Tytuł: Poe Dameron 022
Scenariusz: Charles Soule
Rysunki: Angel Unzueta
Historia: Legend Found, part III
Po słabszym występie przy okazji poprzedniego numeru, seria Poe Dameron wraca do przyzwoitej, a nawet całkiem niezłej formy ponownie pokazując, że najlepszy pilot Ruchu poru ma potencjał.
Organa’s Eleven
Na pierwszy plan znów wychodzi tutaj Generał Organa, która na swoje barki bierze dowodzenie misją odbicia Lor San Tekki. Nie podchodzi na szczęście do tego tak topornie i bez polotu, jak Poe. Leia dowodzi bowiem, że lata spędzone w towarzystwie przemytników, szulerów, kanciarzy i innego, szemranego towarzystwa nie poszły na marne i sporo się ona nauczyła. Plan nie jest może aż tak błyskotliwy jak te Danny’ego Oceana, ale jego przedstawienie zdecydowanie przywodzi na myśl najsłynniejszą serię heist movies.
„If it all works, you get away clean… and they have absolutely no idea how you did it.” – wyjaśnia Lei nieświadoma jeszcze, jak wielkim fiaskiem zakończy się jej misja.
Oczywiście, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, coś musiało pójść nie tak. W przypadku planu Lei, poszło nie tak bardzo spektakularnie. Nie dość, że Ruch Oporu stracił swą zdobycz, to jeden z bohaterów „stracił” (który to już raz?) swego wiernego towarzysza. Ale wszystko to sprawia, że kolejny numer okazać się może jeszcze ciekawszy.
Malarus i spółka
O dziwo, dość niespodziewany powrót Commander Malarus wypadł w końcu przyzwoicie. Po raz pierwszy nie była ona tylko chłopcem (a raczej dziewczynka, czy wręcz babskiem) do bicia, a wykazała się sprytem i przebiegłością, do jakiej przyzwyczaił nas jej poprzednik, Agent Terex. Czy stanie się to dla niej normą? Szczerze wątpię. Co więcej, mam nadzieję, że szybko przejdzie ona do historii. Bowiem poza jednorazową zwyżką formy, pozostała ona postaciom bez historii i przeraźliwie jednowymiarową.
Co nie zmienia faktu, że z ciekawością czekam już na jej konfrontację z Generał Organą o jej podwładnymi.
Podsumowując
Trzeba przyznać, że Poe Dameron 022 okazał się komiksem całkiem udanym. Praktycznie w całości został on poświęcony wielkiemu „skokowi” i choć nie wywołał on aż takich emocji, jak filmy, na jakich był wzorowany, to i tak czytało się to wszystko nieźle, a jeszcze lepiej oglądało.
Poprzednie numery
Mamy też recenzje pierwszej odsłony obecnej historii:
A także jeden okładkowy wariant: