Tytuł: Star Wars 68-75
Scenariusz: Greg Pak
Rysunki: Phil Noto
Historia: Rebels and Rogues

Niemal równe 5 lat temu (dokładnie 5 lat i 5 dni, 14 stycznia 2015 roku), komiksowe Gwiezdne Wojny powróciły do domu, a wydawnictwo Marvel Comics wydało pierwszy zeszyt nowokanonicznej serii Star Wars. Niedawno ogłoszono też, że Star Wars (2015) 001 został najlepiej sprzedającym się komiksem minionej dekady i rozszedł się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy. Jest to zatem idealny moment, by zabrać się za recenzję historii, która zwieńczyła całą serię.

3 w 1

Scenarzysta Greg Pak, który przejął stery serii na ostatniej prostej, zaserwował nam nie lada historię, bowiem złożyło się na nią aż 8 zeszytów. Zamiast jednak robić z Rebels and Rogues brazylijskiego tasiemca, pod jednym szyldem zawarł de facto trzy historie, które w czasie i przestrzeni zbiegły się dopiero na sam koniec. Nie jestem do takiego rozwiązania przekonany, bo mam wrażenie, że żadna ze składowych nie pokazała nam czegoś, czego byśmy już wcześniej nie widzieli, ani nie potrafiła praktycznie niczym zaskoczyć. A szkoda, bo punkt wyjścia, czyli pełzające napisy Imperium kontratakuje, wydawał się obiecujący.

Były i przyszły

Na początek dostaliśmy kolejną wspólną misję Hana i Lei, wciąż uroczo nieświadomych własnych uczuć (lub nie chcących się do nich przyznać), choć dla wszystkich w koło, także dla byłego „chłopaka” Lei, były one oczywiste. Nie dziwi też, że trafili do kolejnego gniazda nikczemności i zepsucia kontrolowanym przez bezwzględnego gangstera. W przeciwieństwie jednak do innych tego typu okolic, Lanz Carpo było gniazdem nikczemności i zepsucia z wyższych sfer.

„Who’s that guy?” – Luke

„Dar Champion” – Han

„ROOOO…?” – Chewie

„Yes, that really his name.” – Han

Dzięki tej romantycznej wycieczce dostaliśmy kolejnych kilka udanych potyczek słownych między Hanem i Leią, ale to właściwie wszystko, co dała nam ta część fabuły.

Mistrzyni i uczeń

Podczas swojej misji nie zabłysnął (głównie intelektem) także Luke. Fakt, iż jego zadanie było wyjątkowo mało wymagające postanowił wykorzystać by przez większość numerów snuć się po pustyni w poszukiwaniu kogoś, kto pomoże zostać mu Jedi. Od czasów Anakina sporo się jednak zmieniło i do zostania mistrzem (w tym przypadku raczej mistrzynią) wystarcza szczątkowa wiedza na temat Mocy i zasłyszana gdzieś przypadkiem mantra (na obronę Luke’a trzeba zaznaczyć, że faktycznie wpada ona w ucho).

„I am one with the Force and the Force is with me!” – Luke Skywalker

Młody Skywalker został nią tak uwiedziony, iż nie wydało mu się dziwne, że jego nowa mentorka każe mu napaść na bank. No ale czegóż spodziewać można się po synu człowieka, u którego żadnych lampek ostrzegawczych nie zapaliły nawet opowieści o tragediach dawnych lordów Sithów.

Kamień, ruda, sierść

Najlepiej zaprezentował się wątek, w którym pierwsze skrzypce grał C-3PO i Chewbaaca. Ponownie powróciły pytania o to, czy droidy są „żywe” i czy słusznie traktowane są bardziej jak rzeczy, niż istoty myślące. Dodatkowo bohaterowie stawić też musieli czoła nie lada dylematowi natury moralnej i odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wiele są gotowi poświęcić dla swej sprawy, jakkolwiek słuszna by ona nie była.

Wszystko to okraszone zostało gościnnym występem naszego ulubionego, astmatycznego lorda sithów, którego dodatkowo czekał pojedynek, którego chyba mało kto się spodziewał. Ta część historii dała też podwaliny pod jej finał, który był tyleż niespodziewany, to w moim odczuciu mocno „przesadzony” i w klimacie bardziej pasującym mi do dawnego Expanded Universe, niż do nowego kanonu, który w przypadku tego typu rozwiązań wydaj mi się trzymany w ryzach znacznie skuteczniej.

Innymi słowy, nie przypadł mi on do gustu. Podobnie zresztą jak cała historia Rebels and Rogues, której nie uważam za godne zwieńczenie pierwszej, historycznej odsłony serii Star Wars w nowym kanonie.

A skoro już o nim mowa, to czas na spoilerową część recenzji i przegląd najciekawszych faktów.

Nowi rekruci

Niestety tych nie było zbyt wiele (to kolejny mój zarzut wobec tej historii), a i te, które tutaj zaraz wspomniane zostaną, będą dość naciągane, bo wątpię, by jeszcze kiedyś do nich wrócono.

Tym niemniej należy wspomnieć o dwójce obiecujących rekrutów, którzy dołączyli do Sojuszu Rebeliantów. Po pierwsze to „mistrzyni” Luke’a – Warba, która okazała się całkiem sprytną i spostrzegawczą awanturniczką o złotym (choć może nieco zaśniedziałym) sercu. Ale wrażliwości na Moc nie miała żadnej, a cała jej wiedza w temacie wynikała z faktu, iż Warba wychowywała się na planecie Jedha, gdzie nierzadko spotkała dziwaków mamroczących coś o Mocy.

Kolejnym sojusznikiem został Dar Champion, który, po uwolnieniu Lanz Carpo spod gangsterskich wpływów, będzie miał dużo większą swobodę w pomaganiu Rebelii. Szczególnie biorąc pod uwagę bardzo dogodne położenie jego planety.

Daj kamienia

Potencjalnie największe znaczenie mogliby mieć jednak sojusznicy, których Chewie i przede wszystkim Threepio pozyskali na K 43. Ta wulkaniczna planeta miała być pozbawiona wszelkiego życia. I faktycznie, nie było tam życia, przynajmniej takiego opartego na  związkach węgla. Okazało się jednak, że istnieje tam cała cywilizacja kamiennych istot. Te, jak nie trudno zgadnąć, były całkiem potężne, szczególnie biorąc pod uwagę rozmiary, jakie potrafiły osiągać. Ale to jeszcze nic!

W kulminacyjnym momencie historii Rebels and Rogues mocno niestabilna planeta K 43 została zniszczona. A przynajmniej tak się wydawało, bo tak całą planeta była naprawdę praprzodkinią kamiennego ludu Kakran (nazywana przez nich Babką), a „zniszczenie” było zaledwie jej przebudzeniem. Gdy wróciła do swej właściwej formy, wystarczył mały gest jej dłoni, by pozbyć się natrętnego niszczyciela (taka była mniej więcej jej skala). Jej pojedynek z Gwiazdą Śmierci mógłby okazać się całkiem interesujący, ale ostatecznie istota ta, wraz ze swym ludem ruszyła w nieznane, aż do czasu, gdy znów zapadnie w sen.

I teraz już chyba rozumiecie, co miałem na myśli pisząc, że finał historii był „przesadzony”.

Recenzje poprzednich historii

Jeśli interesują was poprzednie historie, oto ich recenzje:

GALERIA OKŁADEK

Na koniec jeszcze galeria okładek wraz ze wszystkimi ich wariantami.

Star Wars #68

Star Wars #69

Star Wars #70

Star Wars #71

Star Wars #72

Star Wars #73

Star Wars #74

Star Wars #75