Odcinek 6: Plemię

Powoli zaczynam tracić nadzieję, że w drugim sezonie Zgrai wydarzy się coś znaczącego, bo jak dotąd jest to sezon zapychaczy, którym okazał się też niestety najnowszy odcinek.

RRRAARRWHHGWWR

Na pocieszenie został fakt, że nie był to najgorszy z zapychaczy, aczkolwiek też nie najlepszy. Na plus z pewnością występ pewnego futrzaka, którego fani Wojen klonów z pewnością znają. Jednak odnieść można było wrażenie, że był on jedynie pretekstem do wysłania Zgrai na Kashyyyk, by ponapawać się pięknem tamtejszej przyrody. No ale dobre kameo nie jest złe, więc się nie czepiam.

Dużo więcej zastrzeżeń wzbudziłą u mnie sama Zgraja, której członkowie w tym odcinku praktycznie całkowicie zatracili swoją indywidualność. Można by praktycznie dowolnie zamieniać ich miejscami i kwestiami i wciąż wszystko trzymałoby się kupy. Jest to szczególnie irytujące, kiedy przypomnimy sobie, jak często wałkowany był temat indywidualności klonów, a przecież Parszywcy pod tym względem szli co najmniej dwa kroki dalej.

GGGWARRRHHWWWW

Wspomniałem już, że planeta Wookieech prezentuje się całkiem nieźle, a my przy okazji dostajemy mały wgląd w ich kulturę i wierzenia, ale i tutaj nie mogło obyć się bez małego „ale”. Otóż Kashyyyk, jego florę i faunę mieliśmy okazję całkiem nieźle poznać grają w Upadły zakon, jednak w Zgrai można było odnieść wrażenie, że to jednak nieco inna planeta. Ja rozumiem, że Kashyyyk jest duży i nie wszystkie jego części zamieszkiwać muszą te same zwierzęta, tym niemniej liczyłem, że w animacji zobaczymy choć jeden gatunek znany z gry, bo naprawdę była ku temu okazja. Ale nie, zamiast tego dostaliśmy nowe „pająki” oraz dziwne miśko-małpy, które wyglądały jak dla mnie, trochę zbyt infantylnie.

WAGRRRRWWGAHHHHWWWRRGGAWWWWWWRR

Mimo kilku „ale”, odcinek Plemię oglądało się całkiem nieźle, co nie zmienia faktu, że mam coraz więcej obaw o kierunek, w którym zmierza Parszywa zgraja jako całość. Na początku można było dostrzec (choć i wtedy wymagało to sporo dobrej woli) elementy, na których, teoretycznie, mogłaby być budowana fabuła. Ostatnie odcinki jednak odeszły od tego zupełnie, a każdy z nich funkcjonuje sam sobie. Całość zaczyna bardziej przypominać antologię luźnych historii (czy raczej historyjek) o Parszywej zgrai, niż spójny i zmierzający w konkretnym kierunku serial.

Pozostaje mieć nadzieję, że przyszłotygodniowy, podwójny mid-season finale w końcu ruszy fabułę i rozkręci cały sezon. A jeśłi nie, przyjdzie Zgraję spisać na straty i pogodzić się z tym, że faktycznie (jak to ktoś napisał w kometnarzu na naszym Facebooku) jest to najbardziej zbędna rzecz od czasu Ruchu oporu.

Poprzednie recenzje