Odcinek 7: Zapowiedź
Za nami kolejny tydzień i kolejna odsłona przygód, czy raczej walki (z systemem, z samym sobą) Andora. O ile poprzedni odcinek nie spełnił wszystkich pokładanych w nich przeze mnie nadziei, tak po Zapowiedzi mogę powiedzieć po prostu WOW!
Uśmiech.
Zresztą czemu tu się dziwić, skoro w końcu pierwsze skrzypce zagrała Mon Mothma, postać której w andorowym wydaniu nie mogę się nachwalić. Zresztą po tym odcinku powinno stać się to znacznie powszechniejsze. Działa dosłownie wszystko, co z nią związane. Jej kwestie i dialogi w których uczestniczy napisane są wzorowo, wgląd w jej życie prywatne nadaje jej głębi i wiarygodności, konfrontacja z Luthenem pokazuje jej charakter i motywacje, a fantastyczna gra Genevieve O’Reilly łączy wszystkie te elementy w doskonałą całość, której z każdym odcinkiem chcę więcej. Tak właśnie powinna być przedstawiana polityka na skalę galaktyczną i senackie intrygi, a ja z całą stanowczością ponawiam swój postulat z jednej z poprzednich recenzji oraz z najnowszego odcinka naszego podcastu – potrzebujemy House of Cards w odległej galaktyce z Mon Mothmą w roli głównej!
<Uśmiech>
Ale skoro już o intrygach mowa, to nie sposób pominąć Luthena, który za swymi przyklejonymi i na poczekaniu przywoływanymi uśmieszkami, skrywa swe prawdziwe, znacznie poważniejsze i na swój sposób bezwzględne oblicze. Nie dostał on może tyle czasu, co jego senacka sojuszniczka, ale wspomniana już konfrontacja między nimi ujawniła prawdziwy cel postaci i sposób, w jaki chce on go osiągnąć. I muszę przyznać, że zaczął on dużo bardziej przypominać Sawa Gerrerę, niż dobrodusznych ideologów Sojuszu Rebeliantów.
Sprawiło to, że jeszcze bardziej zaciekawiła mnie historia Luthena, w szczególności to, co sprawiło, że gotów był on posunąć się tak daleko, by wywrzeć swoją zemstę. Bo zakładam, że o nią właśnie chodzi, gdyż walka li tylko dla szczytnej idei nie ma w zwyczaju dążyć po trupach do zwycięstwa… Chyba, że twórcy serialu chcą brutalnie tę tezę obalić.
Imperium kontratakuje
Ale Luthen nie był jedynym, który pokazał swoją prawdziwą twarz, bowiem rozdrażnione Imperium także zaprezentowało do czego jest zdolne, gdy turystyczny raj (?) szybko przeistoczył się w arenę scen jako żywo wyciągniętych z utworów Franza Kafki. Nie jest to jeszcze Imperium okrutne i bezwzględne (do tego doprowadzi zapewne dopiero otwarty konflikt), ale z pewnością bezduszne. To system, który każdy element nawet tylko pozornie wywrotowy, gotowy jest natychmiast i z przesadną stanowczością karać, a swoich zwolenników (choć słowo „wyznawcy” bardziej mi tutaj pasuje), zmienia w zestandaryzowane i pozbawione znaczenia trybiki wielkiej machiny.
Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, że Imperium zostanie przedstawiony w ten uderzający już w dystopijne tony sposób (co po raz kolejny dowodzi, że Andor jest produkcją w skali całej franczyzy unikatową), ale wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Dodatkowo znów świetnie spisała się tutaj muzyka (w ostatnich kilku odcinkach nieco, moim zdaniem, słabsza), potęgując dojmujące uczucie niepokoju.
Musimy porozmawiać o Cassianie
Fakt, że temat naszego tytułowego bohatera poruszam jako ostatni (choć ponownie pokazał się on z bardzo dobrej strony), niechaj świadczy o tym, jak dobry w mojej opinii był to odcinek. No ale jako się rzekło, miało być o Cassianie, to i o Cassianie będzie.
Ten w końcu zaczął rozumieć, że mimo tego iż zawsze walczył tylko dla (i o) siebie, plus ewentualnie o garstkę osób mu najbliższych, to konsekwencje jego działań zataczać mogą znacznie szersze kręgi. Na razie nie jest on jednak jeszcze gotów wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, nawet gdy przykład idzie z najważniejszego dla niego źródła. Zamiast tego reaguje jak obrażony dzieciak, który zabiera swoje zabawki i udaje się na inne podwórko. Jednak idea walki o coś więcej niż jego własna skóra i zysk została zasiana w jego duszy i wraz z ziarenkami zasianymi przez Luthena i Nemika, już niebawem powinna wykiełkować.
Nie ukrywam, że bardzo podoba mi się tak rozważne i cierpliwe podejście do ewolucji głównego bohatera i raz jeszcze z całą stanowczością stwierdzić muszę, że Andor to jedna z najlepszych rzeczy, jakie widziała odległa galaktyka. A jeśli się z tym nie zgadzacie, to cóż, na pocieszenie niech zostanie Wam fakt, że w odcinku były gościnne występy.
Poprzednie recenzje
A oto recenzja poprzednich odcinków: