Czas na przedstawienie moim zdaniem najistotniejszych zalet i wad kolejnego filmu z naszego uniwersum. Dziś na warsztat biorę Zemstę Sithów, czyli trzeci epizod sagi, który swoją premierę miał w 2005 roku.

Zalety

#1 Rozkaz 66

Zapoczątkował on czystkę Jedi, czyli jedno z najważniejszych wydarzeń w całej sadze. I zostało to pokazane dobrze. A nawet bardzo dobrze. Sama scena rozkazu 66 nie trwa długo, ale wbija w fotel i gra nam na emocjach. Dużą rolę odgrywa w tym przypadku świetne połączenie obrazu z muzyką. Za każdym razem, kiedy oglądam Zemstę Sithów chwyta mnie za serducho śmierć tylu Jedi z rąk żołnierzy klonów. Można powiedzieć, że cały dramat tej sceny tylko dodaje jej smaku.

#2 Pojedynek na Mustafar

Świetna otoczka w postaci wulkanicznej planety Mustafar, genialna choreografia, olbrzymia waga pojedynku oraz towarzysząca mu dramaturgia i fakt, że walczą w nim główni bohaterowie trylogii prequeli sprawiają, że tego pojedynku nie da się nie uwielbiać!

#3 Yoda vs Palpatine

Prawdziwy pojedynek mistrzów. Przywódca Zakonu Jedi kontra od tak dawna poszukiwany Mroczny Lord Sithów. Starcie, które sprawia, że nie można oderwać się od ekranu. Znakomita szermierka, spory udział błyskawic i Mocy podkreśla potęgę obu postaci. Wszystko to ma miejsce w Senacie (w tym budynku, nie w Sidiousie xD) i towarzyszy temu (do czego zdążył nas już John Williams przyzwyczaić) wprost genialna muzyka. Biorąc to wszystko pod uwagę, można stwierdzić, że to nie tylko zwykły pojedynek Jedi z Sithem, ale czysta walka ciemnej strony z jasną stroną Mocy.

#4 Muzyka

To po prostu uczta dla uszu, John Williams odwalił kawał dobrej roboty z soundtrackiem, zresztą jak chyba w każdym filmie Star Wars, do którego tworzył muzykę. Z pewnością wielu fanom zapadły w pamięć mroczne kawałki towarzyszące rozkazowi 66, czy marszu Dartha Vadera na Świątynie Jedi. Ale prawdziwą wisienką na torcie jest Battle of the Heroes, który możemy usłyszeć podczas słynnego pojedynku na planecie Mustafar.

#5 Anakin Skywalker

Tak, dobrze widzicie. Uważam, że w Zemście Sithów Anakin w końcu został przedstawiony tak, jak być powinien. W końcu widzimy dojrzałego mężczyznę, bohatera Wojen Klonów, postać bardzo ambitną, która wie, czego chce, ale także przepełnioną strachem. Skoro już mowa o strachu, to muszę przyznać, że podobało mi się przejście Skywalkera na ciemną stronę. To, czym zostało ono umotywowane. Pokazuje, jak łatwo mogą nas zaślepić kłębiące się w nas wszystkich emocje, jak pod ich wpływem możemy zrobić coś, czego normalnie byśmy nie zrobili, a wszystko po to, żeby nasze obawy się nie spełniły. Anakin, jak już mówiłem jest ambitny i pragnie „czegoś więcej”, chce być Mistrzem Jedi, mimo że zdaje sobie sprawę jak młody jeszcze jest, ale nie przeszedłby na ciemną stronę gdyby nie Padme, gdyby nie strach o nią, gdyby nie te wszystkie wszystkie wizje, które go nawiedzały. Zmienił front, bo obiecano mu większą moc, że będzie mógł dzięki niej ocalić ukochaną.

Wady

#1 CGI

Największa zmora trylogii prequeli, absolutnie przesadzone efekty specjalnie. Prawdę mówiąc to mógłbym tutaj napisać to samo, co napisałem mówiąc o Ataku klonów, ale nie będę się powtarzał.

#2 Pojedynek w gabinecie Kanclerza

Mój główny zarzut do tego pojedynku to zbyt szybka śmierć 3 z 4 Jedi, którzy przyszli aresztować Kanclerza. Nie byli to jacyś padawani, tylko Mistrzowie Jedi, członkowie Rady Jedi, którzy w ciągu 10 sekund zostali wybici przez Palpatine’a. I w dodatku ten jego wyskok, niczym świder. To czyni ten pojedynek trochę… niepoważnym. Ratuje go jednak późniejsza walka Palpatine’a z Windu.

#3 Śmierć Padme

Sorry, ale tego nie kupuję. Nie potrafię sobie w żaden sposób wytłumaczyć tego, w jaki sposób żona Anakina zmarła. Rozumiałbym gdyby zmarła uduszona, czy w wyniku poporodowych komplikacji, ale żeby umrzeć z braku chęci do życia? No sorry, ale nie. I to w świecie, w którym medycyna jest tak rozwinięta. Nawet w naszym, rzeczywistym świecie nie umiera się na żadną chorobę, czy zaburzenie psychiczne. Po prostu się nie da.

#4 Generał Grievous

Postać absolutnie nieudana moim zdaniem. Był on w Zemście Sithów czymś w rodzaju… zapchajdziury. Pojawia się on absolutnie znikąd, zupełnie jak Dooku, ale Sith ma bogatą historię, znamy motywy motywy jego przejścia na ciemną stronę i dlaczego stał się tym, kim się stał, w dodatku postać pojawiła się już w Ataku klonów, przez co w samych filmach jest znacznie lepiej rozwinięta od Grievousa. Trochę to słabe, że nagle od tak pojawia się jeszcze bardziej okaleczony od Vadera koleś, który dowodzi amią droidów, o którym we wcześniejszych dwóch filmach nie było w ogóle mowy. O jego historii nie wiemy wiele, jego obecność w filmie jest po prostu zbędna, a śmierć z rąk Obi-Wana lamerska… W dodatku w Zemście Sithów nie jest głównym złym i widzimy go na ekranie łącznie przez kilkanaście minut, co jeszcze bardziej podkreśla jego zbędność; nie zmienią tego nawet jego losy pokazane nam w TCW. Wspomnę jeszcze o jego irytującym kaszlu i tych czterech mieczach świetlnych, którymi walczył. Według mnie ich ilość to absolutna przesada ze strony George’a Lucasa.

Zalety i wady poprzednich filmów