Tytuł: Star Wars 042
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Salvador Larroca
Historia: The Ashes of Jedha, part V
Pamiętacie jak Leia wysłała Chewiego z tajną misją? Jakiś czas później dowiedzieliśmy się, że zawiodła go ona na Shu-Torun, skąd z narażeniem życia przywiózł coś, co odwrócić miało losy batalii o Jedhę. Spodziewałem się, że będzie to coś niezwykłego i pomysłowego, ale w Star Wars 042 zagadka ta znalazła nader proste i trywialne rozwiązanie. Nie uważam zatem, że budowanie wokół niej takiego suspensu było słuszne. Tym niemniej, nie zmniejszyło to znacząco frajdy, jaką czerpałem, czytając ten komiks.
Kapitan Han
Działo się tam tak dużo ciekawych i ważnych rzeczy, że trudno zdecydować, co było naj, ale mi do gustu najbardziej przypadł chyba wątek Hana i Chewiego. I to z dwóch powodów. Pierwszym jest poczciwy i sympatyczny futrzak, znany też jako potężny Chewbacca, któremu na przestrzeni lat przypadła bardzo niewdzięczna rola tła głównych bohaterów. Zresztą, kiedy dostał już swoją własną, komiksową serię, to nawet tam nie mógł wyjść na pierwszy plan. I tym razem też nie wychodzi, ale przynajmniej robi coś naprawdę znaczącego, dowodząc, że potencjał tej postaci nie ogranicza się do wprawnego wywijania kuszą.
„What are you talking about?” – Han Solo
„GGRRRRHHH!” – Chewbacca
„I’ve got no experience being a damn Leader! You’re delirious. I just fly the ship and collect the credits.” – Han Solo
„Ghrrgggghh.” – Chewbacca
„No, you fluffbucket! We’re partners.” – Han Solo
„Hrhhhh. Grrrrhhhhh.” – Chewbacca
„Oh.” – Kapitan Han Solo
Ale i Han dostaje swoje 5 minut i również potrafi je bezbłędnie wykorzystać. A raczej Kieron Gillen potrafi świetnie go napisać. Dzięki czemu stajemy się świadkiem dalszego rozwoju Hana i jego ewolucji w jednego z przywódców całej Rebelii. Słowa uznania należą się tym bardziej, iż pomimo tego że Han jest Hanem, to obrany kierunek rozwoju wydaje nam się najnaturalniejszą rzeczą na świecie, a sympatyczny przemytnik nie traci przy tym ani odrobiny swego uroku.
Łotry Jedne
Niemal równie dobrze wypada tutaj Luke. W poprzednich numerach widzieliśmy, że ponad najpilniejsze potrzeby Sojuszu i swych przyjaciół, przedkładał on własne dążenie do zgłębienia tajników Mocy. Wychodził z wcale nie tak niedorzecznego założenia, że jako świadomy i wyszkolony Jedi w przyszłości, może on być znacznie wartościowszy niż pełen zapału i optymizmu, ale jednak nieopierzony i niezdyscyplinowany wieśniak z Tatooine, którym jest obecnie. Luke zreflektował się jednak i przyznał, że podejście Lei było rozsądniejsze.
„I think we were both right… but right now? You’re more right. It’s time to do the sensible thing and take control of a city-sizer crawler and drive it into a hole a moon-sized baze blew in the planet’s mantle.” – Luke Skywalker
„You’re one in a billion, Luke. Be careful.” – Leia Organa
Aczkolwiek mógłby nie dojść do takich wniosków, gdyby nie poświęcenie Jyn i innych Łotrów. Wspominając ich historię, drogę jaką przebyli i największe poświęcenie, na jakie musieli być gotowi, perspektywa Luke’a znacząco się zmienia. A my przy okazji widzimy jak wielki wpływ na naszych bohaterów miały bohaterskie czyny załogi Łotra 1. Jest to chyba najpiękniejszy hołd, jaki został im oddany.
Będzie się działo
I choć w tym wszystkim zagubił się gdzieś niezwykły klimat, towarzyszący dotąd opowieści (a może to odradzająca się nadzieja pozwoliła go nieco rozrzedzić), to bynajmniej nie jestem zawiedziony. Wręcz przeciwnie! Wszak już w następnym numerze zakończy się jedna z lepszych historii, które pojawiły się w głównej, komiksowej serii, a na dodatek zobaczymy konfrontacje nie tylko komandora Kanchara z Lukiem, ale także królowej Trios z księżniczką Leią. I nawet jeśli zabraknie tam błota czy kisielu, to i tak szykuje się wyjątkowo interesujący komiks.
POPRZEDNIE NUMERY I OKŁADKI
Na zakończenie zachęcamy do recenzji poprzednich odsłon Prochów Jedhy:
A także prezentujemy warianty okładek: