Finn robi niespodziankę Rey, Poemu, Rose, Chewiemu, BB-8, R2-D2 i C-3PO, organizując zasłużony urlop na pokładzie ultra-luksusowego krążownika Halcyon. Niestety, zostaje oddzielony od grupy i plan relaksowania się w gronie przyjaciół nie wypala. Dość nieoczekiwanie spotyka trzy Duchy Mocy: Obi-Wana Kenobiego, Anakina Skywalkera i Księżniczki Lei, które dzielą się z nim wspomnieniami z nieudanych wakacji.

Andor przesunięty o prawie miesiąc, nowego filmu na horyzoncie wciąż nie widać, no ale na pocieszenie dostaliśmy chociaż kolejny film, czy raczej, patrząc na jego długość, „filmik” spod znaku LEGO Star Wars. Tak przynajmniej pierwotnie myślałem…

Każdy pretekst dobry

Twórcy ponownie wrócili tutaj do zastosowanego już w Holiday Special i Terrifying Tales schematu z pseudo fabułą, która jest pretekstem do zaprezentowania nam kilku krótkich opowiastek bardzo luźno powiązanych z tematem przewodnim filmu, którym tym razem są oczywiście wakacje. Do zabiegu takiego specjalnych zastrzeżeń nie mam, aczkolwiek trzeba przyznać, że tym razem wypadł on najsłabiej spośród wszystkich filmów LEGO Star Wars. Dziwnym wydaje się też traktowane Finna jako pełnoprawnego Jedi i ciekawi mnie, czy w przyszłości faktycznie w tę stronę zostanie rozwinięta jego postać. Ale rozważania takie, to melodie dość dalekiej pewnie przyszłości, a teraz czas wrócić do kwestii znacznie bardziej przyziemnych, czyli trzech opowieści, które złożyły się na Gwiezdne wojny: Wakacje.

Gamorrean Girls

Cokolwiek ciekawego do zaoferowania miała tylko pierwsza w z nich. Obi-Wan zabawiający gości na przyjęciu urodzinowym Jabby wakacyjnym przebojem było sceną, którą aż chciałoby się zobaczyć odtworzoną wersji aktorskiej. Kto wie, może Ewan McGregor przy okazji jakiegoś talk-show da się namówić i zaprezentuje swoją wersję Gamorrean Girls.

Szkoda tylko, że to, oraz krótka chwila, gdy nadlatującemu Slave’owi 1 towarzyszył temat muzyczny z Księgi Boby Fetta (który im więcej czasu mija, tym bardziej mi się podoba), były jedynymi godnymi uwagi chwilami…

Pozostałe

… w całym filmie. Niestety dwie kolejne opowiastki na swoją obronę nie mają już absolutnie nic. Napisane zostały być głębszego pomysłu i polotu, żeby tylko zapchać czymś kolejne kilkanaście minut. Co gorsza, nawet humorystycznych scenek, będących znakiem rozpoznawczym produkcji LEGO Star Wars, było jak na lekarstwo (albo były tak słabe, że nawet nie zdałem sobie sprawy, że coś miało być żartem). A szkoda, bo uważam, że szczególnie zaprezentowanie perypetii całej rodziny Organa-Solo miało spory potencjał. Uważam zresztą, że jest to motyw, któremu także w kanonicznych źródłach należy się dużo więcej miejsca i nie rozumiem, czemu nie był on bardziej eksplorowany.

Podsumowanie

Ale znów odchodzę od tematu głównego, czyli LEGO Gwiezdne wojny: Wakacje, ale to właśnie chyba najdobitniej świadczy o tej produkcji, bo naprawdę niewiele więcej można tutaj dodać. Może poza tym, że o ile wcześniej narzekałem na zbyt krótki czas trwania klockowych filmów, tak tutaj poczytuję to za zaletę, bo chyba tylko dlatego udało mi się dotrwać do końca.

I nawet plakaty, które do tej pory towarzyszyły kolejnym filmikom i trzymały świetny poziom, tutaj są zupełnie bez polotu:

I na tym kończę, bo naprawdę nic więcej nie warto już o LEGO Gwiezdne wojny: Wakacje pisać.