Tytuł: Rebel Assault
Ani się obejrzeliśmy, a finałowy sezon Rebeliantów dotarł już do półmetka. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze tylko kilka odcinków, a z niektórymi postaciami przyjdzie pożegnać się na zawsze. Ale zanim nadejdą ostateczne rozstrzygnięcia, przyszedł czas na rebeliancki szturm na okupowany Lothal.
/Poniższa recenzja zawiera SPOILERY, dlatego też decydując się na dalsze czytanie, robicie to na własną odpowiedzialność./
Bitwa o Lothal
Trzeba przyznać, że odcinek Rebel Assault nie owija w bawełnę, a widz od razu zostaje rzucony w sam środek akcji. A ta zapowiada się naprawdę świetnie. Począwszy od bardzo dobrze znanego rozkazu wydanego przed Generał Syndullę (tak tak, Hera w między czasie dochrapała się awansu), poprzez debiut klasycznych X-wingów w Rebeliantach, aż po zapowiedź wielkiego pojedynku dwójki prawdziwych asów – Hery i Vulta Skerrisa, wszystko zapowiadało prawdziwą ucztę!
„Lock s-foils in attack possition.” – Generał Syndulla
Niestety na zapowiedziach się skończyło, bo kosmicznemu starciu flotylli Thrawna z żałosnymi siłami, jakimi dysponowała Eskadra Feniksów brakowało werwy i rozmachu. Ale przede wszystkim brakowało tam dynamiki. Na pozór wiele elementów było inspirowanych kosmicznymi bitwami Oryginalnej Trylogii, jednak o ile tam mieliśmy wrażenie, że sami jesteśmy częścią akcji, tak tutaj nie wywoływała ona żadnych emocji. Reżyser próbował obronić się paroma niezłymi scenami, ale koniec końców, zmarnował on potencjał drzemiący w odcinku.
Swoją drogą dziwię się też, że twórcy nie zdecydowali się rozbić rebelianckiego ataku na dwa odcinki. Myślę, że całość prezentowałaby się wtedy dużo lepiej.
Popierdółka a nie kiler
Kolejny słabiutki występ zaliczył też Rukh. Taki niby wprawny zabójca, a już nie tylko z młodym jedi (z którym w sumie miał prawo mieć problemy), nie był sobie w stanie poradzić, ale nawet z twi’lekańską pilotką i jej archaicznym astromechem.
Było to tak żenujące, że wręcz śmieszne i ciekawi mnie bardzo, na jakiej podstawie Thrawn zdecydował się na korzystanie z usług Rukha. W końcu jeśli choć raz w akcji by go zobaczył, momentalnie by mu podziękował. A tak to po raz wtóry mogę tylko ubolewać, że legenda sięgnęła bruku.
Dume
Podczas wydarzenia tak doniosłego, jak półmetek sezonu, nie mogło też zabraknąć innych stałych bywalców ostatnich odcinków, a mianowicie loth-wilków. Raz jeszcze nawiedzają one Kanana i choć pozostają bardzo małomówne, ich przekaz zdaje się być dla samego zainteresowanego jasny.
Zresztą nie trzeba tęgich głów, by domyślić się, że Kanan może być zmuszony do najwyższego poświęcenia, by ocalić swoją ukochaną. Byłoby to rozwiązanie najbardziej oczywiste i najprostsze, ale na tym etapie wydaje się też najrozsądniejsze.
Ale czy tak się właśnie stanie? Przekonamy się dopiero za kilka tygodni. Natomiast co do samego odcinka, to powiem szczerze, że był on dla mnie lekkim rozczarowanie.
A oto recenzje poprzednich odcinków: