Tytuł: Crawler Commanders
Przed startem 4. sezonu Dave Filoni obiecywał, że ostatnia odsłona Rebeliantów pozbawiona będzie odcinków-zapychaczy. Najwyraźniej z prawdą było mu w tej kwestii nie po drodze, bo odcinek Crawler Commanders, to nic innego, jak bezczelny zapychacz. Do tego bardzo kiepski.
/Poniższa recenzja zawiera SPOILERY, ale staraliśmy się ograniczyć je do niezbędnego minimum./
Glebogryzarka
Po raz kolejny mamy tutaj sytuację, w której terroryści z frontu wyzwolenia Lothal podnoszą swe brudne łapska na własność Gildii Górniczej. Tym razem, Ci znani imperialnym władzom degeneraci, dopuścili się bezpardonowego ataku i kradzieży „Crawlera”, czyli innymi słowy monstrualnej glebogryzarki, czy innego kombajnu odkrywkowego. Przy okazji bestialsko zamordowali oni trandoshańską obsadę kombajnu oraz uprowadzili najemną siłę roboczą pracującą w trzewiach maszyny.
Terroryści działali według doskonale już znanego i powtarzanego do znudzenia modus operandi, wykazując się przy tym nie tylko daleko idącym brakiem poszanowania życia ludzkiego (i trandoshańskiego), ale i skrajną lekkomyślnością, graniczącą z głupotą. Jak zatem udało im się zakończyć swą akcję powodzeniem? Zawdzięczają to zapewne tylko niewyobrażalnemu szczęściu oraz legendarnej już, imperialnej niekompetencji.
Ezra (nie) dorzucił do pieca
Pomimo powielanego po wielokroć schematu, pojawiła się scena, która mogła odkupić winy całego odcinka i uczynić go naprawdę dobrym. Ezra walczył w niej z trandoshańskim kapitanem crawlera, a gdy ten znalazł się na krawędzi płomiennej otchłani, młody jedi mógł łatwo zakończyć walkę używając Mocy. Śmierć kapitana fabularnie była konieczna, a jeśli zginąłby z ręki Ezry, znów mógłby powrócić wątek drzemiącej w nim ciemnej strony. Niestety twórcy zamiast upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, puścili cały potencjał z dymem (obiecuje, to była ostatnia aluzja do palenia). I tak oto bardzo gibki i sprawny Trandoshanin, który wcześniej sprawował się niczym Spider-Man, w decydującym momencie potknął się na mieczu świetlnym i sam wpadł do pieca. Żenada.
Hera hero
Jedyną, która uratowała Rebeliantów przed śmiesznością okazała się Hera. Zresztą sam wątek jej „starcia” z dowództwem Sojuszu nie był może jakiś wybitny, a kolejna mowa wcale nie tak porywająca, jak scenarzystom mogło się wydawać, ale przynajmniej całość okazała się, fabularnym krokiem naprzód, których próżno by szukać w całej reszcie odcinka.
Swoją drogą, to jeśli to umiejętność wygłaszania płomiennych mów decydowałaby o losach wojny, to Rebelianci szybko uporaliby się z Imperium. Mam tylko nadzieję, że ta jakże okrutna broń nie będzie nadużywana.
Podsumowując odcinek Crawler Commanders był w moim mniemaniu zdecydowanie najsłabszym w 4. sezonie, także dlatego, że scenarzyści nie pokazali przysłowiowych „jaj” i Ezrę potraktowali, jakby nadal był nic nie wiedzącym o życiu smarkaczem.
A oto recenzje poprzednich odcinków: