Część VI

Teraz, gdy już się zakończył (i wciąż nie wiemy, czy powstanie kolejny sezon) powiedzieć można, że Obi-Wan Kenobi nie był serialem równym. Znajdzie się pewnie wiele głosów, które powiedzą, że nie był serialem dobrym (choć w moim osobistym rankingu plasuje się w połowie stawki), ale jego finałowi nie sposób odmówić klimatu i mocy.

The circle is now complete

O ile Ewan McGregor zagrał złamanego Obi-Wana w bardzo przekonujący, fantastyczny sposób, a takie przedstawienie bohatera było dla mnie jak najbardziej uzasadnione (w pewnym sensie tłumaczy też stan, w jakim znajdujemy Luke’a w Epizodzie VIII), o tyle chyba każdy fan miał nadzieję ujrzeć Mistrza Kenobiego takim, jakim zobaczyliśmy go w ostatnim odcinku.

Jego ostateczna konfrontacja okazała się wszystkim tym, na co od początku liczyłem, a może nawet czymś więcej. Owszem, znów było ciemno i nie zawsze wszystko było dobrze widoczne, ale z drugiej strony gra świateł bijących od mieczy świetlnych robiła tym większe wrażenie, szczególnie w samej końcówce.

Dzięki temu rewanż stulecia wypadł co najmniej bardzo dobrze, a walka ta w moich oczach na pewno przewyższała pojedynek Obiego i Vadera z Zemsty Sithów, nawet mimo tego, że zakończyła się w sposób, którego wielu (w tym i ja) się nie spodziewało.

Trzecia Reva

Swoją drogę przebyła też Trzecia Siostra, a ostatni odcinek sezonu/serialu sprawił, że jeszcze bardziej stała się postacią z krwi i kości, a nie bezmyślnym złolem, bez własnych motywacji, a wykonującym tylko rozkazy kogoś wyżej. Oczywiście chwilami fabuła i zdrowy rozsądek były mocno nadwyrężane, ale w końcu czymże jest miecz świetlny w bebechy wśród przyjaciół (Qui-Gon patrzy teraz pewnie z wyrzutem na wszystkich, który byli przy nim w jego ostatnich chwilach). Co nie zmienia faktu, że na przestrzeni tych sześciu odcinków wyewoluowała w postać, o której w sumie chętnie dowiedziałbym się więcej.

Trzeci plan

Przy okazji finałowego odcinka, swoje kilka chwil dostała także większość trzeciego planu, dlatego też żałuję, że przynajmniej część z nich nie dostała więcej czasu. Na pocieszenie, po krótkim „urlopie” w poprzednim odcinku, powróciła mała Leia, która znów zaprezentowała się z jak najlepszej strony, a jej interakcja z Obi-Wanem znów była ozdobą bardzo dobrego odcinka. Na tle młodej księżniczki, bardzo blado wypadł jej brat, ale to zapewne dlatego, że jego pojawienie się, było tylko ukłonem w stronę fanów, a nie fabularną koniecznością. Tym niemniej, patrząc perspektywy całego sezonu, to ludzie odpowiedzialni za casting, spisali się bardzo dobrze, a aktorstwo, szczególnie Ewana McGregora i Vivien Lyry Blair, stało na dobrym poziomie. I tylko tragicznie wyglądający Wielki Inkwizytor (i jego bezużyteczni podwładni) są mi solą w oku.

Podsumowanie serialu

Oczywiście nie był to jedyny minus serialu, wśród innych należy wymienić ewidentne niedostatki budżetowe i wymuszone tym decyzje oraz muzykę, która… była. Tym niemniej, serial jako całość oceniam na solidną szkolną czwórkę. Początek był niezły, w środkowej części serial stracił co nieco ze swego impetu, a aktorzy nie dostawali aż tylu okazji do popisu jak wcześniej, jednak finał okazał się wart czekania, poprawił bardzo ogólny odbiór serialu i zamknął klamrą przemianę Obi-Wana.

Wszystko to sprawia, że chętnie zobaczyłbym drugi sezon, pod warunkiem, że w jego centrum nie będzie już Vadera, a Obi-Wan pozostanie na Tatooine. Uważam też, że grzechem byłoby nie dać Ewanowi MgGregorowi kolejnych okazji powrotu do roli Mistrza Kenobiego.

Poprzednie recenzje

Oto nasza opinia na temat poprzednich odcinków: