Komiks: TIE Fighter 001
Scenariusz: Jody Houser
Rysunki: Roge Antonio, Michael Dowling
Historia: The Shadow Falls, part I

Sporo obiecywałem sobie po komiksowo-książkowym cross-overze, na który składać miały się trylogia Alexandra Freeda Alphabet Squadron oraz miniseria TIE Fighter właśnie. Oczywiście po jednym zaledwie numerze nie sposób oceniać całego projektu, więc recenzować będę go niejako samodzielnie.

Imperialna perspektywa

Mieliśmy już w kanonie kilka prób przedstawienia tak zwanej imperialnej perspektywy w sposób obiektywny, rzetelny i wiarygodny, głównie za sprawą książkowego Oddziału Inferno, czy dzięki komiksowym występom SCAR Squadronu. Jednak próby te, choć momentami niezłe, nie okazały się tym, na co czekali Ci spośród fanów, którzy kibicowali tym teoretycznie złym. Czy zatem kolejne podejście do tematu w serii TIE Fighter ma szanse spełnić ich oczekiwania?

Pod warunkiem, że ostatecznie większość bohaterów nie skończy po stronie Rebelii, to jak najbardziej. Wielką zaleta pierwszej odsłony serii TIE Fighter jest, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, zwyczajność. Nie ma tutaj ani zaślepionych własną ideologią fanatyków, ale złaknionych włazy imbecyli, żerujących na poświęceniu szeregowych żołnierzy. Nawet galaktyczna wojna domowa, choć zaakcentowana już na pierwszych stronach, zdaje się tutaj był na dalszym planie, ustępując miejsca imperialnej codzienności. Takiego podejścia było do tej pory bardzo niewiele i może okazać się ono kluczem do sukcesu.

Prości żołnierze

Jednak opisana powyżej droga ma też jedną poważną skazę, która może przesądzić o porażce serii. O ile perspektywa zwykłych (lub prawie zwykłych) żołnierzy może być ciekawa, o tyle jeśli Ci szybko nie zaskarbią sobie sympatii czytelników, albo przynajmniej nie będą w stanie wzbudzić w nas emocji, co czytanie kolejnych odsłon serii TIE Fighter będzie raczej obowiązkiem, a nie przyjemnością.

Mnie, przyznam szczerze, na razie żaden z nowych bohaterów nie przekonał. Nikomu przesadnie nie kibicuję, niczyich losów, ani historii ciekaw nie jestem i uważam to za sporą porażkę autorki, która znacząco obniża moją ocenę premierowego zeszytu serii. Mam nadzieję, że wraz z kolejnymi numerami się to zmieni, bo choć nawet sami bohaterowie wiedzą, że piloci myśliwców TIE rzadko dożywają późnej starości, to mam nadzieję, że pisane jest im jednak coś więcej, niż efektowny zgon.

Shadow Wing

Oczywiście seria może służyć też po prostu przedstawieniu 204 dywizjonu myśliwców, który zwany jest Shadow Wing. Ale i tutaj sprawa trochę się rypła, bo jak na razie nie wygląda, aby osławiony dywizjon był czymś nadzwyczajnym. Po co zatem nadmuchiwać balonik i utrzymywać, że piloci 204 dywizjonu są asami przestworzy? Chyba tylko o to, by Eskadra alfabetyczna miała w miarę godnego przeciwnika.

Można mieć też cichą nadzieję, że zapoczątkowane w komiksach wątki, znajdą swoje rozwinięcie w nadchodzącej powieści, choć tam perspektywa będzie już zgoła inna.

WARIANTY OKŁADKI

A oto warianty okładki komiksu TIE Fighter 001: