Niewydana dotąd w Polsce kontynuacja kultowego komiksu Cienie Imperium, której akcja rozgrywa się wkrótce po wydarzeniach z filmu Powrót Jedi. Przywódca przestępczej organizacji Czarne Słońce, książę Xizor, zginął z ręki Dartha Vadera. Zabójczyni, która była prawą ręką Xizora – android Guri – szuka sobie miejsca w galaktyce. Jej cybernetyczny umysł skrywa cenne tajemnice, więc Guri staje się pożądaną zdobyczą, ściganą zarówno przez łowców nagród, jak i przez rebeliantów z Lukiem Skywalkerem na czele.

Tytuł: Cienie Imperium: Ewolucja
Scenariusz: Steve Perry
Rysunki: Ron Randall
Kolory: Dave Nestelle
Okładka: Duncan Pegredo

Cienie Czarnego Słońca

Historia w „Ewolucji” zaczyna się podobnie jak w wielu innych komiksach z uniwersum legend. Czasem zastanawiam się, kto bał się klinowatych niszczycieli gwiezdnych, jeśli tak łatwo można je zniszczyć? Z bety Battlefronta 2 wiem, że nie jest to tak łatwe wyzwanie, jak ukazują to komiksy, ale może jedynie ze względu na moje słabe umiejętności pilotażu zwrotnego X-winga. Niemniej nie o tym miała być recenzja, więc wracamy na komiksowe strony.

Kryminalny syndykat trzęsący przestępczym światem bardzo długi czas znajduje się na skraju upadku. Wewnętrzne konflikty wywołane śmiercią Xizor’a doprowadziły do organizacyjnej niemocy, która nie pozwala Czarnemu Słońcu dostosować się do nowej panoramy galaktycznej, w której Imperium jest w odwrocie, a Nowa Republika stale rozlewa się na kolejne planety. Chociaż jej pan nie żyje to Guri, wyjątkowy droid replika zabójczo pięknej, jak i niebezpiecznej kobiety, odnajduje w swoim trudnym życiu nowy cel. Na jej drodze staną ci, którzy niekoniecznie chcą dopuścić do jego spełnienia.

Zmiana jest możliwa, ale wiąże się też z dużym kosztem. Wymazania pamięci. Guri jest na to gotowa, ale dopuścić do tego nie chcą ci, którzy widza w niej narzędzie sięgnięcia po władzę i fortunę. Tajemnicza bratanica Xizora, Savan, napuszcza na siebie frakcje Czarnego Słońca, a równolegle stale kontroluje wynajętego łowcę nagród tropiącego wartościowego androida, który nie tylko jest zabójczą bronią, ale skarbnicą wiedzy o działaniach przestępczego syndykatu. Do rozgrywki wkracza dodatkowo Spinda Caveel, dla którego technologia, na jakiej zbudowano Guri, jest warta bardzo wiele, a nawet absurdalne zwrócenie się z bronią przeciwko swoim świetnie wyszkolonym złodziejkom.

Tak, nie martwcie się, Han, Luke, Leia, a nawet Lando pojawiają się również na stronach komiksowej powieści. Czarne Słońce toczące wojnę domową nie jest dobrą rzeczą dla galaktyki próbującej stanąć na nogi po śmierci Imperatora. Bohaterowie podążają szlakiem zniszczeń pozostawionym przez Savan, aby ostatecznie wspomóc Guri w uzyskaniu tego, co pragnie — nowego początku. Komiks obszedłby się równie dobrze bez naszych standardowych postaci z rebelianckiej strony uniwersum, ale trzeba przyznać, że relacja Solo i Lei dodała całości znanego z filmu poczucia humoru.

Guri Runner

Zabójczy android, dla którego problemem nie jest ani gwiezdny niszczyciel, ani doborowy oddział najemników Czarnego Słońca. Chociaż czego innego możemy oczekiwać po niezniszczalnej i wojowniczej Guri? Przeciwnicy nie mają z nią szans. Walczy, rozmyślając o walce z dni minionych. Przemoc wypełnia całe jej życie. Tak dłużej być nie może i wyjątkowy android postanawia raz na zawsze wymazać swoje bojowe oprogramowanie, aby zacząć od nowa. Wszelkie odniesienia do przeszłości mają w czytelniku umocnić to przekonanie, że Guri jak najbardziej zasłużyła na swego rodzaju restart. Zdrada, sprzedaż, morderstwa i tak w nieskończoność. Nawet android nie potrafi sobie z tym poradzić (chyba że Pan Bones). Ciekawa postać i wątek pasujący wręcz do ambitnej literatury fantastyki naukowej.

Ciekawy rysunek

Szata graficzna komiksu przedstawia się bardzo dobrze i Ron wykonał przy niej niesamowitą pracę. Są pewne mankamenty, jak czasem przerysowane twarze postaci, ale poza tym całość trzyma bardzo wysoki poziom. Jedynym problemem jest Guri, która jest repliką absurdalnie „idealnie męskiej” wersji kobiety. Kto racjonalny tworzyłby doskonałą replikę człowieka, która docelowo ma wtopić się w tłum, a faktycznie raczej przyciąga jego uwagę? Już zwykły droid jest bardziej niewidoczny, niż ta androidzia amazonka. Chociaż rzuca się w oczy to nie aż tak, aby uznać komiks za słaby, ponieważ dalej jest świetny.

Komiks definitywnie wart przeczytania, ale ostrzegam — usiadłem i skończyłem niewiele później. Czyta się go bardzo szybko i nie ma nawet potrzeby czy powodu przerywać.

 

Okładka oryginalnego wydania:

Komiks nabyć można tutaj > https://egmont.pl/Cienie-Imperium-Ewolucja,3265560,p.html

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza bez którego ta recenzja nie byłaby możliwa.