Odcinek 10: Odzyskanie
Twórcy Parszywej zgrai idą w zaparte. Po bardzo słabym zapychaczu dostajemy kolejny. Marnym pocieszeniem jest fakt kontynuacji historii z poprzedniego odcinka.
Po co nam to??
Przyznam szczerze, że nawet Ruch oporu w najsłabszych swoich momentach nie budził we mnie takiego zniechęcania, jak obecnie czuję wobec Zgrai. Tam przynajmniej od początku do końca wiadomo było, że serial jest stricte dal dzieci i nie ma sensu zbyt wiele sobie po nim oczekiwać. Ale nawet tam dawało się zauważyć jakąś większą historię i wątki, które spajały całość. W Parszywej zgrai, choć ambicje musiała mieć większe, niż Ruch oporu, nic takiego nie widać.
Dlatego też zamiast pastwić się nad kolejnym odcinkiem, recenzja będzie tak krótka, jak tylko dziennikarski obowiązek na to pozwoli. A zatem:
Mamy czarny charakter (płytki i sztampowy do granic możliwości), który wykorzystuje słabszych. Mamy młodego wyrzutka, który wiadomo (naprawdę, to tak oczywiste, że nie ma nawet sensu ostrzegać przed spoilerami), że najpierw Zgraję zdradzi, by potem w decydującym momencie uratować sytuację. Jest trochę piu piu, Zgraja odzyskuje swoją własność (cóż za niespodzianka) i odlatuje ku zachodowi słońca.
Koniec