W minioną sobotę odbył się w Krakowie wyjątkowy turniej gry Star Wars: Przeznaczenie. Wyjątkowy, bo nie tylko była to jedna z pierwszych imprez rangi Store Championship (równolegle odbywała się też w Trójmieście) w tym sezonie, ale też kolejny turniej, któremu jako portal patronowaliśmy.
Oczywiście jak to zwykle przy takiej okazji bywa, na turnieju nie mogło zabraknąć naszej reprezentacji w osobach rednacza Wojtka oraz Adriana. A to oznacza obszerną relację z imprezy.
Przygotowania
Tutaj już przygotowania nie były tak długie i intensywnie, jak przed niedawnym Pucharem Galakty. Po pierwsze dlatego, że Mistrzostwa Sklepu nie są turniejem aż tak prestiżowym (a gracze nie walczą o aż tak bogate nagrody). A po drugie wiedziałem już doskonale, czym będę grał (Obi-Maz), pozostawała więc tylko kwestia kosmetycznych zmian, by jak najlepiej przygotować się na talie, które aspirować będą do najwyższych stolików.
Aczkolwiek wieczór wcześniej odbyło się krótkie zgrupowanie Krakowskich Smokowyjców (przyszłych i obecnych), które dało odpowiedzi na kilka ostatnich pytań i pozwoliło dopieścić deck.
„Szybki Strzał” – faza szwajcarska
Pomimo sezonu urlopowego w pełni, w pachnącej nowością kawiarni Boardowa zjawiło się aż 24 graczy z trzech dużych ośrodków Przeznaczenia. Najliczniej reprezentowany był oczywiście Kraków, ale z przyjemnością przywitaliśmy też gości z Kielc oraz odradzającej się sceny wrocławskiej. Wobec takiej ilości uczestników, zdecydowaliśmy się rozegrać sześć rund swissa i poprawić to fazą pucharową TOP 8.
Już w pierwszej grze trafiłem na MadMaxa, z którym dzień wcześniej rozegrałem niezliczoną ilość gier, a który ostatecznie zdecydował się na grę nowym R5 (eBala/eMatka/Szturmowiec). Siłą rzeczy swoje talie znaliśmy jak zły szeląg, a ja byłem dość pewny swego, bo Obi-Maz potrafi dość szybko przegryzać się nawet przez liczniejsze zgrupowania mięsa armatniego. Pierwsza tura zaczęła się planowo, od wymiany kilku mocnych ciosów. Ja zdecydowałem się zaatakować na początku Matkę, zakładając, że moje postacie nie będą ginąć tak szybko, by Bala-Tik stał się zagrożeniem. Strategia zdawała się działać. Mateczka Talzin dość szybko udała się w zaświaty, a poczułem się pewniej. Chyba nawet za pewnie, co Maz przypłaciła życiem. Obi-Wan stanął na przeciw w pełni uzbrojonego i ledwie draśniętego Bala-Tika oraz Szturmowca, który też już zaczynał się zbroić. Kiedy już zaczynałem spisywać pierwszą grę na straty, z pomocą przyszedł boski rzut, który po dodaniu do niego brak kontroli u przeciwnika, oznaczał martwego szturmowca. A że Obi zaczął się dodatkowo leczyć i brać osłony na potęgę, zgon Bala-Tika był już tylko kwestią czasu i kilku kolejnych rzutów. Było zatem ciężko, ale ostatecznie udało się nieźle wejść w turniej. 1:0
W kolejnej grze trafiłem na Siergieja i jego 4-Wide’a (Ezra/Rookie Pilot/Hired Gun/Jedi Temple Guard), czyli talię, której najbardziej się obawiałem, ale przeciwko której dzień wcześniej uczyłem się jak najlepiej grać. Nauka nie poszła w las, bowiem gram od początku do końca znajdowała się pod moją kontrolą. Zwycięstwo smakowało tym lepiej, że kilka dni wcześniej, to właśnie przegrana z Siergiejem i jego pojazdami pozbawiła mnie szans na wygraną w lokalnym turnieju i zgarniecie jakże cennej nagrody w postaci Yody. 2:0
Trzecia runda przyniosła mi pierwszy (i na szczęście jedyny) tego dnia mirror match z reprezentantem Kielc – Keilem. Rozpoczęło się jak to zwykle w takich przypadkach bywa, od wymiany uprzejmości (czyt. Easy Pickings na obie kości Obiego), jednak ja szybciej zacząłem zbroić mojego Jedi. W kolejnej turze uprzejmości zaczęły już przybierać bardziej namacalną formę, która do złudzenia przypominała 3 obrażenia. Aczkolwiek o ile ja zacząłem gnębić Maz przeciwnika (ze swoimi Goglami stawa się coraz niebezpieczniejsza), Keil atakował mojego Obiego. Moje podejście zdawało się przynosić lepsze rezultaty, bo w kolejnej turze problem pod nazwą „Maz” został ostatecznie rozwiązany. Ja się odprężyłem, przeszedłem w tryb spokojnego doprowadzania gry do końca i… przestałem myśleć. Jedno „oszustwo” Obiego i mój mistrz Jedi zapłacił bardzo wysoką cenę za pozbycie się chwilę wcześniej Maz. Ale nie byłem jeszcze bez szans. Wszak moja własna Maz miała już w tym momencie dwie bronie i a tak uzbrojona może być groźna niemal dla każdego. Szybko tego dowiodła, bo obrażenia zadawała znacznie szybciej, niż je otrzymywała. Sęk w tym, że jej żywotność jej znacznie mniejsza, a Keil miał w talii więcej „oszustw” niż się spodziewałem i w końcu musiałem pogodzić się z porażką. 2:1

Przegrane przez własne błędy bolą najbardziej.
Na półmetku miałem zatem wynik przyzwoity, ale bardzo daleki od komfortowego. Każda kolejna gra była zatem grą o wszystko i wiedziałem, że z Cinkiem i jego zawsze groźnym połączeniem Boby Fetta i Siódmej Siostry wygrać muszę. Problem z tą talią jest taki, że zawsze mam dylemat, kogo atakować w pierwszej kolejności. Ale kiedy Siostra dostała do towarzystwa swego droida, nie miałem już żadnych wątpliwości. Mimo to gra mogłaby potoczyć się różnie, gdyby nie fakt, że przeciwnik zrobił w pewnym momencie jeden niepozorny i niewielki błąd, który okazał się brzemienny w skutkach i pozwolił mi dość szybko pozbyć się Siostry. Samotny Boba bronił się dzielnie (a Szybkie rączki w połączeniu z Wibrokordelasem wyglądały groźnie), ale koniec końców musiał ulec Obiemu i Maz. 3:1
Na tym etapie wszystko wskazywało na to, że wystarczy wygrać jeszcze jedną grę, by realnie myśleć o fazie pucharowej. Ale kiedy poznałem mego kolejnego przeciwnika, wiedziałem, że nie będzie łatwo. Oto bowiem stanąłem na przeciw chyba najlepszego w Polsce gracza millowego – Cibora. A czym mógł on grać? Oczywiście millem i to wyjątkowo irytującym – eThrawn/Unkar. Mimo to, gra nie wyglądała źle (nawet pomimo tego, że bardzo szybko pojawił się Wielki Moff, a ja zacząłem żałować, że używam pola bity do usuwania kostek), a to głównie za sprawą uzbrojonej po zęby Maz. I kiedy już już miała pozbyć się Wielkiego Admirała i obrać za cel spekulanta z Jakku, dopadł ją Szef Gangsterów, a to oznaczało koniec gry, bowiem Obi-Wan samojeden nie miał szans przebić się przez kontrolę przeciwnika. 3:2
Ostatnia gra była zatem moim być albo nie być, a że mój przeciwnik – Thingol – był w podobnej sytuacji, wiedziałem, że gra będzie bardzo ciężka, choć przeciwko talii, która zbyt często się nie trafia – eHan2/ePoe2. Bardzo szybko przekonałem się jednak o jej sile, a kombinacja Hit and Run oraz Impulsive sprawiła, że Obi od pierwszej tury walczyć musiał o życie. Jakby tego było mało, w kolejnej turze Thingol poprawił jeszcze Quick Drawem i wiedziałem, że jeśli Poe rzuci przyzwoicie, będzie po grze. Ku mej ogromnej uldze rzucił chyba same blanki, a ja dostałem swoją szansę. Maz stanęła na wysokości zadania rzucając focus, Obi się Skupił i wspólnie pożegnali Poego. Samotny Han nie był już w stanie zrobić praktycznie nic i choć bronił się wyjątkowo dzielnie i długo, to w końcu dopiąłem swego i zakończyłem swissa z wynikiem 4:2, co ostatecznie dało mi 4 miejsce.
Na tym etapie bezkonkurencyjny był Keil, który ani razu nie zaznał goryczy porażki. Ale jak wiadomo, Topki rządzą się swoimi prawami i wszystko było jeszcze możliwe…
„Szybki Strzał” – TOP 8
Jak na przykład to, że znów będę musiał grać ze znienawidzonym millem Cibora. Oczywiście nie, żebym miał coś przeciwko tej konkretnej talii, czy tym bardziej Ciborowi, ja w równym stopniu nienawidzę każdego milla. A fakt, że wcześniej doznałem z nim już sromotnej porażki, nie poprawiał mojego nastawienia. Gra rozpoczęła się podobnie jak poprzednio. Większość moich kostek była usuwana, a ja miałem poczucie, że nie zadaję obrażeń dostatecznie szybko. Z kolei bogactwo przeciwnika rosło w zastraszającym tempie. Nawet kiedy udało mi się zabić Thrawna, wiedziałem, że jeden Szef Gangsterów czy Buyout może odwrócić losy gry. Ale ani jedno, ani drugie nigdy nie nadeszło i fatalne dojście przeciwnika zapewniło mi koniec końców dość łatwe zwycięstwo i awans do półfinałów (pierwsze dwie fazy graliśmy do jednego zwycięstwa).
A tam czekał już na mnie Ralf i jego Emo Kidsy, które niespodziewanie wygrały z niepokonanym w swissie Keilem. Zdziwiło mnie to tym bardziej, że sam grając Obi-Maz nigdy z emosami większych problemów nie miałem. Początek gry nie był jednak tak różowy. Co prawda Ralf sporo wydawał na kontrolę moich kości, przez co nie zbroił się w takim tempie, jak ja, aczkolwiek jego rzuty z powodzeniem to rekompensowały. Z czasem jednak udało mi się uzyskać przewagę i zacząłem przechylać szalę zwycięstwa na swoją stronę. I w tym momencie po raz kolejny zacząłem popełniać błędy, tyleż z uwagi na nieczęste gry z emo kidsami, co z poczucia, że gra już jest wygrana. Jedno No Mercy później i jeden Obi-Wan mniej, wynik gry dla postronnego obserwatora mógł nie być już tak oczywisty. Aczkolwiek na przeciwko Anakina stała uzbrojona po zęby Maz, więc byłem spokojny. Nawet pomimo drobnego misplay’a w ostatniej turze, starsza pani dowiodła swej wyższości, a ja, podobnie jak przed rokiem, awansowałem do finału.

Walka o finał dopiero się rozpoczyna…
Tam czekał już na mnie Siergiej i jego 4-Wide. Pierwsza gra była niezwykle zacięta i emocjonująca. Była to też zdecydowanie najlepsza gra, którą na tym turnieju rozegrałem. Co prawda Siergiej szybko uzyskał znaczącą przewagę zabijając mi Maz, ale Obi z podniesionym czołem dawał odpór trzem pozostałym postaciom przeciwnika i flotylli pojazdów. Szybko przekonałem się, że szans na konwencjonalne zwycięstwo już nie mam. Ale o dziwo pojawiła się szansa na… zmillowanie przeciwnika. Tym bardziej, że w talii wciąż pozostały mi dwa wibronoże… I by mi się to udało, gdyby nie fakt, że w decydującej turze na dwóch nożach z kilkoma przerzutami nie udało mi się wyturlać jednego, jedynego discarda, który zakończyłby grę. A tak to pozostało mi tylko odrabiać straty. Na szczęście udało mi się to po kolejnej grze, która znacznie bardziej przypominała już nasze starcie z rundy zasadniczej. W decydującej, trzeciej grze, do głosu ewidentnie doszło zmęczenie. Widać było, że i ja, i Siergiej mamy już trochę dość turlania. Ale ja chyba miałem dość w stopniu trochę mniejszym, a że dodatkowo przeciwnik rzucał naprawdę słabo, to ostatecznie trzecia partia też okazała się dość jednostronna (dość powiedzieć, że kończąc grę miałem wbite tylko 3 obrażenia).
I w ten właśnie sposób udało mi się przełamać klątwę drugich oraz trzecich miejsc i w końcu wygrać coś większego, niż lokalny turniej.
Wyniki
Ostateczne wyniki to:
I miejsce: Hipo – eObi-Wan2/eMaz
II miejsce: Siergiej – Ezra/Rookie Pilot/Hired Gun/Jedi Temple Guard
Reszta TOP4: Drumdaar – eAayla/Rey1/Padawanka oraz Ralf (eKylo/eAnakin)
Podsumowanie
Na wstępie chciałem raz jeszcze podziękować wszystkim uczestnikom turnieju, ze szczególnym uwzględnieniem tych, którzy pokonać musieli długą drogę. Mam nadzieję, że nie żałowali, bo turniej uważam za bardzo udany, nie tylko dlatego, że udało nam się poprawić zeszłoroczną frekwencję.
Cieszy też, że wbrew obawom wielu osób, Obi-Maz nie zdominował turnieju. Owszem, pojawiło się kilka takich talii, ale było też sporo innych, ciekawych, i jak widać mocnych kombinacji. Dość powiedzieć, że pojawiły się talie nawet tak oryginalne, jak eHera i dwóch Wookieech Lutoka.
Podziękowania należą się też włodarzom knajpy Boardowa, która nas gości i która stać się może pierwszą lokalizacją dla krakowskich graczy i miłośników Przeznaczenia; oraz sklepowi Vanaheim, który zapewnił nam turniejowego kita (w tym roku wyjątkowo sytego).