Pierwszy komiks Star Wars w historii ukazał się 12 kwietnia 1977, półtora miesiąca przed premierą Nowej nadziei. Był to pierwszy numer sześciozeszytowej adaptacji rzeczonego filmu, wydał go Marvel, a nazywał się po prostu Star Wars 1. Niecałych trzydzieści osiem lat później, 14 stycznia 2015 roku, ten sam Marvel, po przejęciu licencji od Dark Horse Comics, jeszcze raz wydał komiks Star Wars 1 – tym razem jednak nie była to część dawnego Expanded Universe, a początek nowego kanonu historii obrazkowych rozgrywających się w odległej galaktyce. 

Przeczytaj opinię o najnowszych pozycji w rankingu, The High Republic 6-10: The Heart of Drengir, The High Republic 11-15: Jedi’s End oraz War of the Bounty Hunters

Ranking komiksów Star Wars z nowego kanonu

Przed Wami mój subiektywny, stale aktualizowany ranking komiksów Star Wars z nowego kanonu, które wydaje Marvel (na liście nie ma publikowanych przez IDW i skierowanych do dzieci komiksów Star Wars Adventures). W rankingu ujęte są tylko te pozycje, które zostały ukończone, czyli pojedyncze komiksy (one-shoty) oraz miniserie – zarówno te samodzielne, jak i te będące częścią dłużej serii.

Ranking liczy trzy strony (dla odpowiednio: 20-65%, 70-85% i 90-100%), jest ułożony od najgorszej do najlepszej pozycji, pozycji, których jest 82 (przy czym jedna z nich obejmuje 5 miniserii i kilka one-shotów). Jeśli w grafice występuje polski tytuł, to znaczy, że komiks został u nas wydany (by uniknąć ewentualnych nieporozumień, komiksy dopiero zapowiedziane mają wciąż oryginalne tytuły). Dodatkowo, na końcu każdego wpisu znajdują się daty premier amerykańskich wydań, dla łatwiejszej nawigacji w chronologii pojawiania się poszczególnych tytułów.

Episode VII: The Force Awakens

Książkowe i komiksowe adaptacje filmu mają sens jedynie wtedy, gdy coś od siebie dodają, gdy autorzy mają na nie pomysł. Na adaptację Przebudzenia Mocy nie było żadnego pomysłu. Komiks odtwarza film niemal 1 do 1, ale przy okazji zatraca połowę jego humoru i nie dodaje kompletnie nic nowego, poza jednym małym kadrem wrzucanej do zgniatarki śmieci Phasmy. Po kiego Sitha w ogóle powstało to „dzieło”? Nie mam bladego pojęcia, tym bardziej, że wydano je ponad pół roku po premierze kinowej… Jedynym plusem są ładne rysunki, ale co to za sztuka ładnie odtworzyć filmowe kadry? [6-11.2016]

Star Wars 31-32, Doctor Aphra 7-8: The Screaming Citadel

Gdy już sądziłem, że po Tajnej wojnie mistrza Yody poziom serii Star Wars (tu akurat w crossoverze) nie może spaść niżej, dostaliśmy historię, której nie potrafię określić inaczej, jak słowami „kolosalna pomyłka”. Bezsensowna fabuła, kretyńskie zachowanie Luke’a, absurdalne potwory, gadające kryształy i przejmujące kontrolę nad istotami pasożyty… Twórcy serii robią absolutnie wszystko, by nam przypomnieć co gorsze momenty z epoki marvelowskiego Star Wars z lat 1977-1986. O ile kolejne pozycje z tej listy, które działy się przed Cytadelą grozy broniły się jeszcze rysunkami, o tyle tutaj nawet ta linia obrony się załamuje, gdy 2/5 serii stworzył artysta, który nie powinien był nigdy zabierać się za Star Wars. [5-6.2017]

Episode VIII: The Last Jedi

Po świetnej adaptacji Łotra 1 miałem nadzieję, że komiksowa wersja Ostatniego Jedi nie pójdzie tą samą drogą, co obrazkowe Przebudzenie Mocy. Niestety, jest tylko nieznacznie lepiej. Adaptacja jest zwyczajnie… popsuta. Nie oddaje ducha filmu, niepotrzebnie skraca niektóre dialogi, spłyca postacie (Holdo w szczególności) i przede wszystkim niemal pozbawia opowieści humoru. Wiem, że wielu fanów narzekało na gagi i żarty w filmie, ale jedną rzeczą jest nieco stonować humor, a inną kompletnie go usunąć. Na dodatek w zamian za te braki komiks prawie nic od siebie nie dodaje; wyjątkiem są myśli Luke’a Skywalkera i parę słów tu i tam. Całokształtu nie poprawiają nijakie i jakby wykonane od niechcenia rysunki. [5-9.2018]

Solo – A Star Wars Story

Brzydki, niepotrzebny i potwornie przydługi (aż 7 zeszytów – uwierzycie?). Ta adaptacja to nieporozumienie i trzeci (!) dowód na to, jak nie przerabiać filmu na komiks. Jedyną jego wartością dodatnią jest pierwszy zeszyt, który zaczyna się nieudaną transakcją poprzedzającą Solo, i w którym pojawiają się wycięte sceny z filmu i nawiązanie do miniserii Han Solo – Imperial Cadet. Narobiło mi to wielkich nadziei, że będzie jak z pomysłową i udaną adaptacją Łotra 1. Niestety, potem wszystko się rozwlekło, i to w sposób najnudniejszy ze wszystkich możliwych. [10.2018 – 4.2019]

Star Wars 26-30: Yoda’s Secret War

Kolejny przypadek komiksu, w którym rysunki są jedynym godnym uwagi elementem. Cała reszta woła o pomstę do Mocy. Nie dość, że w kontekście serii Star Wars ta historia nie ma żadnego uzasadnienia, to roi się od absurdów i bardzo źle pojętego mistycyzmu. Bo jak inaczej nazwać magiczne żywe góry (!) i ledwo trzymający się kupy wątek prymitywnych plemion dzieci, które ze sobą wojują? Tajną wojnę naprawdę ratują tylko rysunki, w tym wypadku znakomitego, choć w przypadku Yody mocno chodzącego na skróty (wycięte z kadrów filmowych miny i pozy mistrza) Salvadora Larrocy. [12.2016 – 4.2017]

Jedi of the Republic – Mace Windu

Mace Windu to postać, która powinna być komiksowym samograjem. I była nim w starym kanonie. Tutaj? Przysłowiowa bida z nędzą. Przede wszystkim komiks jest niemożebnie brzydki; kreska jest prosta, uboga w detale i momentami karykaturalna w swym przedstawianiu postaci. Fabuła natomiast stanowi zlepek dobrych pomysłów, które zostały fatalnie wykonane. Całość kręci się wokół wątpliwości Mace’a i innych Jedi odnośnie udziału w wojnie. Ten świetny wątek został „położony” mętnym pustosłowiem i idiotycznym zachowaniem pewnej najbardziej niezadowolonej z tego obrotu sprawy postaci. Całość jako tako ratują pozostali bohaterowie, w tym ciekawie zaprezentowany Windu, co nie zmienia faktu, że komiks jest przykładem zmarnowanego potencjału w paskudnej oprawie graficznej. [8-12.2017]

Star Wars 21-25: The Last Flight of the Harbinger

Pomysł jest bardzo fajny, a polega na tym, że Rebelia zdobywa niszczyciel gwiezdny typu Imperial, by wykorzystać go przeciwko swym dawnym właścicielom. Problemem jest wykonanie. Sposób zdobycia okrętu jest debilny i przypomina jeden z mniej oryginalnych odcinków Star Treka (!), a wątek ścigania się Lei i Hana o to, kto zajmie fotel kapitański to jakiś ponury żart. A rysunki? Mocy moja, ratuj… Twarze znane z filmów wyglądają tak, jakby zabrał się za nie szalony chirurg plastyczny. Jedynym, ale za to bardzo poważnym plusem tej historii jest kompetentny i świetnie ukazany oddział szturmowców-komandosów Imperium, Oddział SCAR. [6-11.2016]

DJ – Most Wanted

Chociaż DJ jako postać w Ostatnim Jedi mi się spodobał, niespecjalnie czekałem na ten komiks. Może gdyby pokazywał początek jego kariery…? A tak okazało się, że słusznie nie było na co czekać – fabularnie Most Wanted znużył mnie niemożebnie, graficznie jest raczej średni, acz zaskakujący. Zaskakujący pozytywnie, ukazaniem ras znanych m.in. z kantyny Mos Eisley, i negatywnie, poprzez fakt, że komiksowe Canto Bight w najmniejszym stopniu nie przypomina filmowego Canto Bight. Tak naprawdę jedynym wyraźnym plusem tego one-shota  jest główny bohater i jego skrajna neutralność wraz z samolubnością: to wyszło znakomicie. [1.2018]

Chewbacca

Chewbacca nigdy nie był moją ulubioną postacią i powiem Wam jedno: komiks ten niczego w tej materii nie zmienił. Jest całkiem ładnie narysowany, choć momentami ze świecą szukać w nim gwiezdnowojennego klimatu, ale absolutnie niczym nie porywa, szczególnie oklepana i naciągana historia, która kręci się wokół gangsterów i ratowania niewolników. Nie pomaga też fakt, że tytułowy bohater posługuje się tylko rykami, które być może fajnie wypadają w filmie, bo ich intonacja i brzmienie oddają część sensu wypowiedzi, ale w komiksie są kompletnie nie do zrozumienia. [10-12.2015]

Han Solo

Zaraz za Chewbaccą plasuje się jego partner i przyjaciel, Han Solo. Czemu? Z powodu głupiutkiej fabuły, zakładającej udział tytułowego bohatera w najniebezpieczniejszym wyścigu galaktyki (którego zasad nigdy w pełni nie poznajemy) w celu zebrania szpiegów Rebelii, z których jeden jest zdrajcą. Wszystko ledwo trzyma się sensu, nigdzie nie zaskakuje, a końcówka z tunelem czasoprzestrzennym i interprzestrzennym znowu bardziej przypomina Star Treka, niż stare, poczciwe Star Wars. Wszystko to zaś dzieje się w nieokreślonym czasie po Nowej nadziei, z Hanem, który pod względem rozwoju postaci gryzie się z tym, co oglądamy chociażby w opisywanej tu serii Star Wars. Zgadnijcie, co jest największym plusem komiksu. Tak, zgadza się, znowu – doskonałe rysunki. [6.11.2016]

Doctor Aphra (2020) 6-10: The Engine Job

Po perfekcyjnym otwarciu nowej serii, druga część to potworne rozczarowanie. The Engine Job jest kompletnie nijaki; zapowiada fascynujący wątek związany z napędem Nihilów, z czego nic nie wynika, a zamiast tego poświęca czas postaciom, które prawie nic nie łączy z Aphrą (i służą tylko jako wstęp do crossovera War of the Bounty Hunters) i co gorsza jest graficznie niespójny. Aż trzy osoby brały udział w rysowaniu pięciu zeszytów komiksu, z czego tylko jedna zrobiła to na jako takim poziomie. Komiks ratują dwie powiązane ze sobą rzeczy: duet Aphra-Sana Starros, i humor. Reszta? Nie ma o czym gadać. Ogromny zawód. [11.2020 – 05.2021]

Target: Vader

Beilert Valance powraca z niebytu Legend (a dokładniej starych komiksów Marvela), by zapolować na Dartha Vadera. Nie pierwsza to historia, gdzie ktoś z jakiegoś powodu chce dopaść Mrocznego Lorda – w starym kanonie było ich na pęczki – i niestety nie najoryginalniejsza. Cały komiks czyta się bez większych emocji, także postać Valance’a nie wyróżnia się niczym szczególnym z wyjątkiem wyglądu. To taki typowy komiksowy średniak, któremu nie pomagają średnie rysunki sporządzone przez kilku różnych, równie średnich artystów. Aż dziw, że na podstawie tego komiksu powstała seria Łowcy nagród. [6-12.2019]

Lando – Double or Nothing

Chcecie wiedzieć, co robił Lando tuż przed wydarzeniami z Solo? Nic oryginalnego, jak się okazuje z tego komiksu. Ot, Calrissian i L3 wpadli w wir pewnej małej rebelii – a jest to do tego stopnia podobne do fabuły spin-offa, że aż karygodne. Sporym minusem Double or Nothing jest też zrobienie z Lando karykaturalnie egocentrycznej postaci. Wiadomo, ma on wysokie mniemanie o sobie, ale ciągłe rozpowiadanie wszystkim dookoła, jak to jest „naj” pilotem, szmuglerem, hazardzistą etc. w galaktyce… nie, to do niego nie pasuje. W komiksie działa za to humor, którego jest pełno, a i rysunki są całkiem niezłe. [5-9.2018]

Doctor Aphra 14-19: Remastered

Jeśli ktoś miał wcześniej wątpliwości, to teraz już nie powinien ich mieć: ta seria to seria komediowa w czystej postaci. Remastered nie ukrywa, że nie jest serio i w zasadzie nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby nie fakt, że to nadal kanoniczna historia – historia, w której i Rebelianci, i Imperialni mają dziwne pomysły, dziwne rzeczy (okręty i stacje, uściślając) i zachowują się jak ostatnie błazny. Pojawienie się Hery Syndulli w gościnnej i poważniejszej roli niewiele zmienia. Komiks ma swoje momenty, faktycznie jest zabawny, postacie związane z Aphrą pozytywnie zakręcone, ale w żadnym wypadku nie powinien być częścią kanonu. A, no i jest bardzo nierówny graficznie – raz dostajemy świetnie narysowane kadry, raz koszmarnie. [11.2017 – 4.2018]

Darth Vader (2020) 1-5: Dark Heart of the Sith

Co może robić Darth Vader zaraz po wydarzeniach z Epizodu V? Może na przykład olać galaktyczne sprawy i poszukać… no właśnie, nie do końca wiadomo czego, i po co. Koncepcja komiksu sprowadza się do skonfrontowania Vadera z przeszłością i tajemnicami Padmé, uzupełnienia pewnych luk, co wypada świetnie, ale spajająca to wszystko fabuła nie ma najmniejszego sensu. Plusem jest przywołanie dwórek Amidali, które niedawno poznaliśmy lepiej dzięki powieściom E. K. Johnston, ale ich wykorzystanie woła o pomstę do Mocy i jest chronologicznie spóźnione o jakieś dwadzieścia lat. Średni poziom rysunków też nie pomaga tej chaotycznej i źle przemyślanej historii. Ten komiks to dla mnie największe komiksowe rozczarowanie nowego kanonu [2-9.2020].

Darth Vader (2020) 6-11: Into the Fire

Komiksy z Darthem Vaderem robią się coraz to dziwniejsze… a ten zdecydowanie pod tym względem przebija je wszystkie, co jednak niekoniecznie jest dobrą rzeczą. Prosto w ogień ma chyba najlepsze otwarcie w historii komiksów Star Wars (los, który spotyka Vadera… wow, wow, po trzykroć wow!) i zarazem jedno z najgorszych zamknięć w historii. Jedyny spoiler, jaki mogę zaoferować do wyjaśnienia, czemu to jest tak bardzo złe zakończenie, jest taki: Epizod IX. Co tu dużo mówić, Prosto w ogień neguje cały sens Powrotu Jedi, i budowania drugiej Gwiazdy Śmierci. Niedobrze się ta seria rozwija, oj niedobrze. [10.2020 – 04.2021]

Kanan 7-12: First Blood

Kontynuacja całkiem dobrego i ciekawego komiksu rzadko jest udana, gdy podąża dokładnie tym samym schematem, co oryginał. I choć First Blood nazwałbym raczej średnim niż nieudanym, nie da się nie zauważyć, że nie tędy droga. Chodzi mi przede wszystkim o częste i gęste wykorzystanie retrospekcji w sytuacji, gdy aż prosi się o kontynuację wątków zawiązanych w The Last Padawan. Sytuacji nie pomagają także rysunki tego samego autora, o których wątpliwych walorach napisałem nieco niżej – tym bardziej, że szósty zeszyt miniserii robi ktoś zupełnie inny, niż pierwszych pięć. [10.2015 – 3.2016]

