Tytuł: Return of the Mandalorian (Powrót Mandalorianina)
No i taki odcinek i początek 3. sezonu Mandalorianina, to recenzuje się z przyjemnością… Nie, to nie pomyłka i nie musicie regulować swoich odbiorników. Nie jest to też turbo spoiler, bo jeśli muzyka na koniec poprzedniego odcinka nie była wystarczająco jasną zapowiedzią pojawienia się Mandalorianina, to tytuł 5. rozdziału Księgi nie pozostawił już żadnych wątpliwości. Bardzo miłym zaskoczeniem był natomiast wymiar, w jakim pojawił się Mando.
Księga Dina Djarina
Początkowo myślałem, że Din pojawi się na krótko, bardziej w ramach małego kameo i zasygnalizowania swojej obecności przez decydującą rozgrywką i wielkim (mam nadzieję) finałem, a tutaj dostaliśmy niemalże początek nowego sezonu Mandalorianina, co zaowocowało od razu niebywałym skokiem jakościowym. Din i ludzie odpowiedzialni za kreowanie jego historii pokazali, że są w formie, dając nam nie tylko tonę fan serwisów, ale także doskonałą kontynuację i jednocześnie uzupełnienie tragicznej historii Mandalory i jej ludu.
Co więcej, odcinek postawił także kilka ciekawych pytań przed startem nowego sezonu Mandalorianina. I o ile to także poczytuję odcinkowi za duży pozytyw, to fakt iż Dina „na swoim” zobaczymy pewnie dopiero za niemal rok, nie jest już tak fajny. Tym bardziej, że zostało mi dobitnie przypomniane, jak bardzo za nim i jego małym towarzyszem tęsknię.
It’s working! It’s working!
Jak już wspominałem w swojej reakcji na gorąco na naszym FB i IG, w 5. rozdziale Księgi bardzo do gustu przypadło mi też nagromadzenie fan serwisów oraz humoru. Oba te aspekty najintensywniej dawały o sobie znać podczas scen z organizowaniem dla Dina nowego środka transportu. Przyznam szczerze, że zupełnie nie spodziewałem się takiego „następcy” Brzeszczota, ale muszę przyznać, że teraz, kiedy go już zobaczyłem, to pasuje mi to idealnie. A mini kabinka dla Grogu jest już mistrzowskim posunięciem i nie mogę się doczekać, by go tam zobaczyć.
Cała sekwencja była też pięknym hołdem… a co najmniej głębokim ukłonem w stronę Mrocznego Widma, co uważam za wspaniały zabieg i kolejny dowód na to, jak wielkim uczuciem twórcy darzą Gwiezdne wojny.
Zawartość Boby w Bobie
Czy zatem odcinek miał jakieś wady? Dla mnie nie, choć ktoś za takową mógłby uznać znikomy udział stałej obsady Księgi. Dziwić też może, że mając do końca już tylko trzy odcinki, twórcy zdecydowali się na tak dużą dygresję. Absolutnie na to nie narzekam, bo zawsze bez wahania wezmę odcinek Mando, zamiast rozdziału Księgi, tym niemniej liczyłem, że w końcu historia Boby będzie mogła w końcu rozwinąć skrzydła (czy odpalić jetpack), a tutaj wygląda na to, że możemy jej dostać niewiele, wszak odpowiednia dawka rozwałki też musi być.
Tak czy inaczej dzisiejszy odcinek naładował mnie bardzo pozytywną energią i czekam na następny, w nadziei, że zobaczymy jeszcze kilku innych, starszych nawet znajomych, którzy trudnią się łowiecką profesją.
Grafiki koncepcyjne
Na koniec tradycyjnie mamy dla Was galerię grafik koncepcyjnych, ale uwaga, zawierają one SPOILERY:
Poprzednie recenzje
Zapraszamy też do lektury poprzednich recenzji: