Tytuł: Star Wars 034
Scenariusz: Jason Aaron
Rysunki: Salvador Larroca
Historia: The Thirteen Crates
Po ostatnim, bardzo kiepskim stand-alone story (jednoczęściowa, stanowiąca zamkniętą całość historia), miałem nadzieję nie oglądać kolejnego przez dłuższy czas. Włodarze Marvela i Lucasfilm mieli jednak inne plany, a komiks Star Wars 034, to znów krótka, samodzielna historia, która na warsztat bierze niegdysiejszą „żonę” Hana Solo – Sanę Starros.
Sana’s Two
Żądło, Vabank, czy nieco mniej archaiczny (przynajmniej w swej nowej odsłonie) Ocean’s Eleven, to historie, które z powodzeniem przyrównać by można było do fabuły Star Wars 034. Mamy tutaj bowiem do czynienia z kombinatorką i awanturniczka nie gorszą od swego „męża” planującą przekręt stulecia… dziesięciolecia…, no może chociaż roku. A kogo lepiej zwerbować do takiego przedsięwzięcia niż największego kanciarza galaktyki – Lando Calrissiana.
„I can’t believe Han never married you for real.” – Lando Calrissian
Wybór jest jak najbardziej słuszny i wydaje się oczywistym, że Lando i Sana się znają, jednak ja nie wyczułem między nimi chemii. Co prawda w komiksie nakreślić ją znacznie trudniej, niż na ekranie, tym niemniej, czasami się to udaje. Ale nie tutaj, bo choć wspólny występ tej pary był całkiem udany, to w annałach nowego kanonu złotymi zgłoskami się raczej nie napisze i szybko odejdzie w zapomnienie.
Sana solo
Jak na postać, która nie należy do pierwszego planu, a której poświęcono cały jeden zeszyt, o postaci Sany Starros dowiedzieliśmy się stanowczo za mało. Kilka mglistych wspomnień z dzieciństwa, kilka półsłówek i niedopowiedzeń, które miały zdradzić chyba więcej, niż zdradziły, oraz wyraźne zarysowanie kręgosłupa moralnego. I tyle.
Nie dowiedzieliśmy się, co pannę Starros napędza, co uczyniło z niej osobę, którą jest dziś, co sprawiło, że wspomniany kręgosłup zachowała, bez względu na to, gdzie się wychowała. Zabrakło też choćby najmniejszej wzmianki o Chelli Aphrze, która w życiu Sany była postacią o niebagatelnym znaczeniu.
Dlatego też, o ile cieszę się, że Sana dostała swoje pięć minut (a dokładniej dwadzieścia kilka stron) w świetle jupiterów żałuję, że Jason Aaron zadowolił się mocno powierzchownym rzutem oka.
Salvador Larroca
Od dobrych kilku numerów mam wielkie problemy z ustosunkowaniem się do rysunków Salvadora Larroci. Dawniej, gdy ilustrował serię Darth Vader byłem mu bardzo przeciwny. Ostatnimi czasy zacząłem nieco oswajać się z jego specyficznym stylem, jednak komiksem Star Wars 034 znów zbił mnie z tropu. Z jednej strony jego Lando jest niemal idealnym odzwierciedleniem wizerunku Billego Dee Williamsa, a Sana potrafi być naprawdę piękna. Cóż z tego, skoro zaraz ta ostatnia przemienia się w prawdziwą szkaradę, a ten pierwszy w ofiarę bardzo nieudanego liftingu twarzy.
Tym niemniej niemal solowy występ Sany okazał się względnie udany. Żałuję, że historia nie została rozbudowana przynajmniej na 3-4 numery (miała na to potencjał), a gościnnych występów nie było więcej. Ale może to jeszcze nic straconego, a Sana dostanie jeszcze kiedyś swoją szansę.
A oto nasza recenzja poprzedniego numeru: