, więc na tym etapie pozostają tylko dwa pytanie – czy którykolwiek z informatorów dożyje, by powrócić na łono Rebelii, oraz czy Han Solo wygra wyścig The Dragon Void, pomimo dybiącego na niego Imperium.

Tym niemniej zachęcam do lektury recenzji poprzednich numerów:

Oraz do galerii wariantów okładki:

komiks Han Solo #4 wariant

komiks Han Solo #4 wariant

komiks Han Solo #4 wariant

komiks Han Solo #4 wariant