Star Wars 68-75: Rebels and Rogues

Koniec (pierwszej) flagowej serii Star Wars powinien być epicki, prawda? I jest, przynajmniej w tym względzie, że liczy aż 8 zeszytów. Komiks świetnie pokazuje docieranie się Wielkiej Trójki i spółki, gdzie są w momencie tuż przed Epizodem V. Gorzej z fabułą, która meandruje w dziwne strony i nie potrafi wzbudzić szczególnie wielkich emocji. Szczytem wszystkiego są… żywe skały. Czy tak trudno ogarnąć po fatalnie przyjętej Tajnej wojnie mistrza Yody, że ożywione skały i Star Wars to bardzo, bardzo złe połączenie? Najwyraźniej scenarzysta Rebelianci i łotry nie odrobił pracy domowej. Rysunkowo jest nieźle (to dzieło Phila Noto znanego z Poe Damerona), kolorystycznie już zdecydowanie mniej. To nie jest finał, na który zasługiwała ta seria. [6-11.2019]

Obi-Wan and Anakin

Wątpiący w dalsze podążanie ścieżką Jedi Anakin (że też wtedy nie zrezygnował!) i jego mistrz są odcięci na dziwnej planecie. Co z tego wynika? Średniawa fabuła, która raczej nikogo niczym nie zaskoczy i bezbarwne postacie drugoplanowe, za to zaprezentowane za pomocą momentami wbijającej w fotel grafiki. Najciekawszymi fragmentami komiksu jest poważne i świetnie rozwinięcie wątku przyjaźni Anakina z kanclerzem Palpatine’em. Na ten wątek czekałem chyba najbardziej, sięgając po kolejne zeszyty miniserii, co nie do końca dobrze świadczy o głównym wątku, prawda? [1-5.2016]

The Storms of Crait

Szczegóły na temat rebelianckiej przeszłości Crait poznaliśmy dzięki powieści Leia – Princess of Alderaan, więc po co powstał ten komiks? Nie odnosi się ani słówkiem do książki, nie pokazuje nic związanego z bazą z Ostatniego Jedi… więc po co? To tylko śliczna wizualnie (rysunki są przecudne!), ale poza tym fabularnie banalnie prosta i zupełnie nieistotna opowiastka z Leią, Lukiem i Hanem w rolach głównych. Równie dobrze mogłaby być one-shotem serii Star Wars. [12.2017]

Beckett

Kolejny z one-shotów (niech Was nie zwiedzie numer przy tytule na okładce: to naprawdę jest one-shot) powiązanych z filmami. To troszkę dziwny eksperyment, który polega na tym, że historię rozbito na trzy części, każdą ilustrowaną przez innego artystę. Efekt końcowy jest nawet nienajgorszy, choć siłą rzeczy graficznie niespójny, ale fabularnie… no cóż, jest zabawnie, są zwroty akcji, ale kto liczył, że dowie się czegoś nowego o tytułowym bohaterze, ten odejdzie po lekturze rozczarowany, i to srogo. [8.2018]

Star Wars 62-67: The Scourging of Shu-Torun

Zakończenie sagi z Shu-Torun i królową Trios w rolach głównych w 5/6 jest przecudnie narysowane (o tej nieszczęsnej 1/6 szkoda nawet wspominać), ale brakuje jej ikry i choćby odrobiny suspensu. Jeszcze nie spotkałem opowieści, w której bohaterowie zdradzają cały plan akcji, a potem oglądamy, jak ten plan… idzie jak po sznurku przez około dwa zeszyty, by zaciąć się w najbardziej oczywistym z oczywistych miejsc, po najmniej niespodziewanym „twiście” w całej historii Star Wars. Scenarzysta Kieron Gillen, dla którego jest to pożegnanie ze odległą galaktyką, skończył swoją gwiezdnowojenną przygodę w wyjątkowo mizerny sposób. [3-6.2019]

Doctor Aphra 32-36: Unspeakable Rebel Superweapon

Kiedy już człowiek myśli, że nigdy nie zobaczy czegoś tak brzydkiego, jak zeszyty crossovera Cytadela grozy należące do cyklu Doktor Aphra – dostaje coś takiego. Ta miniseria o dość zabawnej nazwie prezentuje sobą w miarę dobry fabularny poziom, wystrzeliwując w nas istną salwę plot twistów, pod względem graficznym zawodzi jednak na całej linii, jak jeszcze żaden komiks nowego kanonu (a przecież seria nigdy nie miała wybitnego rysownika). Szkoda, bo i pomysł stojący za głównym wątkiem był oryginalny i rozwiązanie całej akcji dość pozytywnie mnie zaskoczyło. [5-9.2019]

Jedi: Fallen Order – Dark Temple

Ciekawy, ale nieco rozczarowujący komiks o tym, jak Eno Cordova ze swoją uczennicą, Cere Jundą – bohaterami z gry Jedi: Fallen Order – pierwszy raz zetknęli się z tajemnicami cywilizacji Zeffo. I na tym w zasadzie kończy się wszystko, co ten komiks ma wspólnego z rzeczoną grą; jej fani będą wobec tego mocno niepocieszeni. Reszta to solidna, momentami zaskakująca, choć niekoniecznie ładnie narysowana historia pewnego nie do końca prostego konfliktu z czasów Republiki i tego, co się dzieje, gdy Jedi za bardzo angażują się po jednej ze stron. [9-12.2019]

Star Wars (2020) 7-11: Operation Starlight

Drugi tom drugiej serii Star Wars składa się w rzeczywistości z dwóch diametralnie różnych miniserii – pierwsza jest znakomita i relatywnie ładnie narysowana (a zwie się Wola Tarkina), druga średniawa, piekielnie naciągana i paskudnie narysowana. W pierwszej poznajemy protegowaną Tarkina (nową, lepszą i inteligentniejszą wersję Natasi Daali z Legend) i jej pomysłowe podejście do Rebeliantów, w drugiej męczymy się z lekko głupkowatą i, że się aż powtórzę, naciąganą historyjką, która ma jednak ten plus, że nie zajmuje całej objętości tego komiksu – szkoda przy tym, że to nie Wola Tarkina jest tym dłuższym z dwóch komiksów. [10.2020 – 02.2021]

Shattered Empire

Pierwszy komiks dziejący się po Powrocie Jedi, oczekiwania wielkości superniszczyciela gwiezdnego i… no, lekkie rozczarowanie na pewno. Choć jest to opowieść znakomita pod względem graficznym (pomimo dwóch osobnych rysowników), natomiast fabularnie wpada na pewne mielizny. Są to w zasadzie trzy różne historyjki z udziałem rodziców Poe Damerona, co samo w sobie jest niezwykle interesujące, i Wielkiej Trójki czyli Luke’a, Leii i Hana, ale wszystkie są takie dość zwyczajne, proste, nieco nijakie. [9-11.2015]

Allegiance

Marvelowi twórcy komiksów wyjątkowo lubią Mon Calę – i dobrze, bo dotychczas pokazali, że „umieją w Kalamarian (i Quarrenów)”. I wszystko byłoby w porządku, gdyby akcja działa się tylko na tej wodnej planecie, bo tu przynajmniej rozgrywa się coś ciekawego i istotnego dla Ruchu Oporu – niestety część historii z udziałem Poe i Finna to odgrzewane flaki z olejem. Gdyby cały komiks odgrywał się na Mon Cali i wątek polityczny był bardziej rozwinięty względem nieco zbędnego i głupiego mordobicia (nie tylko u pilota i eks-szturmowca), to byłby naprawdę wart przeczytania, zwłaszcza, że rysunki są niezłe. A tak komiks to trochę stracona szansa, podobnie jak swego czasu Rozbite Imperium. [10.2019]

Doctor Aphra 1-6: Aphra

Jeśli wydawało Wam się, że stworzona w serii Darth Vader Aphra to żeńska wersja Indiany Jonesa, to ten komiks tylko wzmocni to wrażenie, bo jest swego rodzaju gwiezdnowojenną wersją Ostatniej krucjaty. Podobieństwa są oczywiście zamierzone, ale przez to całość wypada wyjątkowo mało oryginalnie. Świetnie wychodzą postacie – główna (anty)bohaterka, dwa mordercze droidy 0-0-0 i BT-1 i imperialna pani oficer – jest sporo humoru, natomiast poza fabułą mam też zastrzeżenia do rysunków. Bardziej przywodzą mi na myśl ilustracje do młodzieżowych książek, niż komiks o postaciach, z których tylko jedna jest w miarę pozytywna. [12.2016 – 4.2017]