Tytuł: Poe Dameron 007
Scenariusz: Charles Soule
Rysunki: Angel Unzueta
Historia: The Gathering Storm
Jeśli śledziliście moje komiksowe recenzje wiecie, że seria o „najlepszym pilocie Ruchu Oporu” była dla mnie wielkim rozczarowaniem z jedynie paroma przebłyskami. Niestety Charles Soule nie potrafił wyłuskać ich z odmętów miernoty, jaką były dotychczasowe historie. Jednak o dziwo Poe Dameron 007 sprawia wrażenie o niebo lepsze, niż większość poprzednich numerów. Nie znaczy to oczywiście, że komiks jest wybitny, ale na tle całej reszty serii i tak zaskakuje bardzo pozytywnie. Okazuje się też, że klucz do sukcesu był bardzo prosty. Wystarczyło „pozbyć się” rysownika Phila Noto oraz głównym bohaterem numeru uczynić kogoś innego, niż Poe.
Ta rola przypada Suralindzie Javos, dawnej znajomej z wojska naszego bohatera, a obecnie dziennikarka śledcza poszukująca przełomowej historii. Tę dostarczyć ma Poe i „jego” Ruch Oporu, który w galaktyce wciąż jest niewiele więcej, niż plotką i mitem. Oczywiście dowódca Black Squadronu nie jest aż tak lekkomyślny, by wyjawiać wojskowe tajemnice, tym niemniej nie jest też aż tak sprytny, by nie dać się podejść.
Sprawy znacznie się jednak komplikują, gdy we wszystko miesza się Najwyższy Porządek, który swoją drogą, też działa jeszcze w cieniu i nie obnosi się ze swoimi akcjami, by nie robić sobie złej prasy. I tutaj można by pomyśleć, że Suralinda zmieni swój plan, za „cel” swego reportażu obierze facetów biegających w białych zbrojach (bo kobiety biegają u nich w chromowanych), wyjawi ich knowania całej Galaktyce, Ruch Oporu zasilą zastępy nowych rekrutów i wszyscy będą żyć długo (a przynajmniej do Przebudzenia Mocy) i szczęśliwie. Dzieje się jednak zupełnie inaczej, i choć zastosowane rozwiązanie, jest nie mniej sztampowe, to jest też satysfakcjonujące.
Ale prawda jest taka, że to nie sama historia decyduje o umiarkowanym sukcesie komiksu Poe Dameron 007. Zawdzięcza to on z jednej strony nowej postaci, która powinna pojawiać się od tej pory dość regularnie na kartach komiksów, a może i nie tylko. Z drugiej strony, i to chyba nawet ważniejsze, niezwykle cennym doświadczeniem było pokazanie Galaktyki nieskażonej widmem wojny. Bez życia w strachu i ciągłym zagrożeniu. Co prawda o latach pomiędzy Powrotem Jedi, a Przebudzeniem Mocy wciąż wiemy bardzo niewiele, ale to właśnie dzięki takim, pozornie niewielkim smaczkom i strzępkom informacji, otrzymujemy coraz pełniejszy obraz. Okazuje się przy okazji, że o ile Nowa Republika nie była zapewne idealna, o tyle przez lata udawało jej się utrzymać względny pokój i dobrobyt swym mieszkańcom.
Czy „dobrobyt” zapanuje także w serii Poe Dameron i odbije się ona od dna? Chciałbym w to wierzyć, ale niestety na razie jestem sceptyczny. W końcu jedna jaskółka, wiosny nie czyni, a Poe z pewnością już w następnym numerze wróci do roli głównego bohatera i znów rozczaruje. I obawiam się, że dopóki nie zmieni się scenarzysta serii, to się nie zmieni. Mi osobiście marzy się, by zajął się nią Dan Slott, przez długie lata z powodzeniem piszący Spidermana, bohatera dowcipnego i pyskatego, czyli właśnie takiego, jakim powinien być Poe Dameron.
Ale zanim przekonamy się, jak to będzie dalej, zapraszam do lektury recenzji poprzednich numerów:
Mimo to zapraszam Was do recenzji poprzednich numerów:
No i jeszcze warianty okładki:
PS. Jeśli interesuje Was zakup tego komiksu, zawsze możecie zaglądnąć na ATOM Comics.