Tytuł: Powrót na Kamino

Mając w pamięci klapę, jaką były ostatnie odcinki (nie wliczając oczywiście poprzedniego), pierwsza część wielkiego finału staje się jeszcze lepsza niż moglibyśmy wcześniej przypuszczać.

Najładniejszy odcinek? 

Zanim przejdziemy do fabuły muszę z całą stanowczością stwierdzić, że Powrót na Kamino to zaraz po epizodzie z przygodami na Ryloth najładniejszy wizualnie odcinek. Dokładność z jaką twórcy podeszli do stworzenia Kamino i zniszczenia miasta Tipoca zasługuje na spory ukłon w ich stronę. Także muzyka stoi na najwyższym poziomie sprawiając, że poszczególne sceny stają się jeszcze bardziej niezwykłe.

Wielki powrót

Akcja 15. odcinka dotyczy powrotu na Kamino w celu uratowania Huntera. Nie jest to co prawda odkrywcze ani mocno oryginalne. A sam sposób dotarcia na Kamiono… Powiedzmy sobie szczerze, że tego wątku nie dało się dobrze zrealizować w odcinku, który w całości trwa 24 minuty. Zabrakło czasu na tak podstawowe rzeczy, jak chociażby planowanie odbicia Huntera. Bo chyba nie lecieli tam bez żadnego planu, prawda? A początkowa scena, w której Omega nie może z nerwów usiedzieć na miejscu i uspokajana jest przez Echo mówiącego, że bez sprawnego statku nigdzie nie polecą tylko po to, by 5 obwieścić zakończenie napraw, jest nieco komiczna.  Nie wiem też kto wpadł na pomysł, że nasi bohaterowie, ot tak sobie wlecieli na Kamino, bez żadnej nawet najmniejszej kontroli ale ok.

I was one of you

Dobra, ponarzekaliśmy sobie, więc czas zając się mocną stroną tego odcinka, a mianowicie budową i rozwojem relacji między Crosshairem a Hunterem. Ich rozmowy, gdy obaj czekali na kolejny ruch reszty Zgrai to wręcz cudo. Naprawdę dawno nie widziałem tak dobrze poprowadzonego wątku, pomimo tego że toczy się na przestrzeni jednego epizodu (i nie mówię tutaj tylko o serialach animowanych). Oczywiście zawdzięczamy to aktorom, którzy użyczyli głosu naszym ulubieńcom, a którzy często nie są należycie doceniani w produkcjach animowanych. Po raz kolejny możemy utwierdzić się w przekonaniu, że wybór Bradleya Bakera do podłożenia głosu Crosshairowi, to najlepsze co spotkało ten serial od strony realizacji.

I’m going to give you, what you never give me. A chance.

No i przechodzimy do creme de la creme odcinka, czyli finału. Ileż tu się działo! Nawet nie wiem od czego mam zacząć, więc może od początku. Czy może być coś bardziej budującego napięcie niż  moment w którym Crosshair mówi prosto w twarz Hunterowi, że ten go zostawił na pastwę losu? „You weren’t loyal to me, I was one of you” – te słowa wiele nam i oczywiście drużynie dają do myślenia, bowiem faktycznie zdaje się, że na przestrzeni całego sezonu nasi bohaterowie kompletnie zapomnieli o swoim starym kompanie. I tak, tłumaczenie „strzelałeś do nas” miałoby sens, gdyby nie to że po chwili sam Hunter stwierdza że „To nie ty, to chip”. Tak więc gdy Crosshair zostaje pozostawiony sam sobie to jest dobrze bo zdradził, ale kiedy ma ich na muszce to nagle przypominają sobie o starej przyjaźni i snajper już nie jest taki zły? Oj mam nadzieję że ten wątek będzie w 2. sezonie kontynuowany, bo ma on spory potencjał.

Zły z wyboru

Wielu fanów po pierwszym odcinku zastanawiało się czy główny antagonista serialu wróci do swojej drużyny i znów stanie się dobry. Z ulgą przekonałem się, że prawdopodobnie nie. Wreszcie dostaliśmy bohatera, który stoi po stronie Imperium nie dla kariery, nie dla pieniędzy czy dlatego, że nie ma innego celu w życiu. Dostaliśmy kogoś kto stoi po stronie Imperium, bo je popiera, bo taki podjął wybór. Cieszę się, że Crosshair usunął swój chip i nie dostaniemy powtórki z rozrywki, jak w przypadku Wreckera.

Wybuchy

Całość zwieńcza zaś  zniszczenie miasta Tipoca, Można by więc rzec, że ostatnie minuty odcinka były dosyć wybuchowe. Szkoda tylko, że zabrakło czasu na rozwinięcie wątku Kaminoan oraz że nie doszło do rebelii. Po cichu liczyłem, że klonerzy zabezpieczyli się jakoś przed wypadnięciem z interesu. Tak trudno było dodać obok rozkazu 66 jakiś tajny rozkaz czy inną blokadę, która nakazałaby klonom bronić Kamino za wszelką cenę? Ale może to i lepiej, bo wywołałoby to tylko kolejne zamieszanie? Cóż już się tego nie dowiemy.

Podsumowując

Odcinek ma ten sam problem co poprzednie, czyli brak czasu. Przez to twórcy muszą upraszczać niektóre wątki, bądź absurdalnie je skracać. Dlatego też, by wykorzystać cały potencjał finału zdecydowano się „poświęcić” jego początek. Ale poza tym trudno mieć do The Bad Batch S01E15 jakiekolwiek zastrzeżenia.

Poprzednie recenzje

A oto recenzje poprzednich odcinków: