Tytuł: Star Wars 040
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Salvador Larroca
Historia: The Ashes of Jedha, part III

Różny już bywał klimat komiksów (i nie tylko) spod znaku Star Wars. Bywało wesoło i zabawnie, zdarzało się poważnie, albo nawet mrocznie, a najczęściej było wszystkiego po trochu. Ale nigdy jeszcze klimat nie był tak niesamowicie dojmujący i przygnębiający.

Once more with feeling

Trzeba przyznać, że wędrówka po powierzchni dogorywającej planety Jedha dostarcza nie lada wrażeń, przynajmniej na płaszczyźnie emocjonalno-wizualnej. Niestety fabularnie znów jest słabiej. Partyzanci wspomagani przez rebeliancki kontyngent stawić czoła muszą kolejnym zakusom imperialnych sił, którzy do boju rzucają sprzęty jeszcze większe i potężniejsze.

Luke z kolei błąka się pozornie bez celu, stawiając czoła żarłocznym czerwiom i szukając mądrości w kolejnych bełkotliwych naukach fanatyków Mocy.

Wszystko to, jak już wspomniałem, ma klimat, ale po trzecim numerze historii oczekiwałbym już nieco więcej treści i konkretów. Najwyższa pora na…

Konfrontacje

To właśnie ich brakuje w historii. Dostaliśmy nowych, bardzo interesujących bohaterów po stronie imperium. Mamy też znane, rebelianckie szumowiny w zupełnie nowym dla siebie otoczeniu i sytuacji. Ale płaszczyzny, na których operują jedni i drudzy jak dotąd na siebie nie zachodziły.

Odwlekanie konfrontacji może, owszem, budować napięcie, ale i w tej kwestii należałoby zachować umiar i napuścić w końcu na siebie bohaterów. Tym bardziej, że nie mogę się już doczekać, by zobaczyć generała (czy poprzednio nie był on komandorem?) Kanchara w akcji.

„Everyone fails occasionaly. You’ll need two more failures before I’d kill you. Or one particulary incompetent failure.” – General Kanchar do swego podkomendnego

Mam nadzieję, że w końcu się to zmieni, a Prochy Jedhy doczekają się naprawdę imponującej konfrontacji i godnego finału.

Na zakończenie zachęcamy do recenzji poprzednich odsłon Prochów Jedhy:

A oto galeria okładkowych wariantów: