Tytuł: Star Wars 056
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Andrea Broccardo
Historia: The Escape, part I
Rebelia uniknęła wielce marnego losu, jaki chciał im zgotować Vader w historii Hope Dies, ale nie znaczy to, że trójka (plus droidy) głównych bohaterów jest bezpieczna. Imperium depta im po piętach, a pozbawieni Sokoła, nie uciekną z taką łatwością, jak zwykle.
Przydługi prolog
Poprzedni zeszyt zaserwował nam przydługawy i niezbyt ciekawy epilog, niestety Star Wars 056 kontynuuje ten trend dając nam dalszy ciąg mocno niemrawego wprowadzenia do nowej historii. Innymi słowy, rebeliancka śmietanka, w nieco tylko okrojonym składzie znów jest w tarapatach i znów pomocy szukają u świetnie znanej już przemytniczki vel „byłej żony Hana”, która wciąż, zamiast pełnoprawną postacią, jest dwuwymiarową wydmuszką, z której scenarzyści korzystają na okrągło, nie dając jej nic w zamian.
„You hear that? We look like we’re rogues, Leia.” – Luke Skywalker
„That just means we need to wash, Luke.” – Leia Organa
Co gorsza, tym razem nie zadziałało nawet to, z czym Kieron Gillen zwykle problemów nie miał, a mianowicie dialogi. Tym razem jest bardzo drętwo i kompletnie nie czuć chemii między głównymi bohaterami. Co gorsza, także humor sprawia wrażenie bardzo wymuszonego i jak na autora, wyjątkowo nietrafionego.
Dlatego też całe preludium do historii The Escape uważam za najgorszą sekwencję jaka wyszła spod pióra Kierona Gillena na potrzeby marki Star Wars. Pozostawało mieć zatem nadzieję, że właściwa historia okaże się dużo bardziej udana.
Planeta doktora Moreau
Trzeba jednak przyznać, że jej początek nie wróży raczej nic wybitnego. Oto bowiem nasi bohaterowie lądują na tajemniczej planecie, o której wiadomo tylko tyle, że jest zasiedlona przez skrajnych izolacjonistów. Fakt, że przywitał ich tam mrok, ulewny deszcz i rozszalała bestia nieznanego gatunku skojarzył mi się właśnie z wyspą słynnego doktora, choć koniec końców historia podążyła w nieco innym kierunku.
„Oh, you’re stranded, are you? Of course you are. We’ll have to take you home and make you comfortable, eh?” – Tajemniczy nieznajomy
Ostatecznie, na ratunek Lei, Luke’owi i Hanowi przybyli uzbrojeni i od stóp do głów zakuci w pancerze osobnicy, którzy wygłaszają wyświechtane teksty, które mogą (a może nawet mają) zabrzmieć złowieszczo… Ale mogą być także całkowicie szczere i wcale nie muszą oznaczać, że nasi bohaterowie wpadli z deszczu pod rynnę.
Z deszczu pod rynnę
A skoro już o zamienianiu siekierki na kijek mowa, to zmienił się także rysownik serii Star Wars. Tym razem za ilustracje nie odpowiadał już bardzo nielubiany przez fanów Salvdor „Photoshopowe twarze” Larroca, a Andrea Broccardo. I niestety moim zdaniem jest jeszcze gorzej. Zamiast twarzy tak realistycznych, że aż sztucznych, dostajemy oblicza koślawe i nie rzadko po prostu brzydkie. Muszę też przyznać, że choć z czasem przyzwyczaiłem się do rysunków Salvadora i przest:?
POPRZEDNIE NUMERY I WARIANTY OKŁADKI
Na zakończenie zachęcamy do zapoznania się z recenzjami wcześniejszej historii:
A także prezentujemy wariant okładki: