Tytuł: Star Wars 027
Scenariusz: Jason Aaron
Rysunki: Salvador Larroca
Historia: Yoda’s Secret War, part II
Przyznam szczerze, że miałem niemałe oczekiwania wobec historii o Yodzie. Niestety komiks Star Wars 027 okazał się w tej kwestii kolejnym rozczarowaniem. Ma ona swoje niezaprzeczalne plusy, ale obok dwóch dużych minusów nie mogę przejść obojętnie.
Pierwszy z nich, to rażące podobieństwa do historii opowiedzianej w mini serii Obi-Wan & Anakin. Ponownie mamy tutaj tajemnicze wezwanie na nieznaną dotąd planetę, na której pierwsze skrzypce znów grają dzieci lub młodzież. Mamy też mistrza Jedi, który początkowo nie może się odnaleźć i nie rozumie, co się tam właściwie wyprawia. A potem znów pewnie mieć będziemy kilka numerów dochodzenia do sedna sprawy i bezrefleksyjny happy end. Odgrzewane te kotlety i ledwie ciepłe.
Ale to może nie byłoby jeszcze takie złe, gdyby nie fakt, że Sekretna Wojna Yody nie budzi jak na razie żadnych emocji. I to nawet pomimo tego, że małego wzrostem, a wielkiego Mocą Mistrza widzimy w sytuacji, w jakiej nigdy wcześniej go nie widzieliśmy. Yoda jest bowiem zdezorientowany, bezbronny i ranny, a przeciwnicy nic sobie nie robią z jego „kamienioMocy”. No i? Brakuje w tym wszystkim napięcia, brakuje sensownej akcji, a przede wszystkim brakuje odrobiny luzu. Gdy pojawiły się pierwsze informacje o historii poświęconej Yodzie, mówiło się, że znów dostaniemy go wersji zbliżonej do tego, co widzieliśmy w Oryginalnej Trylogii. Tamten Yoda był oczywiście wielkim mędrcem i potężnym Jedi, ale nie stronił od żartów i wygłupów. Czy było to tylko starcze zdziecinnienie? Chyba tak, bo Yoda, którego dostajemy obecnie jest on po prostu nudny.
Poprzedni numer ratowała historia z „teraźniejszości”, czyli kontynuacja motywu SCAR Squadronu i ich zakładnika. Tutaj Jason Aaron poskąpił czytelnikom nawet tego. Czym zatem bronić ma się komiks Star Wars 027? W sumie to im dłużej się nad tym zastanawiam, tym mniej argumentów na jego obronę znajduję. Jedynie i o dziwo, bo rysunki Salvadora Larroca’i rzadko zyskują moje uznanie, na plus wypadają ilustracje. Dalsze plany wciąż pozbawione są szczegółów, ale sam Yoda prezentuje się wybornie, a i inne postacie nie najgorzej.
Okazuje się też (jeśli czytało się kwietniowe zapowiedzi Marvela), że historia z udziałem Yody w jakiś sposób powiązana zostanie z losami Luke’a Skywalkera. Może zatem koniec końców nie okaże się ona tak bezsensowna, za jaką postrzegam ją obecnie. Po cichu na to liczę, ale też szkody zostały już wyrządzone i nie wierzę już w to, że obecny story arc po zakończeniu ma szansę na ocenę wyższą, niż dostateczna.
Zapraszam też do lektury recenzji poprzedniego numeru:
No i oczywiście do galerii wariantów okładki: