Tytuł: Star Wars 56-61
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Andrea Broccardo (#1 i #6), Angel Unzueta (#2-5)
Historia: The Escape

Star Wars 056

Zakończenie pierwszego „runu” czy jak kto woli „vola” głównej serii Star Wars, którego świadkami byliśmy w środę dał mi solidnego kopa… znaczy mocno mnie zmotywował do tego, by czym prędzej nadrobić zaległości i zrecenzować całą serię. Rozpoczynam od historii The Escape, czyli „wakacji”, na które udali się nasi bohaterowie po tym, gdy  rebeliancka flota została rozbita.

Za długo i bez pomysłu

Już na wstępie zaznaczę, że historia nie przypadła mi do gustu i to z kilku powodów.

Po pierwsze mam wrażenie, że historia jest sztucznie rozwlekana. Najpierw mamy przydługi wstęp, na końcu zakończenie też znacznie obszerniejsze, niż było to potrzebne. A wszystko pomiędzy, to tylko seria sielankowych widoczków przetykanych tu i ówdzie scenami „polowań”. Nawet tak lubiany przeze mnie SCAR Squadron wrzucony tu został na chwilę chyba tylko z braku lepszego pomysłu na zapełnienie kolejnych stron.

Gdyby twórcy się postarali, myślę, że historia spokojnie zamknąć mogłaby się w czterech zeszytach i fabuła wcale by na tym nie ucierpiała.

Leian

Skoro jest Reylo, to nie widzę powodu, dla którego nie miałby także funkcjonować termin Leian na określenie relacji Lei i Hana. Tutaj jest on tym bardziej uzasadniony, bowiem Leian jest dla mnie jednym z niewielu pozytywów całej historii. Najwyraźniej chwila odpoczynku, względne bezpieczeństwo, sielankowa atmosfera i odrobina procentów ma bardzo pozytywny wpływ na rodzące się uczucie, a sceny i dialogi Hana i Lei wypadają bardzo dobrze.

„Do you want to come in?” – Leia Organa zapraszająca Hana do swego pokoju

„I thought you’d never ask!” – wyraźnie podekscytowany Han Solo

„What… What the hell is this supposed to be?” – wciąż Han, choć już nie tak rozentuzjazmowany

Jest to też główne źródło humoru w całej historii. Ale take to wypada bardzo naturalnie, ze smakiem i w zgodzie z charakterami postaci. Powiem wręcz, że jakby cała historia była romantycznym harlequeenem z Leianem w roli głównej, to byłoby to lepsze, niż to, co dostaliśmy.

Miłosne perypetie Luke’a

O ile Han i Leia zdają się doskonale (choć jeszcze chyba bardziej podświadomie) wiedzieć, dokąd ich znajomość zmierza, o tyle Luke w kwestiach uczuciowych wciąż się miota. Tym razem obiektem jego westchnień staje się Tula Markona, czyli spadkobierczyni mandopodobnego klanu wojowników. Aczkolwiek okazuje się on bardziej nieporadny, niż pulchniutki, pryszczaty nastolatek, który nie widzi świata poza swymi „zajawkami” (w tym przypadku Rebelią).

Dlatego też tak, jak Leian był naturalny i wyglądał, jakby pisał się sam, tak wątek Luke’a i Tuli zdaje się być kolejnym, który do historii wpleciono na siłę. Wrażenie potęguję fakt, że na dłuższą metę absolutnie nic z niego nie wynikło.

„Luke had a thing for Aphra? Firstly, guys and Aphra don’t exactly mix. Secondly, you count yoursefl lucky she and guys don’t mix! You’ve survived one Death Star. Don’t go wishing for another.” – Sana Starros

No może poza jednym, całkiem udanym i zabawnym komentarzem.

Znikąd pomocy

Kiepskie wrażenie, jakie odniosłem po przeczytaniu historii The Escape potęgowały jeszcze kiepskie rysunki. Na szczęście słabiuteńki Andrea Broccardo ilustrował tylko pierwszy i ostatni zeszyt, ale i Angel Unzueta, który zajmował się pozostałymi czterema wypadł słabiej, niż miało to miejsce chociażby w serii Poe Dameron.

Dlatego też historię przedstawioną w numerach #56-#61 uznaję niestety za spore rozczarowanie. Dlatego czym prędzej przechodzę do spoilerowego omówienia najciekawszych faktów, o które historia wzbogaciła nowy kanon.

Klan Markona

Wspominaliśmy już o klanie wojowników, który wydaje się być dość bezczelną kalką Mandalorian, także teraz powiedzieć można o nim nieco więcej. Jego głową jest Thane Markona, który po śmierci jego żony i złożonej jej obietnicy zapewnienia ich córce (również wspominanej Tuli) spokojnego życia, przechodzi wraz z całym klanem w stan spoczynku i osiada na niewielkim księżycu o nazwie Hubrin. Tam też cały lud Markona odcina się od świata (nie posiadają statków, ani nadajników dalekiego zasięgu) i przez długie lata wiedzie spokojny żywot.

Sytuacja zmienia się oczywiście, gdy na Hubrinie ląduje Han, Luke i Leia, a klan Markona ostatecznie musi opowiedzieć się po którejś ze stron. Thane poświęca swe życie, by Rebelianci wyrwać się mogli ze szponów SCAR Squadronu, a reszta jego klanu dołączyć mogła do Rebelii (oddelegowani zostali do komórki Hery).

W między czasie dowiedzieliśmy się też, że klan Markona otrzymał księżyc Hubrin od Imperium na własność w ramach zadość uczynienia za jedno z ich misji, która polegała na wykradnięciu pewnych informacji. Nie wiemy, ani skąd, ani co to były za informacje, bo tego nie wiedział też sam Thane, aczkolwiek domyślał się, że mogłyby one bardzo istotne, skoro otrzymał za to taką nagrodę. Dlatego też od tamtej pory dręczyły go wyrzuty sumienia i dlatego też ostatecznie pomógł on Hanowi, Luke’owi i Lei.

Na koniec jeszcze jedna ciekawosta, matka Thane’a i babka Tuli była Jedi, choć w którymś momencie opuściła ona zakon.

Trening Luke’a

Jak w wielu innych historiach rozgrywających się pomiędzy Nową Nadzieją, a Imperium Kontratakuje, także i tutaj Luke uczy się kilku nowych sztuczek. Wszystko to ma tłumaczyć, że z zupełnie zielonego wiejskiego chłopaka, który dopiero co usłyszał o Mocy i z trudem rozróżniał końce miecza świetlnego, stał się, może jeszcze nie materiałem na rycerza Jedi, ale jednak kimś znacznie mniej nieporadnym.

Tym razem paru lekcji we władaniu mieczem udziela mu Thane Markona, a zdarzył się i krótki sparing z jego dawnym nauczycielem, sierżantem Kreelem, dowódcą SCAR Squadronu.

I to chyba najważniejsze, co do zaoferowania miała historia The Escape.

GALERIA OKŁADEK

Na koniec jeszcze galeria okładek wraz ze wszystkimi ich wariantami.

Star Wars 056

Star Wars 056

Star Wars 057

Star Wars 058

Star Wars 059

Star Wars 060

Star Wars 061