Tytuł: Star Wars 041
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Salvador Larroca
Historia: The Ashes of Jedha, part IV

Star Wars 041

Prochy Jedhy powoli zmierzają do końca, a Kieron Gillen wraz z Salvadorem Larrocą po raz kolejny budują niepowtarzalny klimat, który sprawia, że obok tej historii nie można przejść obojętnie.

Centralny Izotop i inne rozrywki

Komiks Star Wars 041 różni się jednak nieco od numeru poprzedniego. Różnicę stanowi fabuła oraz rozwój postaci, które wychodzą tutaj na pierwszy plan. Po pierwsze mamy Luke’a i jego poszukiwania wiedzy na temat Mocy, które zaprowadziły go na skraj krateru będącego niegdyś Jedha City, wprost do świątyni Centralnego Izotopu. Nie znalazł on tam może tego, czego szukał (chyba nigdy nie był od tego tak daleki), ale nauki, które odebrał kontemplując ziejącą śmiercią i ciemną stroną otchłań zapewniły niezwykle cenną lekcję.

„Your friends need you.” – Kultysta Centralnego Izotopu

„I know. I have to listen to Leia. I’ve risked so much on chasing my personal story when The Rebellion needs–” – Luke Skywalker

„No pilgrim. You misunderstand. We mean literally.” – Kultyści Centralnego Izotopu

Co ciekawe nie tylko Luke dojrzewa i wykonuje kolejny mały kroczek ku swemu przeznaczeniu. Przygnębiająca atmosfera umierającej Jedhy udziela się najwyraźniej także Hanowi. Porzuca on typowe dla siebie błaznowanie i z pełną powagą wygłasza mowy, których nie powstydziłaby się sama Leia. Normalnie byłoby to niezbyt wiarygodne i naciągane, ale tutaj wydaje mi się jak najbardziej na miejscu i jest posunięciem nader udanym.

Aczkolwiek nawet w tym wszystkim znalazła się odrobina miejsca na interakcję pomiędzy Hanem a Leią, która także wypadła bardzo dobrze.

Górnicze związki zawodowe vs Rebelia

Była mowa o nieco żwawszym rozwoju fabuły, ale nie dotyczy to tylko Luke’a i Mocy. Także ekstremalne górnictwo odkrywkowe rodem z Shu-Torun powraca na arenę ze zwielokrotnioną siłą. Tym razem Partyzantom wspomaganym przez bohaterów Rebelii nie idzie już tak łatwo i z podkulonymi ogonami wycofać muszą się na z góry upatrzone pozycje. I zapewne byłoby to tyle w temacie Jedhy, gdyby nie księżniczka Leia i Chewie, którego wysłała na Shu-Torun, by zdobył coś, co zmienić może bardzo opłakaną sytuację bojowników o wolność.

Prochy zostały rzucone

Sprawia to, że z wielką niecierpliwością czekam na dwa ostatnie numery wieńczące pierwszy story arc Kierona Gillena za sterami serii Star Wars. Ciekaw jestem bowiem bardzo, co Chewie przywiózł z domu królowej Trios. Mam też ogromną nadzieję, że generał Kanchar wkroczy w końcu do akcji. Ale ponad wszystko, mam nadzieję, że choć finał zapowiada się już w pełni „starwarsowo”, to historia nie zatraci swego fenomenalnego klimatu, bowiem to właśnie on czyni ją naprawdę wyjątkową.

POPRZEDNIE NUMERY I OKŁADKI

Na zakończenie zachęcamy do recenzji poprzednich odsłon Prochów Jedhy:

A także prezentujemy jeden alternatywny wariant okładki: